O PAP.pl

PAP.pl to portal PAP - największej agencji informacyjnej w Polsce, która zbiera, opracowuje i przekazuje obiektywne i wszechstronne informacje z kraju i zagranicy. W portalu użytkownik może przeczytać wybór najważniejszych depesz, wzbogaconych o zdjęcia i wideo.

Czy dzieci potrzebują produktów do detoksu? Lekarz: to książkowy przykład marketingu strachu

W mediach społecznościowych pojawiły się reklamy preparatów do „detoksu dzieci”, które rzekomo usuwają metale ciężkie i pasożyty. Pediatra dr Łukasz Dembiński ostrzegł przed ich stosowaniem. – To przykład marketingu strachu, w przypadku zatrucia takie produkty nie pomogą – podkreślił w rozmowie z PAP.

Dziecko. Zdj. ilustracyjne. Fot. PAP/Szymon Pulcyn
Dziecko. Zdj. ilustracyjne. Fot. PAP/Szymon Pulcyn

Większość promowanych przez polskie influencerki preparatów do „detoksu dzieci” kosztuje 100–150 zł za buteleczkę 30 ml, wystarczającą na miesiąc.

Jeden z polecanych produktów ma rzekomo usuwać ciężkie metale i toksyny z organizmu dzieci – w tym ołów, rtęć, aluminium, arsen i kadm. Ogłoszenie brzmiało, że preparat jest do podawania dzieciom od 2. roku życia, „najlepiej rano, wcześnie zacząć detoks”. Kolejny produkt to ziołowy środek, który ma rzekomo oczyszczać organizm dziecka z pasożytów.

Więcej

Szczepienie dziecka/ zdjęcie ilustracyjne Fot. PAP/Grzegorz Michałowski
Szczepienie dziecka/ zdjęcie ilustracyjne Fot. PAP/Grzegorz Michałowski

Zbadano historię chorób miliona dzieci. Chodzi o aluminium w szczepionkach

Jedna z influencerek, którą obserwuje prawie 20 tys. osób, twierdzi, że oba produkty podaje swoim dzieciom.

W internecie można znaleźć wiele innych preparatów przeznaczonych dla dzieci, reklamowanych jako środki detoksykujące i dostępnych w sprzedaży w Polsce. Ich producenci zapewniają, że produkty te w bezpieczny sposób usuwają różne szkodliwe organizmy i „odtruwają” ciało dziecka. W opisach można przeczytać, że toksyny – które rzekomo codziennie oddziałują na dzieci – mają być odpowiedzialne za problemy społeczne i edukacyjne, brak energii czy trudności z koncentracją.

Więcej

Zdjęcie ilustracyjne Fot. evso/Adobe Stock
Zdjęcie ilustracyjne Fot. evso/Adobe Stock

Kobiece mleko coraz bardziej potrzebne. Szpital apeluje do karmiących mam

Dr n. med. i n. o zdr. Łukasz Dembiński, specjalista pediatrii i gastroenterologii, członek Zarządu Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego oraz Europejskiej Akademii Pediatrii, podkreślił w rozmowie z PAP, że w przypadku podejrzenia zatrucia metalami ciężkimi u dziecka należy niezwłocznie udać się do lekarza, a produkty detoksykacyjne zdecydowanie nie pomogą.

– Jeżeli natomiast podejrzewamy zakażenie pasożytami, należy przede wszystkim wykonać odpowiednie badania kału, a w niektórych przypadkach także badania krwi. Jedynym właściwym odstępstwem są owsiki – w ich przypadku opiekun może sam stwierdzić obecność żywych nicieni w okolicy okołoodbytowej dziecka, które najczęściej dają się obserwować w godzinach nocnych, i żadne dodatkowe badanie nie będzie już potrzebne – wyjaśnił.

Więcej

Dzieci na placu zabaw. Fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk
Dzieci na placu zabaw. Fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk

Doświadczenia z dzieciństwa kształtują istotę białą mózgu

Lekarz dodał, że jeżeli zarażenie pasożytami zostanie potwierdzone, należy włączyć leczenie – lekami, a nie suplementami diety. Jak podkreślił, leki przeciwpasożytnicze są wyjątkowo skuteczne i – stosowane zgodnie z zaleceniami – bezpieczne, większość z nich nawet nie wchłania się do organizmu, działając jedynie w świetle jelita.

Dlaczego mielibyśmy sięgać po substancje, których właściwości są rzekome, w ogóle nie działają lub nie zostały przebadane, a przy tym mogą być niebezpieczne? Współczesna medycyna z dużą pokorą i uznaniem patrzy na ziołolecznictwo, ale środki ziołowe „odstraszające pasożyty” były wykorzystywane w czasach, gdy nie mieliśmy innych możliwości, a ich skuteczność była niska. Po co więc wracać do średniowiecznych metod? – powiedział lekarz.

Więcej

Dziecko podczas szczepienia. Zdj. ilustracyjne. Fot. PAP/Grzegorz Michałowski
Dziecko podczas szczepienia. Zdj. ilustracyjne. Fot. PAP/Grzegorz Michałowski

GIS zapowiada kontrolę kart szczepień dzieci

Zwrócił też uwagę, że kampanie marketingowe takich produktów często posługują się specyficznym słownictwem – na przykład „mikronizowane nanocząsteczki” – mającym stworzyć pozory naukowości. Z drugiej strony w opisach pojawiają się odwołania do „naturalności”, „setek lat doświadczeń” czy „łagodności działania”, a także twierdzenia o „codziennym atakowaniu organizmu przez toksyny” – które nie są poparte żadnymi danymi.

To książkowy przykład marketingu strachu, który ma grać na emocjach rodziców. Wydaje się, że jedynym powodem propagowania takich produktów jest nieetyczna chęć zysku – ocenił lekarz. I podkreślił, że dzisiejsza medycyna opiera się na dowodach naukowych – wynikach wiarygodnych i powtarzalnych badań – w celu zapewnienia bezpieczeństwa pacjentów oraz potwierdzenia skuteczności. Produkty reklamowane jako „detoksy dla dzieci” zazwyczaj nigdy nie zostały poddane jakimkolwiek badaniom.

Więcej

Na najdłuższy wyrok skazano dyrektora firmy farmaceutycznej Quramax. Fot. Pixabay (grafika ilustracyjna)
Na najdłuższy wyrok skazano dyrektora firmy farmaceutycznej Quramax. Fot. Pixabay (grafika ilustracyjna)

23 osoby skazane na więzienie za śmierć 68 dzieci zatrutych syropem

Dr Dembiński zaznaczył, że zawsze powtarza swoim studentom, że jeżeli ktoś twierdzi, że dana substancja jest cudownym lekiem, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przeprowadzić badanie. To podstawa nauki, by sprawdzić, czy dana teoria jest prawdziwa. – Myślę, że bez problemu znajdzie się kilka zespołów naukowych w Polsce, które z przyjemnością przetestują bezpieczeństwo i skuteczność takich produktów. Warto zadać sobie pytanie, dlaczego sprzedawcy tych preparatów nie chcą ich zbadać, a w zamian wspierają się agresywnym i emocjonalnym marketingiem – podkreślił.

Pytany, jakie mogą być zdrowotne konsekwencje podawania zdrowym dzieciom takich produktów, lekarz ocenił, że na szczęście niewielkie, ponieważ producenci tych specyfików dbają o to, by stężenia potencjalnie aktywnych substancji były na tyle niskie, by nie wywrzeć żadnego wpływu na organizm. Jest to – jak wytłumaczył lekarz – jeden ze sposobów na zabezpieczenie się przed możliwymi konsekwencjami prawnymi – to różnica procesowa między nierzetelną reklamą a naruszeniem czynności narządu ciała lub rozstrojem zdrowia.

Więcej

Naukowcy badali, które dzieci są mądrzejsze i zdrowsze psychicznie jako nastolatki Fot. PAP/Rafał Guz
Naukowcy badali, które dzieci są mądrzejsze i zdrowsze psychicznie jako nastolatki Fot. PAP/Rafał Guz

Które dzieci stają się mądrzejsze i zdrowsze psychicznie jako nastolatki? Najnowsze badania

Dr Dembiński podkreślił jednak, że zarówno preparaty ziołowe, jak i glinokrzemiany mogą być zanieczyszczone metalami ciężkimi i pestycydami – producenci zazwyczaj w żaden sposób nie poddają ich kontroli pod tym kątem, m.in. dlatego, że nie dysponują realnymi laboratoriami. Ponadto większość wyciągów ziołowych oferowanych w internecie nie podlega standaryzacji i każda partia produktu może mieć inne stężenie substancji aktywnych. Do tego, jak zwraca uwagę lekarz, część tego typu produktów w ogóle nie jest zarejestrowana w Unii Europejskiej i jest importowana jako produkty nie do użytku wewnętrznego, bez żadnego nadzoru i kontroli.

– Mimo tego wszystkiego dla mnie i tak podstawowym niebezpieczeństwem stosowania tych preparatów jest złudne poczucie bezpieczeństwa, co może skończyć się przeoczeniem realnego problemu zdrowotnego – dodał.

Oprócz suplementów diety reklamowanych jako sposób na „oczyszczenie organizmu dzieci” w podobny sposób promowane są niektóre diety. Ich cele mają być podobne – pozbycie się pasożytów i metali ciężkich – ale głównie za pomocą jedzenia, np. tylko jednego soku owocowego przez dłuższy czas.

Taki brak zbilansowania diety może być jeszcze większym zagrożeniem dla zdrowia niż wspomniane suplementy ziołowe – ocenił dr Dembiński. – Organizm dziecka w okresie intensywnego rozwoju wymaga wszystkich składników odżywczych. Sok owocowy to głównie woda, cukry i trochę błonnika, jeżeli nie jest klarowany. Trudno sobie wyobrazić, jakie pozytywne efekty miałaby przynieść dziecku taka dieta. Czego przecież mieliśmy dramatyczny przykład niedawno, 3-latki z okolic Zielonej Góry, u której dieta owocowa skończyła się skrajnym niedożywieniem – opisał lekarz.

Więcej

Szczepienie niemowlaka Fot. PAP/Grzegorz Michałowski
Szczepienie niemowlaka Fot. PAP/Grzegorz Michałowski

Obowiązkowe szczepienia ochronne niekonstytucyjne? TK ogłosi wyrok w głośnej sprawie

W grudniu 2024 r. do szpitala w Zielonej Górze zgłosili się rodzice z 3-letnią, skrajnie wygłodzoną dziewczynką. Prokurator Ewa Antonowicz, rzeczniczka zielonogórskiej prokuratury okręgowej, przekazała w tamtym czasie mediom, że „rodzice stosowali bardzo restrykcyjną dietę, karmiąc dziecko tylko mlekiem i winogronami”, ponadto dziewczynka nie była pod opieką żadnego lekarza i nie miała przeprowadzonych kilku obowiązkowych szczepień. W momencie przyjęcia do szpitala ważyła 8 kg. Rodzice usłyszeli zarzuty stworzenia choroby realnie zagrażającej życiu w postaci niewydolności wielonarządowej spowodowanej przez niewłaściwe żywienie dziecka.

Jak podkreślił dr Dembiński, wbrew utartym schematom, że owoce to dobro, a tłuszcze to zło, w diecie dziecka niezbędne są tłuszcze, które zapewniają m.in. prawidłowy rozwój układu nerwowego.

– W praktyce pediatrycznej mamy często problem z pewnym nadmiarem produktów owocowych w diecie, a właściwie ich niezbilansowaniem z innymi składnikami (w tym tłuszczami), powodującym u kilkulatków biegunkę, wzdęcia, niechęć do jedzenia i pogorszenie rozwoju. Podkreślam, „diety oczyszczające” u dzieci to bardzo zły pomysł. Jeżeli mamy wątpliwości, warto zasięgnąć rady specjalisty pediatrii. A do picia dawać dziecku wodę, bez soku – zaznaczył lekarz.

Autorka: Agata Gutowska (PAP)

agg/ bst/ mhr/ kgr/

Zobacz także

  • Czytające dziecko (zdjęcie ilustracyjne). Fot. PAP/Marcin Bielecki
    Czytające dziecko (zdjęcie ilustracyjne). Fot. PAP/Marcin Bielecki
    Specjalnie dla PAP

    Andrzej Maleszka: to nieprawda, że dzieci nie chcą czytać

  • Zdjęcie ilustracyjne. Fot. PAP/Michał Meissner
    Zdjęcie ilustracyjne. Fot. PAP/Michał Meissner

    Ewakuacja przedszkola na Śląsku. Czujki zaalarmowały o emisji tlenku węgla

  • Zdjęcie ilustracyjne Fot. Adobe Stock/peshkova
    Zdjęcie ilustracyjne Fot. Adobe Stock/peshkova
    Specjalnie dla PAP

    Ekspertka z Google’a: już dzieci muszą wiedzieć, że za AI stoją ludzie [WYWIAD]

  • Papież Leon XIV Fot. PAP/EPA/RICCARDO ANTIMIANI
    Papież Leon XIV Fot. PAP/EPA/RICCARDO ANTIMIANI

    Papież do Polaków: nie bójcie się przyjmować i bronić każdego poczętego dziecka

Serwisy ogólnodostępne PAP