David Matas, ekspert ds. praw człowieka: Grabież narządów w Chinach trwa, zmieniają się dotknięte nią grupy; to jest ludobójstwo [NASZE WIDEO]

2023-09-16 07:00 aktualizacja: 2023-09-16, 20:32
David Matas. Fot. PAP
David Matas. Fot. PAP
Dowody na grabież narządów od Ujgurów są bardziej oczywiste i rzucające się w oczy niż dowody na pobieranie narządów od członków ruchu Falun Gong – mówi w rozmowie z PAP David Matas, kanadyjski prawnik zajmujący się procederem masowego pobierania narządów od więźniów sumienia w Chinach. Jego zdaniem te działania spełniają definicję ludobójstwa.

David Matas, pochodzący z Kanady prawnik specjalizujący się w obronie praw człowieka, swoje śledztwo w sprawie, którą później nazwał "przestępstwem, którego świat jeszcze nie wiedział", rozpoczął niemal dwie dekady temu. W 2006 kobieta o pseudonimie Annie zeznała w Waszyngtonie, że w okresie 2003-2005 jej były mąż i inni lekarze w szpitalu Sujiatun Hospital w mieście Shenyang w północnej prowincji Liaoning byli zaangażowani w grabież narządów od członków ruchu Falun Gong. "Chcieliśmy ustalić, czy to prawda, czy nie" – mówi Matas, który wraz z Davidem Kilgourem, kanadyjskim dyplomatą, na zlecenie jednej z organizacji pozarządowych badali sprawę dwutorowo: zarówno od strony dowodów potwierdzających proceder, jak też tych, które temu zaprzeczały. "Doszliśmy do wniosku, że działo się to nie tylko w Sujiatun, ale w całych Chinach, i to nie tylko w latach 2003-2005, ale od 2001 r. do daty publikacji naszego raportu" - opowiada rozmówca PAP.W swoim raporcie "Krwawe żniwa" Matas i Kilgour stwierdzili, że w latach 2000–2005 z 60 tys. narządów przeszczepionych w Chinach 41,5 tys. pochodziło z nieokreślonych źródeł.

 

W pewnym momencie w 2006 r., mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ukazał się nasz raport, rząd w Pekinie przyznał, że tak naprawdę wszystkie używane do przeszczepów organy pochodzą od więźniów - wspomina Matas. "Potem powiedzieli: cóż, wszyscy ci więźniowie zostali skazani na śmierć. Oddali swoje narządy przed śmiercią, aby odpokutować za swoje zbrodnie i zostali skazani na śmierć za zwykłe przestępstwa. I kontynuowali tę narrację aż do 2014 r." – dodaje.  Póniej w Chinach co prawda zakazano przeszczepów od więźniów i stworzono bazę dobrowolnych dawców, ale nasze badania zwróciły uwagę na rozbieżność między liczbą potencjalnie dostępnych organów a rzeczywiście wykonywanymi transplantacjami - zaznacza prawnik.Kolejne wersje raportów Matasa były jednym z dowodów przedstawionych organizacji China Tribunal, która orzekała w marcu 2020 r. "ponad wszelką wątpliwość", że Chiny przez wiele lat wykorzystywały praktykujących ruch Falun Gong jako źródło organów do przeszczepów.Ruch Falun Gong to wspierany w latach 90. przez Komunistyczną Partię Chin (KPCh) system ćwiczeń mających na celu doskonalenie ciała i umysłu, promujący zdrowy tryb życia. KPCh początkowo wspierała Falun Gong z powodu zmniejszenia finansowania służby zdrowia. Jednak ruch rozrósł się do tego stopnia, że pod koniec lat 90. władze w Pekinie uznały go za zagrożenie i rozpoczęły masowe aresztowania członków ruchu i prześladowania. Według naszych szacunków na przestrzeni dwóch dekad począwszy od 2001 r. liczba przeprowadzanych każdego roku przeszczepów wynosiła od 60 tys. - we wcześniejszym okresie - do 100 tys. - w późniejszych latach - wylicza w rozmowie z PAP Matas.

"W końcu wyczerpała się ta pula narządów" pochodząca od członków Falun Gong – mówi bez ogródek ekspert.Nie oznaczało to jednak końca grabieży organów na masową skalę. Do tego momentu bowiem powstał rozległy system transplantologii. W 1999 działało 150 szpitali wykonujących transplantacje, a w 2007 – niemal tysiąc. W Chinach powszechne stały się szpitale wojskowe przeznaczone dla ogółu społeczeństwa, które miały powiązania z więzieniami i ośrodkami, w których przetrzymywano "więźniów sumienia".China Tribunal w swoim orzeczeniu w 2020 r. podkreśla, że "skoordynowane prześladowania i testy medyczne Ujgurów mają miejsce od niedawna i niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości pojawią się dowody na przymusowe pobieranie narządów od tej grupy".Pozyskiwanie narządów od więźniów zaczęło się w Chinach z wygody i stało się nałogiem – stwierdził Matas w przemówieniu podczas sympozjum w japońskim Kyoto w październiku ubiegłego roku."Populacja Ujgurów, którzy są masowo aresztowani od ok. 2017 r., w pewnym stopniu odpowiada lub rekompensuje ubytek narządów pochodzący z masowego zabijania członków Falun Gong" – ocenia Matas w rozmowie z PAP i zaznacza, że "istnieją na to znaczące dowody", które są "nawet bardziej oczywiste i rzucające się w oczy niż dowody na pobieranie narządów od członków Falun Gong".Mamy zdjęcia oznakowanych ścieżek na lotniskach, mówiących o priorytecie dla transportu narządów - opowiada Kanadyjczyk.

"W przypadku Falun Gong czegoś takiego nie było. Narządy od członków Falun Gong były w większości pozyskiwane lokalnie, podczas gdy narządy od Ujgurów są pozyskiwane w Sinciangu, a następnie transportowane po całych Chinach" - wyjaśnia. Przynależący do jednej z 55 mniejszości uznanych oficjalnie w ChRL Ujgurzy mieszkają głównie w odległej północno-zachodniej prowincji Sinciang. Żeby transport organów na tak duże odległości był możliwy, musiał nastąpić postęp w transplantologii.

Matas wskazuje, że medycyna opracowała specjalne roztwory wydłużający czas niedokrwienia tkanek oraz system pozaustrojowej oksygenacji membranowej, to "umożliwiło zachowanie żywotności organów, co nie było możliwe w czasie, gdy rozpoczęły się prześladowania Falun Gong"."Technologia jest moralnie neutralna. Może być wykorzystywana w dobrym i złym celu. Technologia transplantacyjna nie została opracowana w celu zabijania więźniów sumienia. Jednak w chińskim systemie, systemie komunistycznym, stało się to po prostu nowym sposobem masowego zabijania przeciwników, do czego przyzwyczajony jest ten system" – ocenia Matas."Tym, co prowadzi do nadużyć, jest częściowo polityka, chęć represjonowania tych grup, a częściowo pieniądze, duża ilość pieniędzy z przeszczepów. Moim zdaniem musi nastąpić zmiana dynamiki władzy i pieniądza w Chinach, aby powstrzymać nadużycia. Ale ponieważ te nadużycia są wymierzone w grupy mniejszościowe, takie jak praktykujący Falun Gong i Ujgurzy, to co się dzieje, jest ludobójstwem" – oświadcza kanadyjski prawnik.

"Jeśli spojrzeć na definicję ludobójstwa zawartą w Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, zawiera ona szereg aktów, które stanowią ludobójstwo, a jednym z nich jest masowe zabijanie. I to jest masowe zabijanie. Istnieje również rodzaj ogólnego wymogu, czyli musi istnieć zamiar zniszczenia grupy w całości lub w części" – wymienia Matas."Dla KPCh głównym interesem była władza, nie pieniądze. Postrzegali masowe zniszczenie jako interes partii komunistycznej, ponieważ identyfikowali tych ludzi jako pewnego rodzaju przeciwników, którzy mogą osłabić władzę partii komunistycznej w Chinach. I nie postrzegali tego przede wszystkim jako przedsięwzięcia do zarabiania pieniędzy. Dlatego moim zdaniem to, co się dzieje, mieści się w prawnej definicji ludobójstwa" – orzeka Matas.

Jednak do grabieży narządów rękę przykładają także zagraniczni biorcy, którzy decydują się na tzw. turystykę transplantacyjną. Szukając dla siebie ratunku, trafiają do Chin, gdzie "średni czas oczekiwania może wynosić zaledwie 12 dni. Niektórzy pacjenci są informowani z wyprzedzeniem o dokładnym dniu operacji. Oznacza to, że szpital zna datę śmierci przyszłych +dawców+" – można przeczytać w raporcie "Hala Organs – China's Genocide" (Narządy hala – ludobójstwo w Chinach) organizacji Campaign Foru Yghurs z 2020 r.Według ustaleń Matasa z 2019 r. "około 28 proc. biorców narządów w Chinach to obecnie obcokrajowcy"."W pewnym momencie przyznali (rząd chiński - PAP), że istnieje turystyka transplantacyjna. Podali statystyki. W innym momencie powiedzieli, że nie, że to całkowicie ustało" – wyjaśnia Matas sugerując, że władza w Pekinie w przekazie międzynarodowym mówi to, co reszta świata chce usłyszeć, ale nie przekłada się to na żadne działania.

"A bardziej łatwowierni (z zagranicznych partnerów) mają tendencję do przyjmowania tej retorycznej zmiany za dobrą monetę bez sprawdzania, czy jest to prawda".Zdaniem Matasa pandemia covid-19 nie ograniczyła procederu turystyki transplantacyjnej do Chin."Chiny nie były całkowicie zamknięte. Były wyjątki. Nie wolno było się tam dostać z wyjątkiem przypadków nagłych. A przeszczepy wpisywały się w to. Tak więc podczas pandemii istniała turystyka transplantacyjna do Chin" – mówi Matas.Na pytanie, czy Polska może coś zrobić w kwestii grabieży narządów w Chinach, nominowany do Nagrody Nobla w 2010 za swoje badania w tej kwestii Matas wspomniał Konwencję Rady Europy przeciwko handlowi ludzkimi narządami, której Polska od 2015 nie ratyfikowała, choć podpisała.Matas wylicza, że Polska mogłaby uchwalić przepisy zakazujące turystyki transplantacyjnej do Chin, ustanowić system obowiązkowego zgłaszania osób, które zgłaszają się np. po leki immunosupresyjne, choć nie przeszły przeszczepu w kraju. Polski rząd mógłby też "odciąć wszelką wymianę między Chinami i chińskim systemem transplantacji a polskim systemem transplantacji" – sugeruj Matas."Polska musi ustanowić kompleksowe podejście, aby uniknąć wszelkiego współudziału w nadużyciach związanych z przeszczepami narządów w Chinach" – podsumowuje Matas. (PAP)