Ekspert OSW: szacujemy, że Rosja wydaje na wojnę 40 proc. budżetu

2024-02-23 10:22 aktualizacja: 2024-02-24, 11:35
Ukraińscy żołnierze na froncie w pobliżu Doniecka, fot. PAP/AA/Abaca
Ukraińscy żołnierze na froncie w pobliżu Doniecka, fot. PAP/AA/Abaca
Szacujemy, że Rosja wydaje na wojnę z Ukrainą 40 proc. budżetu państwa. To trzykrotny wzrost w ciągu ponad trzech lat. Jednocześnie przekierowując handel z Europy na Azję, Kreml nadal czerpie dochody z eksportu surowców, jednak na niższym poziomie - mówił w Studiu PAP ekspert OSW Marek Menkiszak.

Menkiszak w Studiu PAP pytany był m.in. jak długo Rosja, która w związku z wojną przeciwko Ukrainie przestawiła swoją gospodarkę w tryb wojenny, może trwać w takim stanie.

"To jest bardzo ważne pytanie i tak naprawdę wszyscy się nad tym zastanawiamy. Bo z jednej strony ta wojna napędza rosyjską gospodarkę, stała się trochę motorem wzrostu. To nominalnie ponad 3 proc. wzrostu PKB w zeszłym roku. To jest spory wynik. Napędzany jest nie tylko sektor zbrojeniowy, który pracuje na trzy zmiany, ale też inne sektory, które wspierają front: odzieżowy, który szyje mundury, farmaceutyczny, który dostarcza lekarstwa, transport i wszystko to, co tak naprawdę może być pośrednio użyte do wspierania agresji" - powiedział.

Kierownik zespołu rosyjskiego Ośrodka Studiów Wschodnich zaznaczył, że Rosja nadal czerpie dochody z eksportu surowców po tym jak udało jej się częściowo przekierować handel do Azji z Europy, która była głównym rynkiem zbytu, a która w wyniku agresji wprowadziła sankcje na wiele produktów.

"To jest jedna strona medalu, bo drugą są potężne koszty tej wojny. Szacujemy, że 40 proc. budżetu federalnego Rosji w tej chwili wydatkowane jest na cele związane z wojną. Trzykrotnie w ciągu ostatnich ponad trzech lat wzrosły wydatki nominalne na obronę narodową, tak nazwany jest rozdział w budżecie w Rosji" - powiedział.

Na uwagę, że Rosja od wielu lat poprzedzających 24 lutego 2022 r. i pełnoskalową agresję na Ukrainę, miała gromadzić aktywa, surowce i budować rezerwy powiedział, że część z rezerw została zamrożona. "Chodzi o 300 mld dolarów" - dodał.

"Długo trwała trudna debata nad tym, czy możemy skonfiskować te środki i użyć je na wsparcie Ukrainy, co byłoby właściwie najlepszym rozwiązaniem. W tej chwili wydaje się, że jest konsens co do tego, że możemy użyć odsetek od tego kapitału. To też są niebagatelne sumy, to miliardy euro i dolarów. I wydaje się, że ta decyzja politycznie już zapadła w Stanach. Zostanie ogłoszona w najbliższym czasie. W zasadzie zapadła już także w Unii Europejskiej" - powiedział.

Menkiszak podkreślił, że "niedawne zabójstwo" rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego może pomóc w podjęciu pewnych decyzji, które do tej pory ciężko było doprowadzić do końca.

Departament Sprawiedliwości USA poinformował w piątek, że Stany Zjednoczone zamierzają skonfiskować rosyjskie zamrożone aktywa o łącznej wartości 700 mln dolarów w ramach polityki sankcji związanych z agresją militarną Kremla na Ukrainę na dużą skalę.

12 lutego z kolei Rada Unii Europejskiej przyjęła decyzję i rozporządzenie precyzujące obowiązki centralnych depozytów papierów wartościowych (CSD) posiadających aktywa i rezerwy rosyjskiego Centralnego Banku Rosji, które zostały unieruchomione w wyniku unijnych środków ograniczających. Przybliża to możliwość wykorzystania zysków z tych aktywów dla odbudowy Ukrainy.

Marek Menkiszak: jesteśmy w stanie wojny z Rosją; konflikt hybrydowy trwa od lat

Menkiszak pytany o odradzający się Rosyjski imperializm i cele które chce osiągnąć Federacja Rosyjska m.in. poprzez wojnę na Ukrainie odpowiedział, że niezmiennym celem jest rozmontowanie obecnego systemu bezpieczeństwa w Europie i ukształtowanie go w sposób, w którym Rosja de facto będzie dyktować reszcie to, co uważa za właściwe dla niej i zgodne z jej interesem.

"Polityczna, faktyczna śmierć NATO i podyktowanie takiego systemu, w którym Rosja będzie współdecydentem i będzie dyktować. Jeżeli nie uzyska tego na drodze politycznej poprzez ustępstwa będzie próbować, tego się nie da wykluczyć i to jest ten najczarniejszy scenariusz - wykorzystywać metody bardziej radykalne" - ocenił i zaznaczył, że możliwe jest eskalowanie wojny hybrydowej.

"Pamiętajmy, że jesteśmy w stanie wojny z Rosją, trwa ona od lat i ma charakter hybrydowy. Rosjanie dokonują cyberataków, kampanie propagandowe, próby destabilizacji sytuacji wewnętrznej w szeregu ważnych krajów w Europie. W tej chwili atakują już infrastrukturę krytyczną. Takie ataki testowe wykonywane są w różnych miejscach" - powiedział.

Kierownik zespołu rosyjskiego Ośrodka Studiów Wschodnich wyjaśnił że to m.in. ataki na kable podmorskie, gazociągi, systemy zarządzania ruchem kolejowym czy wirusy atakujące choćby systemy energetyczne. W tej sposób, w jego ocenie Kreml może wykorzystywać eskalację jako sposób na zastraszenie i próbę mocniejszej destabilizacji sytuacji wewnętrznej w państwach Bałtyckich i Polsce. "Wreszcie, nie da się całkowicie wykluczyć, chociaż to nadal jest mało prawdopodobny wariant, mogą doprowadzić do ograniczonej operacji wojskowej" - prognozował.

"Wszyscy sobie wyobrażają, że chodzi o jakąś gigantyczną inwazję, do której Rosjanie przez lata będą się przygotowywać i odbudowywać swoje siły zbrojne, aby dokonać takiej zmasowanej inwazji. To nie musi wcale dziać się w ten sposób. Może być to ograniczona operacja wojskowa, której celem będzie zajęcie jakiejś części terytorium, postraszenie użyciem broni jądrowej i zażądanie negocjacji na temat porozumień politycznych" - ocenił.

Menkiszak podkreślił, że do realizacji scenariusza zmasowanej inwazji Rosja absolutnie nie jest w tym momencie gotowa, o ile nie użyłaby od razu broni jądrowej. Zaznaczył, że to nie jedyne scenariusze, którymi mogą się posłużyć przywódcy Kremla.

"Pamiętajmy, że ważna jest percepcja. Nieważne nawet jaki jest stan rzeczywisty. Rosjanie uważają, że o zwycięstwie w wojnie nie decydują wyłącznie posiadane zdolności wojskowe. Decyduje przewaga psychologiczna i wola polityczna. Oni uważają, że mają tę wolę, a strona zachodnia tej woli nie ma. Że my się boimy tego konfliktu, nie jesteśmy na niego gotowi i jeżeli powstanie wiarygodne zagrożenie takim konfliktem, to będziemy się go obawiać i raczej szukać porozumienia, a nie odpowiadać na agresywne rosyjskie działania" - powiedział.

Ekspert OSW ocenił, że w momencie, w którym Rosjanie np. dojdą do wniosku, że gwarancje amerykańskie z artykułu 5 NATO przestają funkcjonować, bo np. do władzy w USA dochodzi Donald Trump, który zdaniem Rosjan może mieć zupełnie inne poglądy w tej sprawie i nawet jeśli będzie to fałszywa ocena Federacji Rosyjskiej, to już tworzy wysokie ryzyko na to, że zdecyduje się na bardziej agresywne działanie.

"Rosjanie przejęli inicjatywę i uwierzyli w zwycięstwo, ale już raz pycha zgubiła Putina"

W ciągu roku zmieniło się nastawienie Rosjan, którzy uwierzyli w zwycięstwo na Ukrainie; są też przekonani o tym, że Zachód jest ogarnięty kryzysem. Już raz pycha zgubiła Putina i tu właśnie może kryć się spore ryzyko przeliczenia się - mówił w piątek Studiu PAP ekspert OSW Marek Menkiszak.

29 lutego Władimir Putin ma wygłosić doroczne orędzie przed Zgromadzeniem Federalnym - obiema izbami rosyjskiego parlamentu - Dumą Państwową i Radą Federacji.

Zapytany w Studiu PAP o to nadchodzące wystąpienie Putina, Menkiszak powiedział, że należy się po nim spodziewać przedstawiania obrazu rosyjskiego sukcesu w wojnie przeciwko Ukrainie, szczególnie zdobycia Awdijiwki, co zostało okupione potężnymi rosyjskimi stratami.

"To jest ten nowy element, że mamy zupełnie nową sytuację, przede wszystkim psychologiczną. To, co się zmieniło teraz wobec sytuacji sprzed roku, to jest zmiana nastawienia Rosjan. Byli oni w zasadzie do jesieni ubiegłego roku w defensywie, także psychologicznej. Teraz przejęli inicjatywę i uwierzyli w zwycięstwo. To jest bardzo ważna sprawa" - podkreślił.

Kierownik zespołu rosyjskiego Ośrodka Studiów Wschodnich pytany kto dokładnie uwierzył w sukces odpowiedział, że Putin wraz ze swoim otoczeniem a także, jak się wydaje, armia rosyjska i jej kierownictwo. "To bardzo silnie transmitowane jest przez propagandę do społeczeństwa i trafia do części elit, których poglądy są istotne z punktu widzenia Kremla" - dodał.

Jak mówił, w Rosji rysuje się taką perspektywę, że "w zasadzie jesteśmy na fali zwycięskiej, Ukraińcy nie otrzymają wystarczającej pomocy zachodniej, od której całkowicie zależą, załamie się front i tak naprawdę to my będziemy wyznaczać granice, do których będziemy chcieli dojść na Ukrainie, a ona jest w zasadzie na kolanach". "Problemem jest Zachód i to co z problemem trzeba coś zrobić" - powiedział odnosząc się do rosyjskich przekonań.

Na uwagę, że już raz na początku wojny pycha zgubiła Putina i dowództwo armii, kiedy to nie docenili Ukrainy jako przeciwnika odpowiedział twierdząco i zaznaczył, że "tu właśnie może kryć się spore ryzyko przeliczenia się i pomyłki". Dodał, że rosyjskie kierownictwo polityczne naprawdę wierzy, że Zachód jest ogarnięty potężnym systemowym kryzysem, słaby, podatny na zastraszenie i tak zmęczony tą wojną, że byłby gotów wywrzeć presję na Kijów, aby doprowadzić do zamrożenia konfliktu.

"Jednak tak naprawdę Rosjanom nie chodzi o zamrożenie konfliktu. Im chodzi o rozmowy nie na temat kompromisu politycznego i terytorialnego status quo. Im chodzi o warunki kapitulacji Ukrainy" - powiedział.

Menkiszak podkreślił, że kluczowe są dwa słowa: demilitaryzacja - chodzi o rozbrojenie ukraińskiej armii, pozbawienie perspektywy członkostwa w NATO i w Unii Europejskiej oraz tzw. "denazyfikacja" Ukrainy, która miałaby polegać na zmianie ukraińskiej konstytucji, decentralizacji państwa, zmianie rządu na prorosyjski i ustanowienie faktycznej kontroli w ramach której to Federacja Rosyjska będzie wyznaczać Ukraińcom co mogą, a czego nie, także w polityce wewnętrznej.

Ekspert zaznaczył też, że Zachód jako całość wspierający Ukrainę, ciągle ma poważną przewagę nad Rosją, zarówno technologiczną, gospodarczą, finansową, a nawet wojskową. W związku z tym, w jego ocenie od woli politycznej i od tego, czy zdamy sobie sprawę z tego, jaka jest stawka w tym konflikcie, w którym "nie chodzi o jakiś kawałek Ukrainy, a o ład bezpieczeństwa w Europie i ład globalny". "To jest stawka tego konfliktu" - podkreślił.

"Jeżeli w związku z tym my się zmobilizujemy, przekroczymy pewne ograniczenia proceduralne, powołamy koalicję chętnych, dokonamy szybkiego i zdecydowanego wsparcia Ukrainy, jeśli chodzi o dostawy broni i np. usuniemy te ograniczenia, które Ukraińcy mają co do użycia broni na terytorium Rosji właściwej, zaostrzymy sankcje wobec Rosji w tych kluczowych elementach dotykających sektora energetycznego - to mamy szansę w ciągu najbliższych lat doprowadzić do tego, że nie tylko Rosja nie wygra, ale przegra wojnę na Ukrainie. A przede wszystkim nie będzie de facto zdolna, żeby dokonać bardziej poważnych, agresywnych działań przeciwko nam" - podsumował.

sma/ jos/