Katarzyna Dowbor: zwolnienie z Polsatu bardzo mnie zabolało

2023-09-22 09:09 aktualizacja: 2023-09-25, 10:33
Katarzyna Dowbor. Fot. PAP/FOTON/PAP
Katarzyna Dowbor. Fot. PAP/FOTON/PAP
Kiedy w maju Polsat poinformował, że Katarzyna Dowbor po dziesięciu latach przestała być prowadzącą program „Nasz nowy dom”, w sieci zawrzało. Fani dziennikarki ostro krytykowali szefów stacji, pisali apele o zmianę decyzji, deklarowali, że nie będą oglądać nowych odcinków z nową prowadzącą. Wszyscy też zastanawiali się, jak dalej potoczy się kariera Dowbor i czy uda jej się po raz kolejny znaleźć na siebie pomysł. Dziś już wiadomo, że dziennikarka dołączy do Canal+ Domo. Nam Katarzyna Dowbor mówi, że nie chce już żyć i pracować pod presją, jak przeżyła zwolnienie z Polsatu i czego dowiedziała się o sobie i bliskich przez ostatnie miesiące.

PAP Life: Oglądała pani „Nasz nowy dom” z nową prowadzącą?

Katarzyna Dowbor: Nie. Dla mnie to rozdział zamknięty. Nie chcę go oceniać, bo to nie ja mam robić, tylko widzowie. Ten program był przez ostatnie dziesięć lat w moim życiu, w mojej głowie, pamięci i w sercu. I ma tam miejsce na stałe. Ale przyszedł czas na nowe.
 
PAP Life: To nowe już jest. W stacji Canal+ Domo poprowadzi pani program, w którym wyremontuje własny dom. To pani pomysł?

K. D.: Nie, taką propozycję dostałam i zdecydowałam się ją przyjąć. Ale to nie do końca jest precyzyjna informacja, że będę remontowała mój dom. Słowo „remont” kojarzy się z wyburzaniem ścian, robieniem łazienki itd. Mój dom aż takiego remontu nie potrzebuje. Natomiast przyda mu się odświeżenie. Dlatego to, co będzie się działo w moim nowym programie, nazwałabym raczej metamorfozą czy upiększeniem. Czasem wystarczy coś przemalować, coś przemeblować. Naprawdę niewielkim kosztem można zrobić prawdziwe cudeńka. W programie zdradzę swoje patenty, pokażę jakieś fajne, proste rozwiązania. Przez ostatnie dziesięć lat ciągle jeździłam na nagrania, więc byłam gościem w moim domu. Teraz wreszcie mam czas, żeby się nim zająć.

 
PAP Life: Ma pani mnóstwo fanów, którzy ucieszyli się, że wraca pani do telewizji. Ale Canal+ Domo to stacja tematyczna, niszowa, a pani zawsze prowadziła programy na antenach ogólnopolskich.

K. D.: Dlaczego niszowa? To stacja, która zajmuje się tym, co mnie zawsze bardzo interesowało. Podglądałam ich pomysły, gdy urządzałam swoje domy, a teraz chce się podzielić własnymi doświadczeniami. Nie ma obowiązku być 40 lat na głównej antenie.
 
PAP Life: Obowiązku nie ma. Ale można mieć taką potrzebę, zwłaszcza, jeśli do tej pory tak było. 

K. D.: To nie była jedyna propozycja pracy, która do mnie przyszła. Nina Terentiew powiedziała, że rynek się o mnie upomni i miała rację. Dostałam propozycje z wielkich stacji, chodziło o programy na główne anteny. Ale ja już chyba nie chcę się ścigać na oglądalności, sprawdzać, czy wczoraj program miał wyższą czy niższą, czy się komuś spodobałam czy nie. Co mam udowodnić? Już bardziej Kasią Dowbor nie będę. Przez ostatnie dziesięć lat żyłam pod presją. Presją czasu, presją robienia czegoś szybko i dobrze. Teraz chciałabym spokoju. I uważam, że w tym programie ten spokój znajdę. To będzie program o designie, ale też o urodzie życia. Myślę, że my za mało doceniamy to, co mamy, za mało celebrujemy życie. Przez ostatnie trzy miesiące odkryłam, jak fajnie jest się nie śpieszyć. Wstaję rano, wypiję kawę, przejdę się z psami na spacer, ogarnę konie, popatrzę na zieleń. 
 
PAP Life: Mogłaby pani już tak żyć. 

K. D.: Chyba nie potrafię tak kompletnie nic nie robić. Skończyłam 64 lata, ale wydaje mi się, że mam tylko 40. Teraz, kiedy nieoczekiwanie miałam trochę wolnego, to zrobiłam rewolucję w ogrodzie. Po prostu mnie nosi! Lubię uczyć się czegoś nowego. Moje dzieci i wnuki wiedzą, że nigdy nie mówię: „Za moich czasów tego nie było”. Dlatego rozwijam swoje konta w mediach społecznościowych. To jest też wielka zasługa moich dzieciaków, które są w tym świetne. Oni mnie trochę w tym podszkolili i mobilizowali, by walczyć o widza, który nie ogląda telewizji. Bo on też zasługuje na to, żeby z nim porozmawiać, podyskutować. Lubię się dzielić swoim życiem. Jestem na Facebooku, na Instagramie, nawet na TikToku. Umiem już sprawdzać zasięgi, więc jestem z siebie dumna. Chcę udowodnić, że pani po sześćdziesiątce też może iść z duchem czasu. Media społecznościowe to moje wyzwanie.
 
PAP Life: W jednym z ostatnich postów napisała pani: „Będę robiła to, co kocham i co lubię robić. Wracam do telewizji”. Czyli telewizja nadal jest pani miłością? 

K. D.: Bardzo kocham telewizję. Wiem, że to teraz niemodne, bo młodzież siedzi głównie w Internecie, ale ja się na telewizji wychowałam. Była moim drugim domem, a był czas, że pierwszym, bo spędzałam w niej większość życia. Pewnie też kosztem rodziny, zdrowia. Często powtarzałam, że najfajniej jest, gdy się ma pracę, która jest też pasją. I ja tak zawsze miałam. Większość ludzi, którzy w telewizji pracowali przez lata, mówi, że ona jest trochę jak narkotyk, bo wciąga, uzależnia. Oczywiście, czasem narzekamy: „Mam już dosyć. Zrobię sobie przerwę”. Ale po paru miesiącach okazuje się, że brakuje tej adrenaliny. Mówi się, że w pewnym wieku czas już odejść, odpocząć na emeryturze, ale nie chce się odchodzić. Dlatego wracam do telewizji. Niedługo zaczynamy nagrania, już się nie mogę doczekać.
 
PAP Life: „Jeśli zakochałaś się w telewizji, to już jesteś stracona. Bo telewizja jest jak niewierny kochanek. Porzuci cię na pewno”. Wie pani, czyje to słowa?

K. D.: Nie.
 
PAP Life: Niny Terentiew.

K. D.: Coś w tym jest. Porzuca cię, a ty i tak do niego wracasz.

PAP Life: Trzy miesiące temu została pani porzucona. Po dziesięciu latach, z dnia na dzień, straciła pani posadę prowadzącej program „Nasz nowy dom”. Zabolało?

K. D.: Bardzo. Myślę, że gdybym popełniła jakieś błędy, przynosiła wstyd stacji, spadałaby oglądalność, to łatwiej byłoby mi tę decyzję zrozumieć. Co innego, jak człowiek przychodzi do gotowego formatu, wykonuje swoją pracę i po jakimś czasie odchodzi. Ale ten program był częścią mojego życia, byłam w nim od początku, współtworzyłam go. Oczywiście nie pisałam scenariuszy i nie remontowałam domów, ale przesiedzieliśmy razem wiele godzin, żeby omawiać różne pomysły, dyskutowaliśmy. Pamiętam pierwszy dzień, kiedy dwadzieścia razy nagrywaliśmy mój pierwszy stand-up, bo cały czas uważałam, że coś jest nie tak. Traktowałam „Nasz nowy dom” trochę jak swoje dziecko. I nagle ktoś mi je zabrał.
 
PAP Life: Wiele osób zastanawiało się, po co była ta zmiana.

K. D.: Po pierwsze, po co? Po drugie, wydaje mi się, że wszystko można załatwić, powiedzieć najbardziej przykre rzeczy, zwolnić z pracy, ale można to zrobić z klasą, przedstawić argumenty, porozmawiać. Czy to był jakiś problem, żebym na przykład to ja panią Elżbietę wprowadziła, powiedziała do widzów: „Słuchajcie, zmiana warty” i pożegnała się przed kamerami. Wtedy ona też nie dostałaby tego hejtu. Zresztą uważam, że na niego absolutnie nie zasłużyła. Cóż, wyszło tak jak wyszło. To wszystko, co wydarzyło się po moim zwolnieniu, stacja dostała trochę na własne życzenie. 

PAP Life: Pani zwolnienie przeszło do historii polskich mediów. Tysiące widzów stanęło na panią murem, a to się rzadko zdarza.

K. D.: Kiedyś jeden dziennikarz powiedział mi, że jestem jedną z niewielu osób, która prawie w ogóle nie ma hejtu w mediach społecznościowych.  I w najtrudniejszym dla mnie momencie, kiedy czułam się naprawdę fatalnie, to się sprawdziło. Przyznaję, że skala tego wsparcia nawet mnie zaskoczyła. Będę za to do końca życia wdzięczna. Myśmy w tym programie stworzyli trochę własny świat. Zawsze mówiłam, że ludzie, którym wyremontowaliśmy domy, a było ich prawie trzysta, to są nasze rodziny. Zaprzyjaźniliśmy się, z wieloma z tych osób  cały czas mam kontakt. Myślę, że widzowie to czuli przez ekran. Edyta Wojtczak, moja „telewizyjna matka”, kiedyś mi powiedziała: „Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Nie graj, tylko zawsze bądź sobą, bo kamera jest jak rentgen – pokaże prawdę”. Coś w tym jest. Widzowie wybaczają błędy, stres, przejęzyczenia, ale nie wybaczą fałszu, udawania. 
 
PAP Life: Pani ma wizerunek fajnej, równej babki.

K. D.: Jestem normalną kobietą, która ma takie same problemy jak wszyscy. Kiedy gdzieś wyjeżdżałam na imprezy plenerowe, koncerty, a dużo tego robiłam, zawsze potem wychodziłam do ludzi, witałam się, godzinami rozmawiałam. Uważam, że to mój obowiązek. Zawsze bardzo ceniłam i szanowałam ludzi, którzy chcieli mnie oglądać. Nie wolno nam ich lekceważyć, bo to tak jakbyśmy lekceważyli swoją pracę, siebie. I teraz to moje podejście procentuje.

PAP Life: Trudne doświadczenia są dla nas lekcją. Czego się pani dowiedziała przez ostatnie miesiące?

K. D.: Że mam fantastyczną rodzinę. Możemy się przez jakiś czas nie kontaktować, bo wszyscy jesteśmy zapracowani, ale jak trzeba, to zwieramy szyki i jesteśmy jedną, wielką, walczącą o siebie rodziną. Mówię o moim synu, synowej, córce. Niesamowite było ich wsparcie i lojalność wobec mnie. Jestem bardzo dumna ze swojego syna. Znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, bo ze stacją jest związany dłużej niż ja. Prosiłam Maćka, żeby nie zrobił niczego, co by się obróciło przeciwko niemu, bo to jest jego życie i jego praca. A on oczywiście postąpił tak, jak uważał. I zachował się bardzo pięknie, z dużą inteligencją, poczuciem humoru i klasą. Przekonałam się też, jak wspaniałych i oddanych mam przyjaciół. Moja przyjaciółka była u mnie codziennie na śniadaniu, żebym się nie podłamała. W trudnych momentach najważniejsi są ludzie, którzy nas otaczają.
 
PAP Life: W programie „Mój nowy dom” pomagała pani potrzebującym. Może widzom nie spodoba się, że teraz będzie się pani zajmować swoim domem? Panią stać na projektantów, drogie meble…

K. D.: Kiedy robiłam „Mój nowy dom”, ludzie często mnie pytali: „A jak pani mieszka?”. Kiedyś zaprosiłam więc do siebie jedną dziewczynkę, pokazałam jej moje konie, psy. Ten odcinek miał chyba największą oglądalność w historii programu. Nie mogę zaprosić do siebie wszystkich osób, które dały mi wsparcie, bo jest ich tysiące. Dlatego zrobię to symbolicznie w tym nowym programie i ugoszczę najlepiej jak potrafię. Nie mam domu urządzonego przez designerów ani mebli za miliony monet. Żyję jak wiele innych osób. Sprzątam, gotuję, piorę, pielę chwasty, muszę nakarmić gromadę zwierząt, odmalowywać płoty, malować ściany. Sama, nikt za mnie tego nie robi. „Nasz nowy dom” był programem, który skupiał w sobie to, co kocham – pomaganie ludziom i design. Ale był też dla mnie trudny emocjonalnie, stykałam się z ogromnymi problemami, nieszczęściami. Teraz będę robić program dla przyjemności. A uroda życia jest bardzo ważna. Zwłaszcza w obecnych, trudnych czasach. Jest tyle rzeczy za oknem, które nas niepokoją. Wojna, inflacja, susze, powodzie. Dom jest dla mnie, tak jak dla większości ludzi, bardzo ważny, tutaj możemy się schronić, tutaj zbieramy siły, żeby mierzyć się ze światem. Trzeba się o niego troszczyć. A z pomagania wcale nie rezygnuję. Przez tyle lat weszło mi w krew. Ale przecież można pomagać poza telewizją. I zapewniam, że będę to robić.  (PAP Life)

Rozmawiała Izabela Komendołowicz-Lemańska

jc/
 
Katarzyna Dowbor – dziennikarka i prezenterka telewizyjna. W latach 1983-2013 związana z Telewizją Polską, gdzie prowadziła wiele popularnych programów m.in. „Alchemia zdrowia i urody”, „Apetyt na zdrowie”, „Pytanie na śniadanie”. Po zwolnieniu z TVP rozpoczęła pracę w Polsacie, gdzie przez 10 lat prowadziła program „Nasz nowy dom”. Obecnie pracuje nad nowym projektem, który będzie emitowany w stacji Canal+ Domo. Ma syna Macieja, który też jest dziennikarzem telewizyjnym, a także 24-letnią córkę Marysię.