M. Brzeska: zostaliśmy przekazani przez miasto jak "żywy towar"
Zostaliśmy przekazani przez miasto jak "żywy towar" - zeznała przed komisją weryfikacyjną córka działaczki lokatorskiej Jolanty Brzeskiej - Magdalena. "Mamie nie zależało na tym konkretnym mieszkaniu, mama chciała kawałek dachu nad głową, by nie być bezdomną" - mówiła.
Córka Jolanty Brzeskiej zeznawała we wtorek jako świadek przed komisją w sprawie kamienicy przy Nabielaka 9, gdzie mieszkali jej rodzice. Decyzję zwrotową co do tej kamienicy miasto wydało w 2006 r. wobec spadkobierców dawnych właścicieli i znanego "kupca roszczeń" Marka M. J. Brzeska zginęła w 2011 r. w niewyjaśnionych okolicznościach.; dowody wskazują ma zabójstwo.
Jej córka mówiła komisji, że po przejęciu kamienicy przez nowych właścicieli lokatorzy po kolei "wykruszali się". Dostawali pisma nowych właścicieli z żądaniem pieniędzy za "bezumowne korzystanie z lokali". "Każde pismo głosiło, że lokal jest zajmowany nielegalnie" - dodała.
Ona sama była świadkiem, jak do mieszkania rodziców przyszło "kilka osób, twierdzących że są spadkobiercami i rozglądając się po mieszkaniu". "Oni weszli jak do siebie" - dodała kobieta, według której celem wizyty mogło być zastraszenie.
Marek M. zameldował się w ich mieszkaniu i próbował dostać się do niego; w tym celu próbował nawet przecinać sztaby antywłamaniowe. Jedni policjanci mówili wtedy, że M. "ma prawo wejść do swego lokalu i się w nim zameldować, a inni że nie" - zeznała świadek.
Podkreśliła, że Marek M. dawał 80 tys. zł za opuszczenie lokalu. Oferował też lokal w jakiejś "strasznej ruderze", który - jak się okazało - proponował kilku osobom. "Dlatego rodzice się nie zgodzili" - zeznała świadek. Mówiła, że mama wystąpiła o spłatę długu w ratach, ale bez odpowiedzi nowych właścicieli.
"Mama nie czuła się bezpieczna w swoim własnym domu" - mówiła świadek. Według niej mama od czasu reprywatyzacji kamienicy w 2006 r. żyła tylko tą sprawą. "Powinna spacerować z wnukiem, a żyła przepisami i reprywatyzacją" - dodała. "Mamie nie zależało na tym konkretnym mieszkaniu, mama chciała kawałek dachu nad głową, by nie być bezdomną" - mówiła.
Sebastian Kaleta (PiS) pytał, czy Jolancie Brzeskiej pomógł jakiś organ państwa: miasto, sądy, prokuratura?. "Nie" - padła odpowiedź kobiety. Oceniła, że "zostaliśmy przekazani przez miasto jak żywy towar".
Świadek podkreśliła, że jej mama chciała pomagać innym ludziom, będącym w takiej samej sytuacji, jak ona. Dlatego współzałożyła Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów.
Magdalena Brzeska mówiła, że nie ma dostępu do akt gdańskiego śledztwa ws. śmierci mamy. Była w nim już przesłuchiwana jako świadek - z tej racji nie chciała mówić o szczegółach.(PAP)
autor: Łukasz Starzewski
sta/ pru/