Mateusz Janicki: bardzo chciałem zagrać Pana Samochodzika

2023-07-12 10:12 aktualizacja: 2023-07-12, 18:41
Mateusz Janicki jako "Pan Samochodzik i Templariusze" Fot. Netflix. FB Mateusz Janicki
Mateusz Janicki jako "Pan Samochodzik i Templariusze" Fot. Netflix. FB Mateusz Janicki
Książki o Pana Samochodziku Zbigniewa Nienackiego dla jednych są świętością, dla innych wspomnieniem dzieciństwa. Perypetie historyka sztuki, który poszukuje zaginionych dzieł sztuki, choć zanurzone w rzeczywistości PRL-u do dziś mają wielu fanów. Na początku lat 70. powstał serial „Pan Samochodzik i templariusze”, w którym w postać Pana Samochodzika wcielił się Stanisław Mikulski. I zrobił to świetnie. Dlatego wiadomość, że powstaje współczesna wersja kultowego filmu zelektryzowała wszystkich. 12 lipca na platformie Netflix premierę będzie miał film „Pana Samochodzik i templariusze”, w którym Pana Samochodzika zagrał Mateusz Janicki, z którym rozmawiamy o tym, czy nie boi się porównań ze Stanisławem Mikulskim, czy kiedyś chciał zostać poszukiwaczem skarbów i dlaczego lubi mieszkać w Krakowie.

PAP: Czytałeś książki o Panu Samochodziku, kiedy byłeś nastolatkiem?

Mateusz Janicki: Czytałem, choć przyznam, że nie wszystkie. Książek o Panu Samochodziku autorstwa Zbigniewa Nienackiego wyszło piętnaście, do tego dochodzą kolejne części napisane przez innych autorów. Pierwsze książki ukazały się jeszcze zanim pojawiłem się na świecie. To były kultowe książki już dla pokolenia moich rodziców, chociaż i w moim wieku są tacy, którzy przeczytali całą serię i to parokrotnie. Ja je poznałem, kiedy miałem jakieś 13 lat i był to „Pan Samochodzik i Templariusze”, „Pan Samochodzik i tajemnica tajemnic” i pierwsza z serii, czyli „Wyspa Złoczyńców”. Oglądałem też serial o Panu Samochodziku ze Stanisławem Mikulskim w roli głównej, który obok „Wakacji z duchami” czy „Robin Hooda z Sherwood” był jednym z moich ulubionych filmów na wakacje.

PAP: Wielu widzów będzie cię porównywało do Mikulskiego. To było dla ciebie obciążeniem?

MJ: Kiedy dostałem rolę pana Samochodzika w ogóle nie myślałem o Mikulskim. Po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że ludzie będą nas do siebie porównywać podczas rozmowy z kierowcą, który kiedyś odwoził mnie z planu. Nie wiedział oczywiście, że gram główną rolę, chyba nawet nie kojarzył, że jestem aktorem, ale domyślał się, że pracuję przy tej produkcji. W pewnym momencie zagadnął mnie: „Ciekawe, kto zagra Pana Samochodzika?”. Powiedziałem, że nie mogę tego zdradzić. Taksówkarz zamyślił się i westchnął: „O Żebrowski, on to byłby dobry, ale proszę pana Szykulskiej to żadna nie zastąpi”. Każdy ma jakiś swój typ.

Książki i serial z Mikulskim o Panu Samochodziku były zanurzone w rzeczywistości PRL-u. Film, w którym zagrałeś ma być współczesną wersją Pana Samochodzika. Co to dokładnie znaczy?

MJ: Myślę, że najlepiej określił to Antoni Nykowski, reżyser filmu, który żartobliwie powiedział, że będzie to PRL z Marvela. Taka trochę sentymentalna podróż w czasy PRL-u. Czyli PRL, ale taki, jak zapamiętał go dwunastolatek, który wtedy jechał na wakacje do swojej babci czy który pierwszy raz się zakochał na obozie harcerskim. A nie ten PRL realny, z pustymi półkami, z ZOMO itd. Ten film szanuje epokę, czerpie z niej, ale patrzy na nią z uśmiechem, trochę puszcza do widza oko. Słynny samochód Pana Samochodzika jest jakby kompilacją epokowych tworów ówczesnej motoryzacji, czyli dużego Fiata i traktora Ursus. Natomiast my jesteśmy ubrani w kostiumy, jakie wówczas się nosiło.

PAP: Kostium pomaga stworzyć postać?

MJ: Bardzo. Pamiętam wywiad ze Zbigniewem Zapasiewiczem, który równocześnie przebierał się w garderobie przed spektaklem „Rewizor”. Było widać, że w trakcie wywiadu coraz bardziej staje się postacią, którą za chwilę zagra. Sam poczułem to na własnej skórze przy serialu „Drogi wolności”, który toczył się w latach międzywojennych. Kiedy charakteryzatorki: Karolina Kordas i Alina Janerka dokleiły mi wąsa (którego początkowo nie chciałem), zrobiły mi włosy, Ela Radke założyła mi kostium z epoki, nie musiałem wykonywać żadnej dodatkowej pracy, żeby się skupić i wejść w postać, od razu czułem, że jestem Karolem Dosterem. To wszystko dawał mi właśnie kostium i charakteryzacja. W przypadku Pana Samochodzika już wiedziałem, że tak się dzieje. Zakładając buty, spodnie, kurtkę, którą nosił pan Tomasz, stawałem się nim, facetem, którego znam i z którym mogę pójść na poszukiwanie skarbów. Nie mogę nie wymienić wspaniałych kostiumografek Kaliny Lach i Pauliny Sieniarskiej. Z kolei baki były pomysłem Dominiki Dylewskiej odpowiedzialnej za charakteryzacje. Na marginesie, miałem niesamowite szczęście do ekipy twórców, którzy pomogli stworzyć filmową wersję postaci Pana Samochodzika.  

PAP: Chciałeś być kiedyś takim Panem Samochodzikiem i poszukiwać zaginionych skarbów? Po lekturze tych książek wiele osób marzyło, żeby iść na historię sztuki czy archeologię.

MJ: Kiedy czytałem książki Nienackiego, miałem 12-13 lat, więc wtedy nie utożsamiałem się z Panem Samochodzikiem, nigdy też nie należałem do harcerstwa. W dzieciństwie bardziej wkręcałem się w literaturę fantasy, w tamtym czasie najchętniej zostałbym elfem. Skarbów nie poszukiwałem, chociaż…Nie wiem, czy tak można to określić, ale kiedyś przez wakacje pracowałem w Niemczech w zbiorach starodruków u brata mojego dziadka, nieżyjącego już Tomasza Niewodniczańskiego. Wuj zrobił doktorat w Niemczech, a potem zamieszkał tam na stałe. Był jednym z największych kolekcjonerów starych dokumentów, starodruków z mapami na czele. Przygotowałem wystawę jego zbiorów, siedziałem w tych starych mapach i okazało się to całkiem fascynujące. Byłem chyba nie do końca sprawnym pracownikiem, bo kiedy wpadał mi w ręce jakiś ciekawy dokument to nie mogłem się oderwać, ale wuj chyba nie miał nic przeciwko. Zresztą poznałem przy tej okazji prof. Janusza Pezdę, którego poprosiłem przed rozpoczęciem zdjęć, żeby opowiedział mi o pracy archeologa za czasów komuny. Natomiast, jak dowiedziałem się, że ma być realizowany film „Pan Samochodzik” bardzo chciałem w nim zagrać. Dlatego, kiedy dostałem informację, że zostałem wybrany, zadałem właściwie tylko jedno pytanie: kiedy zaczynamy zdjęcia?

PAP: Pochodzisz z niezwykle zasłużonej dla polskiej nauki krakowskiej rodziny.  Twoi dziadkowie i pradziadkowie ze strony mamy to wybitni fizycy i geofizycy. Natomiast rodzina od strony taty to artyści. Myślałeś kiedyś, żeby wybrać karierę naukową czy od początku ciągnęło cię do aktorstwa?

MJ: Faktycznie w mojej rodzinie nauka przeplata się ze sztuką. Jeden z moich dziadków, Jerzy Niewodniczański jest fizykiem, był prezesem Państwowej Agencji Atomistyki, wybitnym specjalistą od fizyki jądrowej, jego żona Zofia geologiem. Drugi dziadek Artur Janicki jest dokumentalistą, wieloletnim pracownikiem krakowskiego Ośrodka Telewizyjnego, jego żona Alicja przez lata pracowała jako bibliotekarka, z kolei tata skończył konserwację na ASP, a teraz zajmuje się multimediami. Zresztą moja mama też od wielu lat pracuje w branży filmowej. Szczerze mówiąc zawsze byłem za mało systematyczny, żeby być naukowcem. Poszedłem na aktorstwo na krakowskiej PWST. A moi dziadkowie stali się moimi największymi fanami, przeżywają wszystkie moje produkcje i bardzo mi kibicują. Teraz czekają na premierę. Dziadek fizyk bardzo nie lubi, jak gram czarne charaktery więc tym razem powinno być dobrze.

PAP: Pracujesz w Warszawie, ale wciąż mieszkasz w Krakowie. Tak bardzo lubisz Kraków?

MJ: To prawda, w Warszawie pracuję dużo, ale to Kraków jest moją bazą, bo na co dzień jestem w fantastycznym zespole Teatru im. Słowackiego. W Krakowie się wychowałem, chodziłem do szkoły, tutaj mieszka moją rodzina, mam swoje ulubione miejsca, swoje ścieżki. Mam też wielu przyjaciół, których poznałem na różnych etapach życia, mam swój świat poza teatralny, który bardzo sobie cenię, przyjaciół, z którym przez lata jeździłem razem na narty. To są dla mnie ważne relacje, których staram się nie zaniedbywać. Wszystko to razem składa się na to, że Kraków jest dla mnie taką lokalną społecznością, w której dobrze się czuję. Chociaż przyznam, że ta moja miłość do Krakowa momentami bywa trudna.

PAP: Dlaczego?

MJ: Z jednej strony Kraków jest piękny, ma wspaniałe zabytki, z drugiej robi mi się przykro i szkoda, kiedy widzę, jak zarasta blokowiskami, wolne przestrzenie nie są lepiej wykorzystywane, a o każde drzewo i park trzeba toczyć batalie z urzędnikami i radnymi. Nie jest to, niestety, problem tylko Krakowa.

PAP: Praca w teatrze jest dla ciebie ważna?  

MJ: Tak. Zawsze starałem się pracować nad spektaklami, które są istotne dla widzów, zapraszają ich do dyskusji na ważne społeczne tematy, z twórcami którzy są partnerami i nie boją się ryzyka. Poza tym gdybym był aktorem, który od razu po szkole teatralnej zaczyna grać same duże role filmowe, to być może teatr nie byłby mi aż tak bardzo potrzebny. Ale takie przygody jak Pan Samochodzik zdarzają się. Może na fali tej produkcji uda mi się zrobić kilka kolejnych fajnych filmów czy seriali, ale wiem, że kiedyś znów przyjdzie okres, gdzie tych propozycji będzie spływać mniej albo w ogóle ich nie będzie. Wtedy teatr jest niezbędnym dla utrzymania kondycji aktorskiej, bycia w stałej gotowości do grania. No i nic nie daje takiej satysfakcji jak brawa żywej widowni po spektaklu. Zresztą, oprócz pracy w teatrze mam jeszcze grupę przyjaciół, z którą improwizujemy regularnie w ramach pokazów grupy Impro Krk.

PAP: Na swoim Instagramie często wypowiadasz się na różne społeczne tematy. Niedawno zostałeś „twarzą” kampanii Respektuj.pl, która promuje wśród młodzieży takie wartości jak szacunek dla drugiego człowieka, empatię, tolerancję. Uważasz, że dziś młodzież ma trudniej niż kiedyś?

MJ: Okres dorastania nigdy nie był łatwy, teraz dodatkowo media społecznościowe są dużym zagrożeniem. Młodzi ludzie cały czas się tam porównują, są oceniani i sami oceniają innych. Ktoś wrzuca do sieci filmik, że komuś potknęła się noga i już jest pretekst, żeby go wyśmiać. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że w mediach społecznościowych dzieją się gorsze rzeczy, które mają bardzo poważne konsekwencje. Kampania, do której zostałem zaproszony ma uświadomić, że żart nie zawsze jest żartem, że to, co nam się wydaje śmieszne może zrobić dużo złego, że każdy bez względu na wygląd, orientację zasługuje na szacunek. I żaden uczeń nie powinien doświadczać dyskryminacji czy przemocy. Przy okazji kampanii wspominałem, że sam nie byłem świętym chłopakiem. Zawsze byłem wysportowany, wygadany i myślę, że niejednokrotnie przekraczałem granicę między dowcipem a robieniem komuś przykrości. Na swoim Instagramie zabieram głos w sprawach, którą są dla mnie ważne. Nie robię tego jako aktor, jest to zawód jak każdy inny, tylko traktuję to jako zaangażowanie obywatelskie. Myślę, że największym problemem w polskiej przestrzeni publicznej jest to, że ludzie za mało się angażują, myślą, że nie warto, że nic nie zmienią. Oczywiście pojedyncza osoba nie ma jakiegoś gigantycznego wpływu na rzeczywistość, ale każdy może zmieniać ją choć trochę. I ja staram się to zrobić, a jeśli mój głos, dzięki moim zasięgom, będzie bardziej słyszalny, to tym bardziej jest sens to robić.
 
Mateusz Janicki – aktor teatralny, telewizyjny i filmowy. Pochodzi z Krakowa. Jest synem Aleksandra Janickiego, znanego artysty intermedialnego, performera, wnukiem fizyka Jerzego Niewodniczańskiego, prawnukiem Henryka Niewodniczańskiego, twórcy i patrona Instytutu Fizyki Jądrowej w Krakowie. Ukończył krakowską PWST. W 2004 roku zadebiutował w spektaklu „Mistrz i Małgorzata” M. Bułhakowa w reż. Krystiana Lupy na scenie Starego Teatru. Obecnie związany z Teatrem im. J. Słowackiego w Krakowie. Popularność przyniosły mu role w serialach m.in.: „Pierwsza miłość”, „Czas honoru”, „Drogi wolności”, „Stulecie Winnych”, „Receptura”. Rola w „Panu Samochodziku i Templariuszy” będzie dla niego pierwszą główną kreacją. Film będzie miał premierę na platformie Netflixa 12 lipca.

Rozmawiała Izabela  Komendołowicz-Lemańska 

jc/