Afganistan: pomimo wzrostu przemocy w sobotę wybory parlamentarne
Pomimo wzrostu przemocy w Afganistanie w sobotę odbędą się w tym kraju wybory parlamentarne. W systemie prezydenckim, jaki tam obowiązuje, głosowanie jest testem wiarygodności instytucji demokratycznych przed ważniejszymi wyborami prezydenckimi w 2019 roku.
Na wybory zarejestrowało się 8,8 mln osób, ale uważa się, że część podpisów została sfałszowana, a faktyczna liczba wyborców pozostaje nieznana. Ze względu na złą sytuację w sferze bezpieczeństwa kilka tysięcy lokali wyborczych w ogóle nie zostanie otwartych. Władze mają problem ze znalezieniem członków komisji wyborczych, a także z rozesłaniem materiałów wyborczych do ponad 5 tys. lokali do głosowania - zwracają uwagę eksperci.
"Nie ma to znaczenia. Głosowanie absolutnie musi rozpocząć się w sobotę o godzinie 7 rano. Przekładanie go kolejny raz nie wchodzi w grę" - oświadczyła Niezależna Komisja Wyborcza, która organizuje głosowanie. "W niektórych prowincjach już pada śnieg i robi się coraz zimniej. Jeśli przesuniemy je jeszcze o tydzień, to będzie oznaczało, że wybory po prostu się nie odbędą" - oświadczył rzecznik Komisji Sajed Hafizullah Haszimi. Wybory, które miały odbyć się w 2015 roku, były już trzykrotnie przekładane.
Niższa izba parlamentu, Izba Ludu (Wolesi Dżirga), licząca 249 miejsc i jedno dodatkowe miejsce zarezerwowane dla społeczności sikhijskiej, ma niewielką władzę, ale sobotnie głosowanie jest postrzegane jako znaczący krok sprawdzający działanie systemu wyborczego i instytucji demokratycznych przed zaplanowanymi na kwiecień przyszłego roku wyborami prezydenckimi.
Wybory samorządowe do rad powiatów, które miały się odbyć wraz z wyborami parlamentarnymi, odwołano, a w prowincji Ghazni na wschodzie Afganistanu głosowanie będzie opóźnione z powodu sporów o reprezentację różnych grup etnicznych. O tydzień przesunięto również wybory do parlamentu w prowincji Kandahar, na południu Afganistanu, z powodu czwartkowego ataku talibów.
W wyborach startuje ponad 2500 kandydatów. Większość z nich to obecni parlamentarzyści, urzędnicy, potomkowie watażków, przedsiębiorcy. "Choć partie polityczne odgrywają w afgańskim systemie politycznym ograniczoną rolę - nie ma np. list partyjnych, miejsc zarezerwowanych dla partii - dobry wynik może pomóc głównym siłom przygotować grunt pod dużo ważniejsze wybory prezydenckie" - wskazuje ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) Patryk Kugiel.
W wyborach w dużym stopniu odegrają rolę pieniądze i rozpoznawalność osób, które aktywne są w polityce
"W wyborach w Afganistanie startują indywidualni kandydaci, przedstawiciele różnych grup etnicznych, klanów, czy frakcji skupionych wokół poszczególnych liderów. Większość obecnych posłów, prawie 180 osób, znowu kandyduje do parlamentu, w związku z tym najprawdopodobniej będziemy mieć do czynienia z kontynuacją obecnego składu, a nie z jakąś rewolucją" - tłumaczył rozmówca PAP.
Jak dodał, w wyborach kandyduje też bardzo wielu biznesmenów, ludzi, którzy wzbogacili się na konflikcie w Afganistanie, wielu byłych watażków z okresu wojen afgańskich. "Jest też dość widoczna grupa młodych kandydatów, którzy często wywodzą się z organizacji międzynarodowych, organizacji społecznych, środowisk dziennikarzy czy prawników. Są to osoby, które chcą żyć inaczej, nie są związane z obecnym układem w Afganistanie, chcą kraju wolnego od korupcji i terroryzmu i mogą być siłą, która będzie nakręcała politykę zmian. Aczkolwiek szanse tej grupy na zwycięstwo są najmniejsze" - ocenił Kugiel.
Dodał, że w wyborach w dużym stopniu odegrają rolę pieniądze i rozpoznawalność osób, które aktywne są w polityce, czy w życiu gospodarczym kraju. Na wzmocnienie swojej bazy politycznej przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi liczą przede wszystkim obaj główni konkurenci – obecny prezydent Aszraf Ghani i szef rządu Abdullah Abdullah. W przyszłym parlamencie wzmocnią się najpewniej siły umiarkowane i postępowe (radykałowie, np. talibowie po prostu nie biorą udziału) reprezentujące różne grupy etniczne i najważniejszych liderów.
Na dzień przed głosowaniem władze spieszą się, aby dokończyć przygotowania. Jednym z wyzwań sobotnich wyborów jest eliminacja fałszerstw i nadużyć, które podważyły wynik wyborów parlamentarnych w 2010 i prezydenckich w 2014 roku. Nieprzetestowany system elektronicznych maszyn wyborczych oparty na danych biometrycznych obywateli, wprowadzony w ostatniej chwili na żądanie polityków, wciąż jeszcze jest wysyłany i montowany w lokalach do głosowania w odległych prowincjach kraju. Nie wiadomo, czy będzie gotowy na czas, co grozi zwiększeniem możliwości oszustw i nadużyć wyborczych, a nawet może doprowadzić do wykolejenia procesu wyborczego - podkreślają eksperci.
Wyniki będą znane prawdopodobnie około 10 listopada
"Zastosowanie technologii może przyczynić się do transparentności, ale może również spowodować zamęt, jeśli sprzęt będzie niewłaściwie używany" - oceniła dyrektorka Fundacji na rzecz transparentnych wyborów w Afganistanie Naim Ajubzada.
Według ostatniego raportu organizacji pozarządowej Afghan Analyst Network (AAN) liczba wyborców zarejestrowanych w prowincji Paktia na wschodzie wyniosła 141 proc. uprawnionych. "Większość osób, z którymi rozmawiałem, powiedziała mi, że nie pójdzie głosować, niektórzy nawet się nie zarejestrowali. A wielu powiedziało: +Chcielibyśmy głosować, gdybyśmy mieli pewność, że wybory będą uczciwe+" - powiedział AFP dyrektor AAN Thomas Ruttig. "To nie jest tak, że Afgańczycy mają dość demokracji, mają dość tego rodzaju pseudodemokracji" - wskazał.
Wezwania talibów do bojkotu głosowania, wzrost przemocy przed wyborami w całym kraju, a także groźby ze strony talibów i filii dżihadystycznego Państwa Islamskiego przeprowadzenia kolejnych zamachów mogą sprawić, że wielu wyborców pozostanie w domach - zwracają uwagę obserwatorzy. W związku z wyborami w całym kraju już rozmieszczono 54 tys. funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa. W okresie przedwyborczym w licznych atakach zginęło dziesięciu kandydatów, a dwóch zostało uprowadzonych; kilkaset osób zginęło i zostało rannych.
Sobotnie głosowanie, organizowane trzy lata po terminie i w większości finansowane przez wspólnotę międzynarodową, to trzecie wybory parlamentarne - po tych w 2005 i 2010 roku - od czasu interwencji wojskowej USA w Afganistanie, w wyniku której w 2001 roku od władzy odsunięci zostali talibowie.
Wybory są także postrzegane jako kluczowy etap przed listopadowym posiedzeniem w siedzibie ONZ w Genewie, na którym afgańskie władze będą musiały przedstawić swoim wierzycielom postępy poczynione w "procesach demokratycznych".
Wyniki sobotniego głosowania spodziewane są około 10 listopada.
Karolina Cygonek (PAP)
cyk/ ap/