Doda: to, co Rabczewscy robią w Śmigusa Dyngusa to jest cyrk
"To, co Rabczewscy robią w Śmigusa Dyngusa to jest cyrk z wodą w roli głównej " - mówi PAP Life Doda. Piosenkarka przekonuje, że w Wielkanoc nie chodzi do Kościoła na pokaz, a z mszy wychodzi pozytywnie nastawiona. "Staram się wybaczać" - dodaje Dorota Rabczewska.
PAP Life: Wydaje mi się, że jesteś osobą, dla której rodzina i święta to nie są tylko takie płytkie, proste słowa. Dla ciebie to naprawdę ma znaczenie.
Doda: Rzeczywiście, ma to dla mnie znaczenie. Po pierwsze, dlatego że wyprowadziłam się z domu, kiedy miałam 14 lat i zaczęłam pracę w Warszawie. Szybko się usamodzielniłam, dzięki czemu mogłam pomóc mojej rodzinie. Dlatego lubię przyjeżdżać do domu, bo jakby przez los trochę zostało mi to zabrane. Poza tym, jestem totalnie rozpieszczona. Mama z babcią zawsze mówią: "Boże, ty nic nie jesz w tej Warszawie. Poleż, odpocznij. Mama ci z babcią wszystko da. Tak zmizerniałaś". Więc tam jest po prostu tuczenie gęsi... Nic nie muszę wtedy pomagać w kuchni, bo wiadomo, jestem tą biedną, smutną, ze stolicy, taka opuszczona przez wszystkich... Wtedy oczywiście udaję niewiniątko i nie jestem zaganiana do pracy. Za to, jak nadchodzi śmigus dyngus to sąsiedzi, co prawda są już przyzwyczajeni, ale to, co Rabczewscy robią na podwórku to jest cyrk, cyrk z wodą w roli głównej.
PAP Life: Kto polewa wodą?
Doda: Ja i tata. Babcia, mimo że ma 90 lat, nie jest zwolniona z tego obowiązku. Biegamy dookoła domu jak wariaci.
PAP Life: I jesteś cała mokra?
Doda: Oczywiście, tylko na to liczę, bo inaczej miałabym nieszczęście, a jak ktoś kogoś obleje - kobietę czy dziewczynę - to będzie miała ona szczęście w miłości. Właśnie, muszę iść z reklamacją do mojego ojca. On musi mnie źle polewać, musi się bardziej postarać (śmiech).
PAP Life: Albo więcej wody, albo zmienić wodę, bo ta powinna być z żywego źródła.
Doda: On mnie jakąś zatrutą wodą musiał polewać, bo to później się przenosiło na moje relacje.
PAP Life: Wiesz, jak to ojcowie, są zazdrośni o córki.
Doda: Tak, to jest pies ogrodnika. Ewidentnie.
PAP Life: W święta pójdziesz do Kościoła, by się tylko pokazać, czy to ma dla ciebie znaczenie?
Doda: Nigdy nie robię tego na pokaz. Mam nawet swój ulubiony kościół na starówce, zawsze chodzę tam ze znajomymi, właściwie wyciągam ich z tymi palemkami. Lubię chodzić na mszę w Niedzielę Palmową, bo tam jest opowieść, którą co roku bardzo przeżywam, jak jakaś wariatka. Może dlatego, że sama utożsamiam się z tą całą historią, bo sama wielokrotnie zostałam sprzedana, zdradzona, również przez swoich przyjaciół. Jest mi przykro, ale później myślę sobie, tak jak ostatnio było powiedziane na mszy, że trzeba myśleć pozytywnie i bardziej krzyczeć "hosanna" niż "ukrzyżuj go". Jak wyszłam po tej mszy powiedziałam: dobra, nastawiam się tylko i wyłącznie na pozytywne myślenie, będę krzyczeć tylko dobre rzeczy, żadnych złych.
PAP Life: Czyli wybaczyłaś?
Doda: Staram się wybaczać.
Z Dorotą "Dodą" Rabczewską rozmawiała Anna Popek (PAP Life)
pan/ pau/ jbr/