Eksperci o ataku rosyjskich dronów: były próbą zastraszenia polskiego społeczeństwa
Atak rosyjskich dronów na Polskę był próbą zastraszenia polskiego społeczeństwa - ocenił ekspert wojskowy i były pilot francuskich sił powietrznych Xavier Tytelman. To eskalacja działań ze strony Rosji – powiedzieli dr Michał Piekarski z Instytutu Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Wrocławskiego i Bartłomiej Kucharski z magazynu „Wojsko i Technika”. Prof. Roman Kuźniar zaznaczył, że długotrwałe milczenie prezydenta USA w sprawie wtargnięcia dronów w polską i natowską przestrzeń powietrzną potwierdza jego niepokojącą uległość, lękliwość, pobłażliwość wobec Rosji Putina.
Atak rosyjskich dronów na Polskę przeprowadzony nocy z wtorku na środę „nie był wymierzony w cele wojskowe, nie zostały zaatakowane magazyny z amunicją czy hub w Jasionce. Rosjanie chcieli zrobić jak najwięcej szumu, aby zasiać panikę” - zwrócił uwagę Tytelman. Jednocześnie przypomniał, że nie był to pierwszy raz, kiedy rosyjskie drony wleciały w przestrzeń powietrzną NATO. „Wcześniej wielokrotnie drony i pociski wlatywały w przestrzeń powietrzną Polski, Litwy czy Rumunii, aby zaskoczyć ukraińskie radary, i zawracały, uderzając w miasta w Ukrainie” - przypomniał.
„W tym wypadku różnicą jest to, że co najmniej 19 obiektów wleciało z trzech kierunków - z Białorusi i z dwóch stron z Ukrainy - w polską przestrzeń powietrzną. Dlatego możemy mieć pewność, że był to zamierzony atak” - mówił ekspert.
Ponadto Tytelman odniósł się do teorii, że drony, które wleciały w polską przestrzeń powietrzną, zeszły z toru lotu, ponieważ ich sygnał został zakłócony przez ukraińskie urządzenia zakłócające. „Spoofing, czyli zakłócanie i przechwytywanie sygnału dronów, nie działa nad Białorusią, bo żadne ukraińskie urządzenie nie jest w stanie operować na takim dystansie” - zaznaczył.
„Nie ma żadnych wątpliwości, że atak z wtorku na środę był intencjonalny”
„Nie ma żadnych wątpliwości, że atak z wtorku na środę był intencjonalny” - dodał. Ekspert zwrócił uwagę, że źródła w Ukrainie przekazały mu, iż już w lipcu wiedziały, że rosyjskie drony mają polskie i litewskie karty SIM, testujące polską sieć. Polskie władze nie potwierdziły ani nie zaprzeczyły tym doniesieniom. Zapytany o to, dlaczego teraz przypuszczono ten atak, ekspert odpowiedział, że od spotkania prezydenta USA Donalda Trumpa z przywódcą Rosji Władimirem Putinem widać nasilenie się ataków i eskalację ze strony Moskwy.„Dla mnie to jest jasny znak polityczny; Rosja deklaruje, iż nie odpuści i jest gotowa iść dalej, a my powinniśmy przestać wspierać Ukrainę” - powiedział.
Dodał, że w jego ocenie Putin sądzi, że strasząc Polaków, dodatkowo zmniejszy poparcie społeczne dla wysyłania pomocy Ukrainie. „To jest znak dla społeczeństwa: «odpuście, bo w innym wypadku mamy dla was przygotowane dużo więcej dronów»” - ocenił.
Przypomniał, że w 2015 roku Turcja zestrzeliła Su-24, który wleciał w jej przestrzeń powietrzną. „Od tego czasu Rosjanie nie ośmielili się już więcej wlatywać w turecką przestrzeń powietrzną” - podkreślił. Jego zdaniem NATO musi dać odpór, wprowadzając w życie inicjatywę SkyShield.„Wprowadźmy w życie inicjatywę SkyShield, aby chronić ukraińskie miasta, cywili i państwa NATO. Domagam się także zmiany doktryny, czyli ustalenia, że każdy dron przekraczający granicę jest strącany” - powiedział.
Inicjatywa SkyShield pozwoliłaby zapewnić ochronę ukraińskiej przestrzeni powietrznej przed rosyjskimi ostrzałami. Autorzy jej francuskiej wersji powiedzieli PAP na początku września, że samoloty francuskie operowałyby w centralnej i zachodniej części Ukrainy i zestrzeliwałyby drony i pociski zagrażające państwom NATO i ukraińskim miastom. W ich ocenie potrzebne jest jedynie 20 samolotów bojowych i zestawy obrony przeciwlotniczej.
„Do wprowadzenia SkyShield nie potrzeba NATO, bo jasne jest, że nie wszyscy by się na nią zgodzili. Wystarczą państwa, które już wyraziły wstępną chęć, czyli Francja i Wielka Brytania” - zaznaczył. „Dzięki temu chronilibyśmy Ukraińców, jak i Polaków” - dodał.
Eksperci: drony nad Polską to testowanie naszej reakcji i próba „podkręcenia atmosfery” w Polsce
Pojawienie się rosyjskich bezzałogowców nad Polską nie jest przypadkowe, to eskalacja działań ze strony Rosji – mówią w rozmowie z PAP dr Michał Piekarski z Instytutu Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Wrocławskiego i Bartłomiej Kucharski z magazynu „Wojsko i Technika”.
- Od prawdopodobnie przypadkowych wlotów kiedyś, przez intencjonalne naruszenia przez jeden dron czy pocisk, aż do nalotu całej grupy – wylicza Piekarski, wskazując na postępującą od pierwszych miesięcy wojny na Ukrainie eskalację napięcia i coraz śmielsze działania Rosji wobec przestrzeni powietrznej Polski i innych krajów NATO. Podobne wypadki wlatywania dronów i pocisków manewrujących miały już miejsce w przypadku między innymi Litwy i Rumunii, a także niebędącej częścią NATO Mołdawii.
Czas, w jakim doszło do masowego naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie bezzałogowce, prawdopodobnie nie jest przypadkowy. Należy łączyć ten incydent z rosyjsko-białoruskimi ćwiczeniami Zapad-25, które rozpoczną się na Białorusi 12 września.
– To, że dzieje się to tuż przed Zapadem, jest elementem demonstracji siły: „patrzcie mamy narzędzia i wolę, aby ich użyć, bójcie się wojny” – komentuje ekspert.
Podobnie ocenia tą sytuację także Bartłomiej Kucharski, redaktor magazynu „Wojsko i Technika”.
- Rzeczywiście ćwiczenia serii Zapad są organizowane m.in. po to, by testować „system odpornościowy” przeciwnika, a nawet, jeśli to możliwe, nadwyrężyć go. Może to być również próba wywołania chaosu i „podkręcenia atmosfery” w Polsce – powiedział ekspert w wypowiedzi dla PAP.
Decyzję o sposobie zestrzeliwania dronów w polskiej przestrzeni powietrznej eksperci oceniają jako właściwą. W tym, że nie przechwycono wszystkich, również nie ma nic dziwnego, jeśli brać pod uwagę metodologię działania i doświadczenia innych państw w podobnych przypadkach. „Zapewne strzelano głównie do tych, których trajektoria lotu na tym etapie wskazywała, że mogą stanowić zagrożenie dla kluczowych obiektów. Nawet Izrael, generalnie chroniący całe swoje terytorium, musi dokonywać priorytetyzacji celów. Jeżeli coś może spaść w szczerym polu, to nie marnuje się na to amunicji” – mówi Bartłomiej Kucharski.
Zestrzelenie obiektu naruszającego przestrzeń powietrzną w obecnych, pokojowych uwarunkowaniach jest bardziej skomplikowane, niż ma to miejsce na przykład na Ukrainie, gdzie wobec trwającej wojny przestrzeń powietrzna pozostaje zamknięta dla ruchu innego niż wojskowy, co daje pełną swobodę działania jednostkom obrony przeciwlotniczej, zarówno samolotom myśliwskim, jak i systemom naziemnym. W sytuacji takiej, z jaką mieliśmy do czynienia w środę, chodzi przede wszystkim o to, aby nie doprowadzić do przypadkowego ostrzelania samolotu cywilnego.
- Przed użyciem broni musiała nastąpić identyfikacja wizualna przynajmniej na podstawie obrazu z kamer na myśliwcach; wątpię, aby strzelano tylko do ech radarowych – mówi dr Piekarski. Ocenia, że reakcja po stronie Polski była odpowiednia, a poszczególne cele unieszkodliwiono, zanim mogły stać się poważnym zagrożeniem dla gęsto zaludnionych obszarów.W omawianej sytuacji istotną sprawą jest dokładny wybór czasu i miejsca, gdzie można dokonać neutralizacji celu: chodzi o to, aby spadające szczątki nie doprowadziły do dodatkowych zniszczeń lub ofiar na ziemi. Między innymi dlatego w działaniach z zakresu obrony przeciwdronowej dobrze sprawdzają się śmigłowce, często używane w tym celu na Ukrainie. Również w Polsce do działań skierowano śmigłowce, między innymi szturmowe typu Mi-24, ale także transportowe Mi-17 i Black Hawk.To pierwszy incydent związany z naruszeniem przestrzeni powietrznej kraju NATO o takiej skali w czasie pełnoskalowej agresji Rosji przeciwko Ukrainie i zapewne będzie miał swoje następstwa. Te polityczne to przede wszystkim wykorzystanie mechanizmu sojuszniczych konsultacji w ramach Paktu Północnoatlantyckiego, jakie daje artykuł 4. Traktatu Waszyngtońskiego, będący podstawą działania NATO. Nie mniej istotne są także działania w praktyce.
- Oczekiwałbym przynajmniej czasowego wzmocnienia sił w Polsce i krajach bałtyckich, np. za pomocą 2-3 kluczy samolotów wielozadaniowych z różnych państw czy 1-2 baterii przeciwlotniczych – mówi w rozmowie z PAP Bartłomiej Kucharski.W podobnym tonie wypowiada się dr Piekarski. - W tej krótkiej perspektywie to większa obecność sił NATO, a w długoterminowej – środki obserwacji. Aerostaty „Barbara”, docelowo samoloty wczesnego ostrzegania i środki walki radioelektronicznej, także te lotnicze, może także specjalne siły antydronowe w lotnictwie – komentuje dr Michał Piekarski, wskazując na główne aktualne potrzeby wojska, jeśli chodzi o obronę przeciwdronową.
Prof. Kuźniar: Trump jest uległy, lękliwy wobec Rosji Putina
Długotrwałe milczenie prezydenta USA Donalda Trumpa w sprawie wtargnięcia dronów w polską i natowską przestrzeń powietrzną potwierdza jego niepokojącą uległość, lękliwość, pobłażliwość wobec Rosji Putina – ocenia ekspert od spraw międzynarodowych, były dyplomata, prof. Roman Kuźniar.
Jego zdaniem Rosjanie mogą liczyć na daleko posuniętą tolerancję ze strony USA pod rządami Trumpa. W trakcie nocnego ataku Rosji na Ukrainę polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez drony. Premier Donald Tusk poinformował, że bezzałogowce należały do sił Rosji, a te, które mogły stanowić zagrożenie, zostały zestrzelone.W rozmowie z PAP prof. Kuźniar ocenił, że działania były adekwatne do zaistniałej sytuacji. Obecnie należy czekać na dokładne określenie, skąd drony przyleciały i jaki był ich cel.
– To jest teraz przedmiotem działania służb zarówno polskich, jak i natowskich. Nie ma danych, które pozwalałyby założyć, że był to świadomy akt agresji wobec NATO czy wobec Polski. Natomiast było to świadome, rozmyślne naruszenie polskiego terytorium – powiedział.
Pytany o brak reakcji prezydenta USA w sprawie dronów prof. Kuźniar powiedział, że Trump „wykazuje uległość, lękliwość, pobłażliwość wobec Rosji Putina”.
– To jest niepokojące, ale mogliśmy się tego spodziewać, bo widzieliśmy to w czasie pierwszej kadencji. Teraz to się powtarza. Nieszczęsny szczyt na Alasce był demonstracją jego uległości, pobłażliwości dla Putina i to są rzeczy, o których warto w NATO rozmawiać – stwierdził. W opinii eksperta państwa NATO, w tym Polska, nie mogą stuprocentowo liczyć na USA w przypadku zaognienia sytuacji na flance wschodniej Sojuszu. Podkreślił, że inaczej było w czasach prezydentury Baracka Obamy czy Joe Bidena.Prof. Kuźniar powiedział, że naruszenie polskiej granicy przez obce drony było rodzajem prowokacji, ale i testem, sprawdzeniem reakcji militarnej i politycznej.
- Tu chodzi o badanie morale, badanie psychiki Polski, państw NATO, na ile my jesteśmy zdeterminowani reagować na tego rodzaju działania ze strony Rosji. Nie jesteśmy w stanie w tej chwili określić, na ile to było zamierzone działanie, a na ile rodzaj takiego rosyjskiego operacyjnego niechlujstwa. Cały szereg rzeczy musi być jeszcze wyjaśniony - powiedział.W opinii eksperta Rosjanie mogą liczyć na daleko posuniętą tolerancję ze strony USA pod rządami Trumpa; mają świadomość całkowitej bezkarności.
- Od kiedy mamy prezydenta Trumpa ataki na terytorium Ukrainy, na ludność cywilną i na infrastrukturę, zdecydowanie się nasiliły, Oni (Rosjanie) mają świadomość, że prezydent Trump nie będzie reagować w sposób dla nich dotkliwy - powiedział.- Dopóki Stany Zjednoczone nie zmienią stosunku do tej wojny, dopóty Rosjanie mogą eskalować swoje działania, mogą posuwać się jakoś nienadmiernie daleko, bo na pewno nie przekroczą artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego - stwierdził prof. Kuźniar. (PAP)
Antoni Wiśniewski-Mischal(PAP)awm/ mms/mad/ mms/rpo/ mok/ ktl/gn/