Ekspert: Trump nie rozwiąże przyczyn konfliktu między Tajlandią, a Kambodżą
Po kolejnej eskalacji konfliktu na granicy Tajlandii i Kambodży prezydent USA Donald Trump zapowiedział, że poprosi przywódców obu krajów o zaprzestanie walk. Damian Wnukowski z PISM ocenia w rozmowie z PAP, że takie działania nie rozwiążą przyczyn konfliktu.
Dziewięć osób zginęło w Kambodży, pięć w Tajlandii, a ponad 100 zostało rannych; setki tysięcy osób ewakuowały się z terenów przygranicznych – podał w środę Reuters.
Damian Wnukowski, koordynator programu Azja i Pacyfik w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM), powiedział PAP, że jest to kolejna eskalacja działań zbrojnych między Tajlandią a Kambodżą. Głównym źródłem konfliktu są porozumienia zawarte na początku XX w. jeszcze między Syjamem (dawna nazwa Tajlandii – PAP) a kolonialną Francją. Wyznaczono wówczas linie graniczne, które w późniejszych latach były nieskutecznie kontestowane przez Tajlandię.
Jak dodał ekspert, obecne starcia mogą być również związane z oskarżeniami rządu Tajlandii (podobnie jak działo się to w lipcu br.), że armia kambodżańska rozkłada w okolicach spornej granicy miny, które ranią tajlandzkich żołnierzy. W toczących się w lipcu na lądzie i powietrzu walkach zginęły 43 osoby, z terenów przygranicznych uciekło 300 tys. osób. W końcu października Tajlandia i Kambodża podpisały pod auspicjami prezydenta USA Donalda Trumpa porozumienie o wdrażaniu zawieszenia broni, jednak jego implementacja została wstrzymana kilka tygodni później.
– Już miesiąc temu, 11 listopada, po incydencie z wybuchem miny, która zraniła kolejnego tajlandzkiego żołnierza, rząd Tajlandii oświadczył, że wstrzymuje się z realizacją październikowego porozumienia – wyjaśnił Wnukowski.
"Możliwe, że obecna eskalacja jest związana z tym, że rząd Tajlandii uznał działania Kambodży w zakresie usunięcia min i zaprzestania ich rozmieszczania na granicy za niewystarczające. Ale to są tylko domysły, bo oficjalnego powodu nie podano".
We wtorek podczas wiecu w Pensylwanii prezydent USA oświadczył, że zamierza zadzwonić do przywódców obu krajów i poprosić ich o zaprzestanie walk. – Myślę, że zrozumieją – oświadczył. – Kto inny mógłby powiedzieć: „zadzwonię i powstrzymam wojnę między dwoma bardzo potężnymi państwami”?
Wnukowski przypomniał, że to nie jest pierwszy konflikt zbrojny, w którego rozwiązanie zaangażował się Donald Trump; prezydent USA twierdzi, że miał udział w wynegocjowaniu rozejmu m.in. między Indiami a Pakistanem w maju br.
"Trump sam siebie widzi jako człowieka, który przynosi pokój w różnych miejscach świata, dąży do zdobycia Pokojowej Nagrody Nobla i w konflikcie tajlandzko-kambodżańskim też zapewne upatrzył szansę na to, by podkreślić swoje zasług".
Pytany o możliwy wpływ Donalda Trumpa na obecne starcia, Wnukowski ocenił, że aktywność prezydenta Stanów Zjednoczonych może oddziaływać na kalkulacje stron dotyczące wstrzymania walk, ale nie rozwiąże przyczyn konfliktu między tymi krajami.
– Tylko Tajlandia i Kambodża mogą między sobą rozwiązać ten konflikt. Obie strony musiałyby na drodze pokojowych negocjacji uzgodnić taki przebieg spornej granicy, by już nie dochodziło do dalszych starć, rozmieszczania min itd. Obecne zaangażowanie amerykańskie ma efekty doraźne, to nie jest rozwiązanie konfliktu, tylko tymczasowe zawieszenie broni, co zresztą widzimy po trwającej eskalacji – powiedział. – Można rozważyć tutaj ewentualne wsparcie mediatora, może państw ASEAN-u, których oba państwa są członkami, natomiast na dłuższą metę Tajlandia i Kambodża muszą rozwiązać ten spór same – wyjaśnił.
Konflikt Kambodża-Tajlandia. Jaki wpływ może mieć Trump?
Dodał, że choć sam prezydent USA tego konfliktu nie zakończy, to ma w rękach konkretne narzędzia wpływu, które mogą skutkować kolejnymi krótkimi przerwami w walkach. Podczas poprzednich negocjacji Trump m.in. zagroził podniesieniem ceł na oba państwa, co mogłoby znacząco wpłynąć na stan obu gospodarek, ponieważ Stany Zjednoczone są głównym partnerem eksportowym zarówno Tajlandii, jak i Kambodży – wyjaśnił Wnukowski.
– To zawieszenie broni było od początku kruche, miała na nie wpływ ingerencja z zewnątrz, nie rozwiązywało podstawowych problemów ani źródeł konfliktu – podkreślił. – Włączenie się prezydenta Trumpa nie rozwiązuje przyczyn działań zbrojnych, jedynie wymusza na walczących branie pod uwagę dodatkowych okoliczności.
Negocjacje z udziałem prezydenta USA nie były pierwszą próbą rozwiązania tego konfliktu „z zewnątrz”. Jak przypomniał ekspert, w 1962 r. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości wydał wyrok na korzyść Kambodży, uznając, że roszczenia Tajlandii dotyczące spornej granicy są bezzasadne. Mimo tego Tajlandia nie uznaje werdyktu w tej sprawie. Istnieją także rozbieżności dotyczące wytyczenia samej granicy. W 2013 r. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości potwierdził swoją poprzednią decyzję, wspierając stanowisko Kambodży.
Pytany, w którą stronę może potoczyć się obecna eskalacja konfliktu, Wnukowski ocenił, że choć na razie nie zanosi się na uspokojenie walk, to nie spodziewa się, by starcia zmieniły się w pełnoskalową i długotrwałą wojnę.
– Na razie strona tajlandzka dość zdecydowanie mówi, że nie ma w tej chwili przestrzeni do negocjacji z Kambodżą, a armia tajlandzka może chcieć pokazać swoją przewagę nad armią kambodżańską, żeby ta druga zrewidowała swoje wrogie – zdaniem władz w Bangkoku – działania na terenach przygranicznych. Możliwe, że walki potrwają dłużej, niż w lipcu, ale wątpię, by zmieniło się to w wojnę na dużą skalę – powiedział.
Ekspert dodał także, że nie spodziewa się, by konflikt znacząco wpłynął na turystykę w regionie; jak wyjaśnił, główne atrakcje turystyczne zarówno w Tajlandii, jak i w Kambodży są oddalone od granicy, a poprzednie eskalacje działań zbrojnych w terenach przygranicznych nie wpłynęły znacząco na ruch turystyczny.
Agata Gutowska (PAP)
agg/ pś/ mhr/ grg/