Ekspert: żeby odstraszyć Rosję trzeba działać razem i nie oglądać się na USA
Dopóki Kreml jest uwikłany w wojnę przeciwko Ukrainie, nie zaatakuje NATO, jest więc czas, żeby stworzyć nową, wspólną architekturę bezpieczeństwa w Europie, odstraszającą imperialne ambicje Rosji – ocenił w rozmowie z PAP Carlo Masala, autor książki pt. „Jeśli wygra Rosja”.
Jest marzec 2028 roku. Rosyjskie wojska zajmują estońskie miasteczko Narwa graniczące z Rosją. Moskwa twierdzi, że broni ponad 50-tysięcznej, rosyjskojęzycznej ludności Narwy. NATO nie decyduje się na uruchomienie Artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, wedle którego atak na jednego członka jest traktowany jako atak na wszystkich. Równocześnie amerykański prezydent tłumaczy swój brak zdecydowanej reakcji próbą uniknięcia trzeciej wojny światowej, wywołanej „ograniczonym aktem agresji”. To scenariusz nakreślony w książce „Jeśli wygra Rosja” przez Carlo Masalę, profesora ds. polityki bezpieczeństwa i obrony na Uniwersytecie Bundeswehry w Monachium, uczelni prowadzonej przez niemieckie siły zbrojne.
W rozmowie z PAP prof. Masala przekonywał, że dopóki Rosja jest zaangażowana w wojnę przeciwko Ukrainie, nie zdecyduje się na otwarcie kolejnego frontu, ale ryzyko ataku na któryś z krajów NATO wzrośnie, kiedy wojna się skończy. Wtedy Europa może według Masali stanąć przed dylematem opisanym w jego książce.
Rosyjski atak mógłby w jego opinii dotyczyć „tylko niewielkiej, ograniczonej części jakiegoś kraju NATO”, choćby estońskiej Narwy, albo np. jakiegoś prawie bezludnego terytorium w Finlandii, które agresor określiłby „historycznie rosyjskim”.
– Im mniejszy kraj NATO, mniej znaczące terytorium zaatakowane przez Rosję, tym ryzyko, że sojusz nie zdecyduje się na solidarną reakcję, rośnie – ocenił Masala i dodał, że Rosjanie liczą na to, że w przeciwieństwie do czasów zimnej wojny, kiedy większość krajów miała świadomość imperialnych ambicji Rosji Sowieckiej, „planującej zatrzymać się dopiero w Lizbonie”, dziś kraje położone najdalej na zachód i południe nie zdecydowałyby się ryzykować życia swoich obywateli dla obrony nieznanego skrawka ziemi na Wschodzie Europy.
Mój scenariusz nie zakłada więc wybuchu III wojny światowej, której wygranie, nawet dla Rosji, jest zbyt ryzykowne. To byłaby raczej bardzo ograniczona prowokacja, bo Rosjanie chcą jedynie końca NATO.
W jego opinii Kreml liczy na bezczynność sojuszu, na to, że ograniczony atak na NATO nie wywoła uruchomienia Artykułu 5, co w dalszej konsekwencji doprowadzi do rozpadu sojuszu. W rosyjskim scenariuszu brak solidarnej obrony jednego z sojuszników spowoduje, że część państw zacznie sobie zadawać pytania o sens paktu militarnego, który nie daje im gwarancji obrony.
– Właśnie to chcą osiągnąć Rosjanie, bo rozpad NATO i wycofanie sił USA z Europy to warunek wstępny, aby na powrót zdominować kraje bałtyckie, Rumunię czy Bułgarię, choć prawdopodobnie nie Polskę, bo jest za duża i za silna gospodarczo – ocenił Masala i dodał, że wyklucza raczej „prowokacyjny” atak Rosji na Polskę, bo w tym przypadku sojusz mógłby jednak zareagować solidarnie.
Bezpieczeństwo Polski w NATO
Ekspert zapytany, czy Niemcy będą się domagać uruchomienia Artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, jeśli Polska jednak zostanie zaatakowana, odpowiedział, że Berlin „nalegałby” na taką reakcję NATO. Według niego atak na Warszawę i jej ewentualna klęska „znacząco pogorszyłyby” bezpieczeństwo Niemiec. Jego zdaniem atak na Polskę cofnąłby Europę do lat 80., kiedy linia frontu między Rosją a Zachodem znajdowała się na granicy z Niemcami.
Prof. Masala zastrzegł jednak, że uruchomienia Artykułu 5 domagałyby się zapewne niemieckie elity, ale niemieckie społeczeństwo mogłoby mieć inne zdanie. Przyznał, że „co najmniej jedna czwarta mieszkańców Niemiec” nie poparłaby wysłania niemieckiej Bundeswehry do walki z Rosją.
– Decyzja polityczna byłaby jednak taka, że jeśli Polska zostanie zaatakowana, pomimo tego, że nie mamy w tej chwili armii, której potrzebujemy, pospieszymy z pomocą z tym, co mamy, bez względu na ofiary i straty, choć, powtarzam, nie jesteśmy gotowi na ten scenariusz – podkreślił Masala.
W opinii rozmówcy PAP jest wciąż czas, żeby do takiego ataku nie dopuścić. Nie można już jednak według niego liczyć na ochronę ze strony USA i „także Polacy powinni sobie z tego zdać sprawę”.
Prezydent USA jasno daje do zrozumienia, że Europa nie ma już dla Ameryki znaczenia, że woli utrzymywać normalne stosunki z Rosją, ulegać rosyjskim żądaniom i tym samym ignorować to, co mówią Polacy i inne kraje europejskie.
Na uwagę, że prezydent Trump jasno zadeklarował we wrześniu br. na spotkaniu z prezydentem Karolem Nawrockim, że utrzyma amerykańską obecność wojskową w Polsce, ekspert odparł, że „amerykański prezydent nie postępuje zgodnie z tym, co mówi”.
– Prezydent Trump może powiedzieć, że jest gotowy bronić Polski, ale nie zakładałbym się, że tak zrobi, kiedy przyjdzie co do czego – ocenił ekspert.
W jego opinii alternatywą jest nowa architektura europejskiego bezpieczeństwa.
– A nie można jej mieć bez Niemiec. Jesteśmy obecnie jedynym krajem, który ma pieniądze, żeby naprawdę inwestować w obronność, bo Francja znajduje się na skraju bankructwa, a Brytyjczycy też mają ogromne problemy z finansowaniem sił zbrojnych – podkreślił Masala.
Na pytanie o to, czy Polacy mogą zaufać Niemcom w roli szeryfa Europy, podczas gdy jeszcze do 2022 roku Berlin łączyła z Rosją silna więź handlowa, Masala odparł, że polskie obawy są zrozumiałe. Podkreślił jednak, że „czasy, w których Niemcy prowadziły w zasadzie dwustronne interesy wojskowe z Rosją, minęły”. Dodał, że rządząca w Niemczech koalicja zgadza się co do tego, że Rosja „jest największym zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa”.
– Jeśli zakładamy, że do 2029 roku Rosjanie będą gotowi uderzyć na jednego z członków NATO, to nie mamy innego wyboru i czasu, tylko działać razem. Przez brak wzajemnego zaufania tylko się osłabimy – przekonywał Masala i podkreślił, że aby stworzyć wiarygodny system odstraszania przeciwko rosyjskim imperialnym ambicjom, trzeba zacząć działać.
Czy Europa może liczyć na wsparcie USA?
W opinii Masali zamiast nieufnie odnosić się do Niemiec, warto się zastanowić, „czy można dziś ufać Amerykanom”.
– Problem polega na tym, że teraz wszyscy jesteśmy mniej lub bardziej bezbronni. Jeśli ufalibyśmy Amerykanom, nie musielibyśmy dyskutować o ewentualnej reakcji NATO na rosyjski atak. W całej Europie panuje przekonanie, że gdy przyjdzie co do czego, Amerykanów nie będzie – podkreślił ekspert i dodał, że w sytuacji, kiedy USA nie są już głównym gwarantem bezpieczeństwa dla Europy, „bo tak mówił sekretarz obrony Pete Hegseth”, Europa musi sama budować swoją obronę.
Na pytanie, jak taka obrona powinna wyglądać, Masala odpowiedział, że „nowa architektura bezpieczeństwa w Europie powinna przede wszystkim opierać się na koalicji chętnych” i „nie należy koncentrować się na całej Unii Europejskiej”. Jego zdaniem trzeba też stworzyć koalicję z krajami europejskimi, które nie są członkami Unii Europejskiej, ale „są silne militarnie”, np. Norwegią, Turcją i Wielką Brytanią.
– Trzeba też oczywiście próbować wszystkiego, żeby zatrzymać Amerykanów w Europie, choć nie uzależniać już bezpieczeństwa od USA – ocenił ekspert.
Jego zdaniem kluczowe jest także wysłanie Moskwie sygnału, że Europa jest gotowa walczyć z Rosjanami, jeśli zaatakują NATO.
Odstraszanie opiera się w jego opinii na czołgach i żołnierzach, ale w znacznie większym stopniu na psychologii, dlatego druga strona musi uwierzyć, że Europa jest naprawdę gotowa do walki. Według Masali ten sygnał adresowany do Kremla jest wciąż zbyt słaby.
I choć może to nie jest problem Polski i krajów bałtyckich, ale raczej Niemiec, Francji czy Włoch, to jednak musimy uodpornić społeczeństwa na propagandę, przekonać je, że rosyjskie zagrożenie istnieje. Bo jeśli nasze społeczeństwa nie będą gotowe ponieść kosztów polityki obronnej, poniesiemy porażkę.
Jego zdaniem trzeba się spieszyć, bo nawet porozumienie pokojowe z Ukrainą może nie zatrzymać Rosji.
– Rosja może je potraktować jako swoje zwycięstwo, a to zachęci ją do działania. Jej ambicje wykraczają poza Ukrainę. Chodzi im o zdominowanie tego, co uważają za swoje podwórko, niekoniecznie w kategoriach militarnych, ale politycznych i gospodarczych – podsumował ekspert.
Anna Gwozdowska (PAP)
ag/ mhr/ grg/