"Temat tyranii, despotyzmu dotyczy całego świata" [WYWIAD]
Po wizytach na festiwalach doszedłem do wniosku, że temat tyranii, despotyzmu dotyczy całego świata. Oczywiście, ten problem najbardziej porusza Ukraińców, bo sytuacja wojny czyni go namacalnym - powiedział PAP Ivan Uryvskyi, ukraiński reżyser spektaklu "Kaligula", pokazanego na 29. Festiwalu Teatralnym Kontakt w Toruniu.
Polska Agencja Prasowa: Próby do "Kaluguli" Camusa rozpoczęli państwo w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym im. Iwana Franki w Kijowie przed inwazją Rosji na Ukrainę. Przerwali je państwo na prawie trzy miesiące. Ostatecznie premiera przedstawienia odbyła się w lipcu 2022 r. Jak obecnie ten spektakl jest odbierany w Kijowie? W zeszłym roku prezentowali państwo "Kaligulę" na festiwalu w Awinionie. Jak tam został przyjęty?
Ivan Uryvskyi: Pokazaliśmy "Kaligulę" nie tylko w Awinionie, ale na kilku innych festiwalach, np. w Sarajewie. Rzecz jasna, gramy jednak przede wszystkim w Kijowie, gdzie publiczność pokochała ten spektakl. Pokazaliśmy go już ponad sto razy.
Długo zastanawiałem się, na czym polega fenomen recepcji tego przedstawienia. Po wizytach na festiwalach i rozmowach z wieloma ludźmi doszedłem do wniosku, że temat tyranii, despotyzmu dotyczy całego świata. Oczywiście, ten problem najbardziej porusza Ukraińców, bo sytuacja wojny czyni go namacalnym. Nasze przedstawienie spotkało się również z gorącym odbiorem i zrozumieniem we Francji, mimo że ich bezpośrednio nie dotyczy sytuacja konfliktu zbrojnego. Bardzo ciekawe były ich komentarze i rozmowy w Awinionie. Bo temat "Kaliguli" tak naprawdę jest uniwersalny i nie może być obojętny dla całego świata. Widzimy, co dzieje się w różnych zakątkach globu. Konflikty zbrojne, junty, armie najemników, terroryzm. Stąd temat dyktatury jest gorący w rożnych państwach świata. Jedni znajdują się w oku cyklonu, a inni pozornie są bezpieczni i daleko im do tej problematyki. Myślę, że nie znamy dnia, ani minuty, bo Kaligula może pojawić się nagle w każdej części świata.
PAP: Co oznacza dla pana robienie teatru w kraju objętym wojną? W 2024 r. wystawił pan "Marię Stuart" Schiller, w tym roku wyreżyserował "Makbeta". Jak to się udaje?
I. U.: Przyznam, że wystawiam teraz więcej sztuk niż robiłem to przed inwazją Rosjan. Gdy wybuchła wojna prawie trzy miesiące nie pracowaliśmy. Przygotowywaliśmy różne koncerty i wieczory poetyckie dla naszych żołnierzy. Czuliśmy się jak we mgle i nie wiedzieliśmy, czy jeszcze kiedykolwiek będziemy robić teatr. Czy on jest potrzebny? Jednak gdy wreszcie wystawiliśmy "Kaligulę", okazało się, że widzowie bardzo potrzebują teatru. Chcą żyć w miarę normalnie, oderwać się od koszmaru wojny. Dlatego zacząłem eksperymentować z rozmaitymi gatunkami teatru. Zacząłem np. reżyserować komedie, których nigdy wcześniej nie robiłem. Prawda jest taka, że przede wszystkim musieliśmy jako zespół zrozumieć siebie i swoją sytuację. Potem zaczęliśmy pytać widzów, jakiego teatru potrzebują. Czym ma być teatr obecnie w Ukrainie?
PAP: Wystawia pan głównie klasykę ukraińską i światową, jak "Tramwaj zwany pożądaniem" Williamsa, "Peer Gynta" Ibsena, "Marię Stuart" Schillera. Na swoim koncie ma pan także realizacje m.in. Strindberga, Gozziego i Gogola. Krąży opinia, że biorąc na warsztat sztuki klasyczne za każdym razem pan je dekonstruuje lub redefiniuje. Na czym polega pańska strategia reżyserska?
I. U.: Za każdym razem, gdy wybieram tekst sztuki, staram się ją wystawić tak, jak ja ją rozumiem. Doskonale wiem, że obcuję z klasyką, dlatego nie dokonuję dużych zmian. Po prostu wnikliwie czytam utwór, by zrozumieć go dla siebie. Następnie oglądam lub przypominam sobie realizacje danego tytułu w innych teatrach Europy. Wreszcie przychodzi moment, że zaczynam rozumieć, dlaczego inni reżyserzy wystawili go tak, a ja mam inną wizję. Myślę, że stąd są te opinie o tym, że ja dekonstruuję klasyków.
PAP: Czy często skraca pan tekst, dokonuje przesunięć scen?
I. U.: Przedstawienie "Kaliguli" trwa godzinę i piętnaście minut. To jest bardzo skrócona wersja. Po prostu nie mogliśmy przeprowadzić tyle prób, ile chcieliśmy. Cały czas wyły syreny przeciwlotnicze, a my nie mieliśmy prawa próbować, gdy zbliżał się nalot. Dlatego tę wersję spektaklu dopasowaliśmy do realiów wojennych. Przypomnę tylko, że zdarzało się, że musieliśmy przerywać przedstawienie i z widzami schodzić do schronu.
PAP: W 2024 r. otrzymał pan prestiżową Nagrodę Państwową im. Tarasa Szewczenki za spektakl "Czarownice z Konotopu" wg Hrihorija Kwitki-Osnowjanenko. Wiem, że w czerwcu jadą państwo z tym przedstawieniem na tournée do Stanów Zjednoczonych i Kanady. O czym opowiada ten spektakl?
I. U.: W maju pokazaliśmy to przedstawienie w Polsce, a w czerwcu rzeczywiście wyruszamy za ocean. "Czarownica z Konotopu" to obowiązkowa lektura szkolna. Hrihorij Kwitko-Osnowjanenko jako pierwszy pisał prozą po ukraińsku. To jest rodzaj burleskowej satyry. Spektakl opowiada o tym, jak zaczyna się wojna Polski z Rosją, a Kozacy chcą uniknąć poboru, bo nie chcą iść na tę wojnę. Zapraszają wójta Konotopy na tzw. sotnik, czyli spotkanie i przekonują go, że w mieście są wiedźmy. Żeby je odnaleźć trzeba przeprowadzić tradycyjną próbę wody, czyli topić kolejne kobiety. Kto nie utonie - ten jest wiedźmą.
To straszna historia, rodzaj horroru, ale napisana jako komedia. Nasz spektakl odwołuje się do ukraińskiego folkloru i ludowości. To rodzaj wyobrażenia, jak to mogło wyglądać. Publiczność pokochała to przedstawienie. Zagraliśmy je już ponad dwieście razy.
PAP: Co zamierza pan wystawić w najbliższym czasie?
I. U.: W sobotę, 31 maja, w Narodowym Lwowskim Teatrze Opery i Baletu miała miejsce premiera opery "Złoty pierścień" Zachara Berkuta w mojej reżyserii.
W kijowskiej Operze Narodowej Ukrainy im. T. Szewczenki przygotuję kolejną operę. Będą to "Bajki" E. T. A. Hoffmana.
Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)
Ivan Uryvskyi (ur. 9 marca 1990 r. w Krzywym Rogu) jest ukraińskim reżyserem teatralnym i operowym. Zrealizował ponad 20 spektakli w większości opartych na ukraińskiej klasyce. Był głównym reżyserem Ukraińskiego Teatru Muzyczno-Dramatycznego im. Wasyla Wasylki w Odessie. Od 2020 r. jest zatrudniony jako reżyser w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym im. Iwana Franki w Kijowie. Tu zrealizował, m.in.: "Lymerivna" Myrnego (2019), "Tramwaj zwany pożądaniem" Williamsa (2020), "Peer Gynta" Ibsena (2021), "Nieszczęsna" Karpenki-Karego (2021), "Kaligulę" Camusa (2022), "Czarownice z Konotopu" Kwitki-Osnowjanenko (2023), "Marie Stuart" Schillera (2024), "Makbeta" Szekspira (2025). Współpracował również z teatrami w Iwano-Frankowsku, we Lwowie, w Kownie i Pradze.
Otrzymał nagrody Pektorał Kijowski za spektakl "Lymerivna" i jego reżyserię, nagrodę Korona Dnia "za współczesną interpretacje i reinterpretację ukraińskiej i zachodnioeuropejskiej klasyki zgodnie ze światowymi trendami w sztukach performatywnych" (2019), nagrodę państwowa im. Łesia Kurbasa (2019), tytuł Zasłużonego Artysty Ukrainy (2020). W 2024 r. otrzymał nagrodę państwową im. Tarasa Szewczenki za spektakl "Czarownica z Konotopu".
gj/ aszw/ kgr/