Warszawa. W Szpitalu Dzieciątka Jezus UCK leczonych jest pięciu rannych Ukraińców. Dr Paweł Łęgosz: żołnierze mają przed sobą perspektywę spokojnego leczenia
Pięciu rannych ukraińskich żołnierzy przybyło do Szpitala Dzieciątka Jezus UCK w Warszawie w poniedziałek, 18 lipca, następnego dnia przeprowadziliśmy już pierwszy zabieg - powiedział PAP dr hab. n. med. Paweł Łęgosz – ortopeda i traumatolog narządu ruchu.
PAP: Jak to się stało, że ranni z Ukrainy trafili do waszego szpitala?
Dr Paweł Łęgosz: Pierwsze było pismo od dyrektora Wydziału Zdrowia Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego pana Tomasza Sławatyńca do wszystkich szpitali na Mazowszu, w którym zgłaszał potrzebę przyjęcia ukraińskich żołnierzy rannych na froncie, którzy wcześniej leczeni byli na terenie Ukrainy, ale trzeba ich jeszcze "doleczyć". Szpital Dzieciątka Jezus Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego WUM, za moim pośrednictwem, od razu zaoferował przyjęcie pięciu pacjentów. Skierowano do nas trzech pacjentów do leczenia ortopedycznego i dwóch do leczenia w Klinice Chirurgii Szczękowej. Transport tych żołnierzy przybył do Warszawy w poniedziałek, 18 lipca, wieczorem. To była bardzo sprawnie zorganizowana i przeprowadzona przez MUW akcja: myśmy odpowiedzieli na apel rano w poniedziałek, a już po dwóch godzinach otrzymałem tabele z dokładnymi danymi: imieniem, nazwiskiem, datą urodzenia, szczegółowym opisem dotychczasowego leczenia, zakresem obrażeń, czy ten pacjent jest leżący czy siedzący, wszystko w dwóch językach, angielskim i polskim. Mogliśmy więc z kolegami od razu przeanalizować – w jaki sposób możemy im pomóc. Wiedziałem, że damy radę, gdyż nasz szpital jest jednostką najwyższej referencyjności, mamy u siebie praktycznie wszystkie dyscypliny medyczne i najlepszych fachowców, jesteśmy w stanie zaopatrzyć każdy rodzaj obrażenia. Wieczorem tego samego dnia pacjenci dotarli wojskowymi karetkami do szpitali, a my zapewniliśmy im relokację do poszczególnych klinik i objęcie ich stosownym leczeniem.
PAP: Potrzebna była szybka interwencja?
P.Ł.: U jednego pacjenta zabieg operacyjny został przeprowadzony już we wtorek – mężczyzna miał skomplikowane złamania stopy, stawu skokowego i całego podudzia. Został mu założony tzw. aparat Ilizarowa do leczenia zewnętrznego złamań, taka metoda pozwoli m.in. na obciążanie stopy, dzięki czemu pacjent nie będzie musiał leżeć. Kolejni pacjenci są planowani do kolejnych działań. Także w obrębie chirurgii szczękowej została już zoperowana jedna osoba, kobieta, miała znaczny ubytek w obrębie żuchwy. Teraz trafi na "doleczanie" do kliniki ortopedii, gdyż ma jeszcze złamanie w obrębie podudzia. Obecnie przygotowujemy się do dość skomplikowanej decyzji, ponieważ mamy pacjentkę z wieloobrębowym z powodu działań wojennych złamaniem w okolicach przedramienia, łokcia i kości ramiennej. Została zaopatrzona bardzo dobrze w szpitalu na Ukrainie. Założono jej stabilizator zewnętrzny, teraz badamy, czy jest już jakiś ślad zrostu, czy możliwa jest konwersja do aparatu Ilizarowa, żeby uruchomić jej łokieć. Precyzyjne planowanie jest gwarancją skuteczności leczenia. Ona jest jedynym cywilem wśród pacjentów z tego transportu, odniosła obrażenia na skutek ostrzału przez Rosjan domu, w którym mieszkała.
PAP: Kiedy ci ludzie zostali ranni?
P.Ł.: No właśnie, nie bez znaczenia jest to, że są to pacjenci, którzy urazów doznali nie kilka dni temu, ale to są urazy 6-8 tygodniowe, to długi czas, więc początki gojenia już na pewno są, w dodatku złamania czy inne urazy kończyn są naprawdę rozległe. Np. jeden z nich ma zastarzały uraz w obrębie ścięgien kończyny górnej, co oznacza dysfunkcję w obrębie palców rąk. Tu w grę wchodzi zabieg odroczony rekonstrukcyjny, więc czas nas nie pogania, te osoby zostaną zaopatrzone w sposób planowy, kiedy zostaną zabezpieczone bardziej pilne potrzeby pacjentów kliniki. Rehabilitacja tych pacjentów także będzie rozłożona w czasie, długotrwała, mam nadzieję, że przyniesie pozytywne rezultaty.
PAP: Jaki jest stan psychiczny tych chorych?
P.Ł.: Widać, że przeżyli oni szok związany z działaniami wojennymi, ale, jak mi się wydaje i czym jestem podbudowany, przyjazd do Polski, zmiana otoczenia, fakt, że nic im już nie wybucha nad głową, wpłynęły na nich pozytywnie, czują się pewniej, są zaopiekowani, mają przed sobą perspektywę spokojnego leczenia. Natomiast trzeba by wniknąć w ich wnętrze, żeby poznać, co naprawdę przeżyli. Ja mam opór, żeby ich o to pytać, nie chcę podgrzewać tej traumy, która wciąż jest ich udziałem. To ludzie w różnym wieku: rocznik 68, 82, 99… Napaść Rosji na ich kraj zniszczyła ich ciała i życie.
Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)
gn/