Adam Wajrak: jestem uzależniony od lasu
Wie, co to znaczy chodzić tropem wilków. Właśnie wydał książkę zatytułowaną "Wilki". Mówi, że bez przyrody nie może żyć. Dziennikarz i przyrodnik Adam Wajrak w rozmowie z PAP Life wyjawia, dlaczego nie boi się wilków i jak można zacząć obserwacje przyrody.
PAP Life: Właśnie wydał pan książkę "Wilki", do kogo jest adresowana?
Adam Wajrak: Myślę, że do miłośników przyrody, bez względu na wiek, chociaż troszkę obawiam się o młodszych czytelników, bo tam jest kilka drastycznych historii. I nie chodzi tu o jelenie, na które polują wilki. Bardziej o to, co my, ludzie, robiliśmy wilkom. I to jest wręcz okropne. Książka jest do wszystkich, ale do tych najmłodszych może nie za bardzo.
PAP Life: To jest książka oparta na doświadczeniu?
A.W.: Tak. Ja zawsze piszę o własnym doświadczeniu.
Nienawiść do wilka jak nienawiść do zbiegłego niewolnika
PAP Life: Dlaczego ludzie boją się wilków?
A.W.: To jest praca pokoleniowa. Gdzieś tam, kiedyś, zaczęliśmy je tępić. Oswoiliśmy psa, to jest udomowiony wilk. Jest taka dziwna zasada, że jak coś udomowimy, to strasznie nie lubimy tych nieudomowionych współbraci. I tępimy je z niezwykłą zaciętością. Pies został udomowiony najwcześniej. Nienawiść do wilka jest jak nienawiść do zbiegłego niewolnika, którego się nie udało opanować. Poza tym wilk dość dobrze poluje, więc może być konkurentem, jeśli chodzi o zwierzynę. Może nam zabijać zwierzęta domowe, itd. To powoduje, ze nakręciliśmy maszynkę nielubienia tego wilka, ponieważ dorobiliśmy mu taką demoniczną gębę. I to musiało się stać bardzo dawno temu, bo jak patrzę na różne zapisy, to zorganizowane służby były za Karola Wielkiego, czyli ponad 1000 lat temu.
PAP Life: Wykonał pan też tu rzetelną pracę historyka...
A.W.: Niezbyt głęboko, ale tak...
PAP Life: Uderzający jest np. fakt, że jak za wschodnią granicą wilki są wytępione, to populacja od razu spada i w Polsce...
A.W.: Tak. One przechodzą, bo tam jest wolne terytorium.
PAP Life: Pod koniec lat 80., gdy byłam w Bieszczadach, wilki porywały owce, ale nikt się tam tym nie przejmował. Nie boją się tam wilków? Czy to jest poparcie pana tezy, że ludzie, którzy są stamtąd nie boją się wilków?
A.W.: W Bieszczadach ten strach jest większy, w porównaniu z Białowieżą to nawet duży. W Bieszczadach są ludzie napływowi. To nie jest doświadczenie pokoleniowego obcowania z wilkami, które mają ludzie w Białowieży. Bo w Białowieży byłem bardzo zaskoczony: miejscowi, dzieci, chodzą do lasu, zbierają grzyby, a tam te wilki chodzą. Jak je zobaczą, to mówią: "widziałem wilka".
Wilk ma więcej powodów do strachu niż człowiek
PAP Life: No właśnie: wilk się boi człowieka czy człowiek się boi wilka? Jak jest naprawdę?
A. W.: Człowiek się strasznie boi wilka. Wiem, że się wilk potwornie boi człowieka, ale wilk ma więcej powodów do strachu. Bo my jesteśmy naprawdę dla niego groźni. Myśmy je eksterminowali. Jak czytałem te instrukcje do tępienia wilków, to miałem takie "zagładowe" wręcz myśli. Bo to była kompletna, zimna instrukcja eksterminacji. Wilk rzeczywiście ma powody, żeby się bać człowieka. I przez pokolenia skumulował mu się strach przed człowiekiem. Natomiast czy człowiek ma powód, by bać się wilka? Myślę, że nie.
PAP Life: A może tytuł książki powinien brzmieć "My, wilki"?
A.W.: Nie, wilki, to wilki... Później pomyślałem, że ten podtytuł powinien brzmieć "Jak przestałem się bać". Bo to jest o moim strachu, o moim wychodzeniu z tego strachu. Wiedza nie jest antidotum na strach. Najlepszym antidotum na strach jest spotkanie. Zacząłem się widywać z wilkami, mieć świadomość, że one są w lesie i przestałem się ich bać. Tam jest taki fragment, kiedy ja spotykam tego wilka, który ze strachu na mój widok robi kupę... I od tego momentu to się ich w ogóle nie boję.
PAP Life: Historie w książce są dramatyczne - udomowionego wilka Kazana, którego zagryzły inne wilki, czy złapana we wnyki Ruda...
A.W.: Tak. Kazan jest dowodem na to, że życiem wilków jest wolność, las i nie można ich oswajać. Jeżeli chcemy oswoić wilka, to musimy z nim zrobić to samo, co z psem. Czyli to musi być bardzo silna selekcja, bardzo brutalna, bardzo nieprzyjemna. Uważam, że najlepiej będzie jak wilki zostaną tam, gdzie są. Między sobą, w lesie.
Zostawmy przyrodę samą sobie
PAP Life: To pański głos w obronie przyrody. Jak możemy chronić przyrodę?
A.W.: Musimy być świadomi jej wartości. W Polsce akurat z tym nie jest źle. Polacy są dumni, że mamy wilki, żubry, Puszczę Białowieską, Bieszczady itd. Ja skłaniam się ku temu, że najważniejszą rzeczą jest nie ingerować. Najlepszą rzeczą jest zostawić przyrodę samą sobie. Stać z boku i obserwować - to jest przygoda!
PAP Life: Jak edukować dzieci, które wybiórczo poznają przyrodę?
A.W.: Jest taka bardzo fajna książka "Ostatnie dziecko lasu", polecam. Choć bardziej osadzona w amerykańskich realiach. Z drugiej strony ci młodzi czytelnicy, a ja mam wielu młodych czytelników, znakomicie tę przyrodę chłoną. Świetnie ją znają. Mówię czasem, że przeciętny 14-latek z lornetką ma większą wiedzę o przyrodzie niż myśliwy, który chodzi do lasu z dubeltówką. Bo ten młody się interesuje wszystkim a nie tylko dzikiem, którego myśliwy chce zabić. On coś widzi na Discovery - to jest całe pokolenia Animal Planet - później zaczyna sprawdzać, czy pewnych rzeczy nie będzie w Polsce.
PAP Life: A taka szkolna jednodniowa wycieczka do Ujścia Warty ma sens?
A.W.: Z tym może być bardzo różnie. Można zniechęcić, a można zachwycić. Ja bym był ostrożny. Pamiętam moje wycieczki, takie "na siłę". To może wywołać reakcję zupełnie odwrotną. Moim mistrzem był Lechosław Herz, mówiłem do niego "wujku", choć on nie jest moim wujkiem. On pisał przewodniki po Mazowszu. Okazało się, że Herz wynajduje super rzeczy: najgrubsze drzewo, kolonia czapli - które są tuż obok Warszawy, tuż za rogiem. I on mnie tym zachwycił. Pokazał taką drogę, która jest fajna dla dzieci. Takie powolne wchodzenie w przyrodę, pokazywanie, że niezwykłe rzeczy dzieją się na trawniku, w parku, tuż obok - dają podstawę, że jak dzieciaki pojadą do tego Ujścia Warty, zachwycą się.
Uzależniony od lasu
PAP Life: A jak pan godzi życie warszawiaka z życiem "człowieka z puszczy"?
A.W.: Bardzo lubię życie w puszczy i jestem już zupełnie uzależniony od lasu. Mój kolega, który jest niepijącym alkoholikiem chodzi na spotkania AA, mówi: "słuchaj, ty jesteś zupełnie uzależniony". Tak, zgadza się. Jestem uzależniony. A najgorzej tę książkę pisało mi się w Teremiskach. Bo ciągle mnie tam coś odrywało. A jak siedziałem w Krakowie albo w Warszawie, to po prostu pisałem ciurkiem. A tu patrzę" żubry, jakiś trop wilczy, tutaj coś znajdę, a tu rykowisko jeleni, albo spadł śnieg i mogę sobie potropić; nie będę siedział przy komputerze i pisał...
PAP Life: Dużym atutem książki są zdjęcia. To są pańskie fotografie...
A.W.: Tak. Poza dwoma. Tu są dwa typy zdjęć. Wilki oswojone i na końcu dzikie. I to było dla mnie wyzwanie fotograficzne. Fotografowanie zwierząt jest genialną przygodą. Człowiek jest trochę Jamesem Bondem, trochę snajperem, trochę tajnym agentem. To jest bardzo fajna rzecz, polecam wszystkim. Można się czaić z ukrycia, a można chodzić za zwierzętami.
PAP Life: Trzeba mieć dobry aparat mocne buty?
A. W.: Ja mam dobry aparat, a nie zrobiłem takiego zdjęcia rysia jak mój kolega z Hajnówki. On więcej chodził po lesie.
Adam Wajrak - dziennikarz, przyrodnik. Od lat opisuje przyrodę w "Gazecie Wyborczej". Współpracuje też Animal Planet i TVP. Autor książek, napisał m.in. "Przewodnik prawdziwych tropicieli", "Zwierzaki Wajraka", "To zwierzę mnie bierze", adresowanych do młodych czytelników. Najnowsza jego książka "Wilki" ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Agora.
Rozmawiała Dorota Kieras (PAP Life)
dki/ zig/