Były prezydent Zabrza prawomocnie skazany za zabójstwo
25 lat więzienia - to prawomocny już wyrok wobec b. prezydenta Zabrza Jerzego G., który odpowiadał za zabójstwo wierzyciela w 2008 r. Orzeczenie zapadło w środę przed Sądem Apelacyjnym w Katowicach. Obrona zapowiada kasację do Sądu Najwyższego.
Na ławie oskarżonych zasiadło też trzech pozostałych podsądnych, skazanych za to, że skrępowali i pobili ofiarę, a potem zostawili ją sam na sam z G. Sąd wymierzył kary im od 8 do 15 lat więzienia.
Według oskarżenia b. prezydent zabił Lecha F., bo nie był w stanie zwrócić mu wynoszącego kilkaset tysięcy złotych długu. Ciało mężczyzny znaleziono w lesie w Wymysłowie w pow. będzińskim, gdzie F. został zwabiony i skrępowany, a następnie zabity.
70-letni dziś G. od początku stanowczo odrzucał zarzuty. Kwestionował zarówno podawany przez prokuraturę motyw, jak i swój udział w opisywanych w akcie oskarżenia wydarzeniach. Twierdził, że w chwili zdarzenia był w zupełnie innym miejscu. Kilka tygodni temu, prosząc o uniewinnienie, mówił przed sądem, że wyrok I instancji to dla niego "kara śmierci".
Sądy - wcześniej okręgowy, a teraz apelacyjny - nie miały wątpliwości, że jest on sprawcą zabójstwa. Sędzia Michał Marzec podkreślił w środę, że proces miał co prawda charakter poszlakowy, ale tylko w wąskim zakresie – choć dotyczącym najistotniejszych kwestii, czyli zadania obrażeń F.
"W pozostałym zakresie ten proces w żadnym wypadku nie miał charakteru poszlakowego, albowiem opierał się na dość obszernym materiale dowodowym, które stanowiły bezpośrednie dowody, szczególnie w tym zakresie, który był najbardziej kwestionowany przez oskarżonego G., tj. obecności oskarżonego w na miejscu zdarzenia w lesie w Wymysłowie" - wskazał sędzia.
Dodał, że dowodami są m.in. wyjaśnienia współoskarżonych - którzy przyznają, że skrępowali F. i zostawili go z G. - zeznania świadków, którzy opowiedzieli o przygotowaniach i planowaniu całego zdarzenia, a także rozmowy telefoniczne i miejsca logowania telefonów.
Podstawą zarzutów wyjaśnieniach współoskarżonych i opinie biegłychChoć nie było bezpośrednich świadków ani narzędzi zbrodni, oskarżenie sformułowano na podstawie innych dowodów - przede wszystkim opiniach biegłych i wyjaśnieniach współoskarżonych G. Zwabiony do lasu Lech F. miał rany kłute i cięte szyi, zadane przypuszczalnie nożem, wcześniej był bity kijem bejsbolowym.
Według sądu, nie ulega wątpliwości, że to G. zabił F. - pozostali oskarżeni zostawili z nim ofiarę, którą wcześniej pobili i skrępowali. Jak relacjonował sędzia Michał Marzec, zostawiony sam na sam z G. Lech F. był przytomny i starał się oswobodzić. Zmarł od ciosów nożem zadanych przez G., który działał z zamiarem bezpośrednim - wskazał sąd.
Pozostali oskarżeni, choć przyznali się, że skrępowali ofiarę, zaprzeczali, by pobili F. kijem bejsbolowym. Sąd nie dał wiary ich wyjaśnieniom. W oparciu o zgromadzone dowody uznał, że to Robert T. użył drewnianej pałki i uderzył F. w głowę - stąd surowsza kara dla tego oskarżonego: 15 lat więzienia za tzw. zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Według sądu musiał się liczyć się z tym, że zadanie F. silnego ciosu kijem może skutkować śmiercią.
Pozostali dwaj, wśród nich brat Roberta – Rafał, zostali skazani za pozbawienie wolności F. i pobicie go ze skutkiem śmiertelnym. Wraz z przyjęciem takiej kwalifikacji sąd apelacyjny złagodził im karę – do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Sąd apelacyjny uznał, że trzej wspólnicy G. pierwotnie planowali na jego polecenie obezwładnić, skrępować i pozostawić z G., ale nie mogli przewiedzieć, co zamierza zrobić b. prezydent.
Obrona nie wyklucza kasacji"Z całą pewnością ten wyrok nie jest taki, jakiego oczekiwałby mój klient. Myślę, że dalsza refleksja na temat samego uzasadnienia wyroku nastąpi wtedy, gdy będziemy się już mogli zapoznać z treścią uzasadnienia na piśmie" - powiedziała dziennikarzom po wyroku broniąca G. mec. Małgorzata Bednarska-Myczkowska.
"W chwili obecnej nie mogę powiedzieć tego na 100 proc., ale podejrzewam, że w tej sprawie będziemy stosować nadzwyczajne środki zaskarżenia, czyli wywodzić kasację od tego orzeczenia" – dodała.
B. prezydent Zabrza został zatrzymany i aresztowany w listopadzie 2009 r. Zdaniem prokuratury motywem zbrodni były nieporozumienia na tle finansowym. Jerzy G. pożyczył od Lecha F. 246 tys. zł. Z odsetkami miał mu zwrócić ok. 800 tys. zł. Oddanie takiej kwoty oznaczałoby dla G. bankructwo; motywem zbrodni był strach przed utratą życiowego dorobku - mówili prokuratorzy. Sprawę udało się rozwikłać dzięki Tomaszowi L. - skazanemu już prawomocnie na dwa lata więzienia w zawieszeniu za pomoc w uprowadzeniu ofiary.
Akt oskarżenia trafił do sądu w grudniu 2010 r. Pierwszy proces ruszył w maju 2011 r. W czerwcu 2013 r. Sąd Okręgowy w Katowicach skazał G. na 25 lat więzienia. Podobne kary wymierzył braciom Robertowi i Rafałowi T. oraz Mariuszowi F., którzy według ówczesnych ustaleń także brali udział w zabiciu F. W kwietniu 2014 r. sąd apelacyjny uchylił tamto orzeczenie. Uznał, że choć udział oskarżonych w wydarzeniach opisywanych w akcie oskarżenia jest bezsporny, jednakże pozostaje do ustalenia, którym z oskarżonych można przypisać zabójstwo - ewentualnie pobicie ze skutkiem śmiertelnym - a którym tylko uprowadzenie Lecha F.
Ponowny proces ruszył w sierpniu 2014 r. W drugim wyroku – z kwietnia 2016 r. - sąd okręgowy skazał G. na 25 lat więzienia. Prokuratura chciała, dodatkowego zastrzeżenia, że o przedterminowe zwolnienie oskarżony mógłby ubiegać się najwcześniej po 20 latach - sąd się na to nie zgodził. Trzem pozostałym oskarżonym, którzy na zlecenie prezydenta mieli porwać i pobić F. sąd wymierzył kary po 15 lat pozbawienia wolności za zabójstwo z zamiarem ewentualnym.
Jerzy G. był prezydentem Zabrza w latach 2002-2006 z ramienia SLD. Jego kłopoty zaczęły się od pożyczek zaciągniętych, zanim jeszcze zaczął rządzić Zabrzem. Lech F. - syn byłej wspólniczki Jerzego G. - zarzucał prezydentowi, że pożyczał od niego pieniądze dwukrotnie: 20 tys. i 246 tys. zł. Tej drugiej kwoty G. - jak mówił F. - nigdy nie oddał. F. wytoczył politykowi proces cywilny.
G. bronił się, wytaczając Lechowi F. sprawę o próbę wyłudzenia pieniędzy, których - jak twierdził - w rzeczywistości nigdy nie pożyczał. F. w odpowiedzi przedstawił podpisane przez prezydenta umowy. G. wyjaśniał, że umowy podpisał in blanco, a druga pożyczka nie dotyczyła 246 tys. zł, tylko dziesiątej części tej kwoty, do której F. miał dopisać trzecią cyfrę. Sprawę w sądzie ostatecznie wygrał F.(PAP)
kon/ wkt/