Film o miłości nastolatki do nauczycielki na Nowych Horyzontach. "Ten obraz otula widzów jak ciepły koc"
„Sny o miłości” są o empatii, a właśnie empatii najbardziej dziś potrzebujemy. Widzowie mówią, że ten film otula ich jak ciepły koc - powiedzieli PAP Ella Overbye i Lars Jacob Holm. Obraz Daga Johana Haugeruda z ich udziałem jest pokazywany na 25. MFF BNP Paribas Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
Główną bohaterką opowieści jest siedemnastoletnia Johanne (w tej roli Ella Overbye), która zakochuje się w swojej nauczycielce Johannie (Selome Emnetu). W trakcie ferii w ręce dziewczyny wpada autobiograficzna książka, która inspiruje ją, by utrwalić na papierze historię swojego uczucia. Dziewczyna tworzy odważne, intymne zapiski o namiętności, pożądaniu i zazdrości. Pewnego dnia zbiera się na odwagę, by pokazać je swojej babci, poetce. Ta natomiast daje pamiętnik mamie Johanne. Początkowy szok obu kobiet szybko ustępuje miejsca zachwytowi nad literackimi walorami kroniki. Babcia i mama zaczynają zastanawiać się, czy twórczość dziewczyny powinna ukazać się w formie książki. Podejmują też refleksję nad własnym życiem, odwagą lub jej brakiem, niewykorzystanymi szansami. Uczuciowy rollercoaster w końcu doprowadza Johanne do gabinetu psychoterapeuty (Lars Jacob Holm).
PAP: Co przyciągnęło was do tego projektu?
Ella Overbye: Jego twórca. Dag Johan Haugerud był pierwszym reżyserem, z którym pracowałam. Miałam 12 lat, gdy otrzymałam rolę w jego filmie „Nasze dzieci”. Od tamtej pory utrzymujemy serdeczne stosunki. Dla Daga Johana dobre relacje ze współpracownikami są kluczowe. Informację o castingu do „Snów o miłości” otrzymałam od agencji aktorskiej. Wtedy nikt mi nie powiedział, że chodzi o projekt tego artysty. Dowiedziałam się dopiero w drugim lub trzecim etapie. Zachęciło mnie to, bo przecież tak dobrze go znam. Wiem, że jest wspaniałym kompanem w pracy, a jego filmy należą do tych przedsięwzięć, w które można zaangażować się całą sobą.
"Dag Johan Haugerud to reżyser, z którym każdy aktor w Norwegii chciałby pracować"
Lars Jacob Holm: Dag Johan Haugerud to reżyser, z którym każdy aktor w Norwegii chciałby pracować. Taką ma reputację. Doskonale rozumiem, dlaczego. Praca z nim to wspaniałe doświadczenie. Dag jest miłym, empatycznym człowiekiem, a zarazem wspaniałym scenarzystą i twórcą. Rozmawialiśmy o tym wczoraj i doszliśmy do wniosku, że on po prostu ma pełen pakiet. Pamiętam reakcję moich kolegów, kiedy powiedziałem im, że dostałem propozycję roli w tym filmie. Stwierdzili, że byliby skłonni zapłacić duże pieniądze za udział w którymś z projektów tego autora. Naprawdę to powiedzieli. Nie wydaje mi się, by ktokolwiek odmówił pracy z nim. Dag Johan troszczy się o członków ekipy zarówno od strony osobistej, jak i artystycznej.
PAP: W jednym z wywiadów Dag Johan Haugerud podkreślił, że pisał role z myślą o was, co nie jest powszechną praktyką. Czuliście się wyróżnieni?
E.O.: To sprawiło, że ten film stał się dla mnie jeszcze bardziej wyjątkowy. Zgadzam się z tym, co powiedział Lars Jacob. Naprawdę każdy chciałby pracować z tym reżyserem. On zaś zwykle angażuje do filmów tych samych aktorów. Pisanie scenariusza zajmuje mu blisko pięć lat. Dlatego kiedy podczas castingu dowiedziałam się, że wymyślił postać dla mnie, zaczęliśmy dyskutować, czy nie jestem za stara, by ją zagrać. Dag Johan powiedział, że bardzo chciałby, bym była Johanne, ale ostatnio trochę wydoroślałam. Poczułam się zdruzgotana. Ogromnie zależało mi na tej roli. Ale oczywiście, sama myśl o tym, że napisał ją z myślą o mnie, była uskrzydlająca.
L.J.H.: Dla niego ważne jest, by znać współpracowników zanim zacznie tworzyć postacie. Musi czuć chemię z aktorami – zarówno w trakcie pisania, jak i pracując na planie. Zależy mu, by cała ekipa czuła się bezpiecznie i komfortowo.
PAP: Jak przygotowywaliście się do swoich ról?
E.O.: Scenariusz zawierał tyle informacji o Johanne, że nie musiałam tworzyć pamiętnika mojej bohaterki jako materiału pomocniczego. Już po pierwszej lekturze tekstu zyskałam wgląd w życie emocjonalne Johanne. Poznałam jej uczucia, sposób postrzegania świata. Wszystko zostało pięknie opisane. Przygotowania polegały w dużej mierze na dyskusjach z Dagiem Johanem, wymianie doświadczeń. Nie zagłębialiśmy się za bardzo w to, kim jest moja bohaterka, ponieważ ją znałam. Takie poczucie towarzyszyło mi od pierwszej rozmowy o tej roli.
Dag Johan Haugerud: mój bohater jest pod pewnymi względami podobny do mnie
L.J.H.: Mój bohater jest pod pewnymi względami podobny do mnie. Sporo nas różni, ale i tak łatwo mi go zrozumieć. Jestem tancerzem, więc dla mnie praca nad rolą jest doświadczeniem fizycznym. Muszę odnaleźć postać w ciele. Na tym polega wyzwanie. Dag Johan ma bardzo wyrazistą wizję artystyczną, a jednak jest niesamowicie otwarty na sugestie. Wysyła nam mailem poszczególne sceny - nawet jeśli nie są one ukończone. Chce poznać nasze zdanie. Dopytuje, czy czegoś brakuje w tekście. Naprawdę czeka na odpowiedź. Cały ten proces pomaga nam, aktorom, zanurzyć się w filmowym świecie.
PAP: W jednej ze scen Johanne przyznaje, że nie czyta po to, by dowiedzieć się, co jest prawdą, a co nie. Robi to, by znaleźć drogę do siebie. A czego wy szukacie w literaturze?
E.O.: Zanim wystąpiłam w tym filmie, literatura nie zajmowała w moim życiu szczególnego miejsca. Czytam powoli. Mam trudności ze skupieniem uwagi, łatwo się rozpraszam. Natomiast scenariusz „Snów o miłości” totalnie mnie wciągnął i wzruszył. Uważam, że mógłby zostać wydany w formie książki. Poprzez tę historię Dag Johan chciał zachęcić widzów, by więcej czytali i pisali. Dla niego to ważne przesłanie tego filmu. Dlatego teraz gdziekolwiek jestem, staram się mieć przy sobie książkę. Prowadzę też dziennik i jest to dla mnie ważna aktywność.
L.J.H.: Ja z kolei uwielbiam czytać, ale nie piszę. Dawniej to robiłem, jednak – jak przystało na perfekcjonistę – nie miałem poczucia, że efekty są wystarczająco dobre. Za to zawsze mam przy łóżku książkę – papierową lub na Kindle’u. Odkąd dostałem czytnik, czytam o wiele więcej. Książki w formie cyfrowej są tak łatwo dostępne. Ilekroć ktoś poleci ci lekturę, od razu możesz ją kupić i zacząć czytać. Pewien czas temu sięgnąłem po „Śmierć w Wenecji” Thomasa Manna. To krótka forma, ale pozostała ze mną. Sądzę, że to jest właśnie znak jakości literatury – kiedy książki są obecne w naszej pamięci. Zachowujemy impresje w głowie, a później wracamy do utworów i wyczytujemy z nich coś nowego.
PAP: Zarówno Johanne, jak również jej mama i babcia są bardzo twórczymi osobami. Jako artyści też wiedziecie inspirujące życie. Jakie są wasze sposoby na rozbudzenie kreatywności?
E.O.: Uwielbiam to pytanie. Kreatywne aktywności są czymś, co kocham. Jako wysokowrażliwa osoba świetnie rozumiem Johanne, która wyraża uczucia, przelewając je na papier. Gdy czuję się przytłoczona lub brakuje mi słów, sięgam po kartkę i ołówek. W takich chwilach dużo rysuję. Zapisuję też myśli, wyrzucam je z siebie, dzięki czemu mam wolną głowę. Moim kolejnym hobby jest szydełkowanie. Robię to niemal od zawsze. Prócz tego tańczę i gram na gitarze. To drugie nie wychodzi mi zbyt dobrze, ale nie przejmuję się tym. Nie chcę być wyłącznie aktorką, lecz kreatywną duszą. Wiele rzeczy robię dla czystej przyjemności. W głębi serca marzę o tym, by ilustrować książki dla dzieci.
L.J.H.: To piękne marzenie. Dla mnie ważna jest aktywność fizyczna. Codziennie podejmuję jakąś jej formę. Niekoniecznie musi być to joga, choć ją uwielbiam. Bardzo pomaga mi medytacja i każdemu polecam naukę tej praktyki. Jednak najbardziej twórczy jestem, gdy pracuję z osobami, które lubię. A więc kreatywność jest dla mnie bardziej kwestią relacyjną niż osobistą. Nigdy nie miałem szczególnej potrzeby bycia kreatywnym. W dzieciństwie rysowałem i grałem na pianinie. Później zająłem się tańcem. W pracy na scenie lub na planie filmowym najbardziej inspirują mnie ludzie.
Dag Johan Haugerud uwiecznia Oslo w swoim kinie
PAP: Obrazy Daga Johana Haugeruda to również piękne portrety Oslo. Jaka relacja łączy was z tym miastem?
E.O.: Tam się wychowałam i mieszkam prawie całe życie. To moje ukochane miasto. Znam Oslo jak własną kieszeń. Uważam, że jest pięknym miejscem. Uwielbiam sposób, w jaki Dag Johan uwiecznił je w swoim kinie. Gorąco wszystkich zachęcam, by obejrzeli całą trylogię, bo wtedy zobaczą pełny obraz naszej stolicy. Każdy z filmów koncentruje się bowiem na innej części Oslo.
L.J.H.: W pełni się zgadzam. Mieszkam w Oslo od prawie 35 lat i czuję się tam jak w domu. Przez ten czas miasto bardzo się rozwinęło. Kiedyś mieściła się tam może jedna kawiarnia. Mówię poważnie. Teraz, jak w innych europejskich stolicach, znajdziemy je na każdym kroku. Wiem, że niekoniecznie jest to znak jakości. Ale naprawdę uważam, że miasto ewoluowało w bardzo pozytywny sposób. Jest czyste, dostępne, dość kompaktowe. Nie potrzeba wiele czasu, by dotrzeć do różnych miejsc. Muzea i opera przyciągają zwiedzających. Dawniej Oslo było ośrodkiem przemysłu. Mieściły się w nim wielkie magazyny i stocznie. Obecnie jest centrum biznesu, ma własne plaże. Nie trzeba wyjeżdżać z miasta, by popływać w morzu. Oslo zachęca do prowadzenia aktywnego trybu życia. To bardzo korzystne dla mieszkańców.
PAP: W lutym obraz z waszym udziałem doceniono Złotym Niedźwiedziem podczas Berlinale. „Sny o miłości” pokonały duże, zaangażowane politycznie produkcje. Dlaczego potrzebujemy dziś delikatnych, osobistych, kameralnych historii?
E.O.: Wydaje mi się, że obrazy Daga Johana trafiają w swój czas. Każda część trylogii jest celebracją miłości. Każda ma momenty, które można odnieść do bieżącej polityki, ale nie one są najważniejsze. Uwielbiam „Sny o miłości” za to, że opowiadają o dziewczynie, która przeżywa swoją pierwszą miłość. Śledzimy jej emocjonalną podróż. Widzimy, jak intensywne i przytłaczające potrafi być to uczucie. Owszem, Johanne zakochuje się w kobiecie starszej od siebie, jednak nie o tym jest ta rzecz. Dzisiaj wiele osób odczuwa potrzebę szufladkowania sztuki. Film Daga Johana nie potrzebuje etykietki „queer”. Moim zdaniem to ważne, ponieważ zachęca do rozmów.
L.J.H.: Cały projekt Daga Johana traktuje o empatii. Jeśli istnieje jedna uniwersalna rzecz, której dziś potrzebujemy, to jest nią właśnie empatia. Po projekcjach widzowie podchodzą do nas i mówią, że ten film otulił ich jak ciepły koc. Sądzę, że zdecydowanie potrzebujemy takich historii. Oczywiście, okazanie empatii lub otrzymanie jej od kogoś nie zawsze jest proste. Ten obraz genialnie to pokazuje.
PAP: Co z pracy z Dagiem Johanem Haugerudem weźmiecie dla siebie?
E.O.: Praca z tak kojącą osobą jak on to wielki przywilej. Aktorstwo nie należy do łatwych ścieżek kariery. Branża filmowa w naszym kraju nie jest duża. Wszyscy się znają. Dag Johan pokazał mi, jak grać i jak funkcjonować w tym środowisku. Jest nie tylko wspaniałym artystą, ale też dobrym człowiekiem. Sprawia, że praca na planie staje się łatwiejsza, bardziej komfortowa. Nasze potrzeby są traktowane priorytetowo. Mamy poczucie bycia wysłuchanym. Jest też zawsze wierny sobie. Nikogo nie udaje. Udzieliliśmy razem wielu wywiadów, m.in. w Berlinie. Dag Johan zawsze odpowiada na te pytania, na które chce. Do niczego się nie zmusza. Wiele można się od niego nauczyć.
L.J.H.: Gdy Dag Johan zabiera głos, zawsze trafia w sedno. Ilekroć ja zabiorę głos, zastanawiam się, dlaczego użyłem takich, a nie innych słów. Dlaczego nie wyraziłem myśli inaczej? Słuchając tego reżysera, ani razu nie odniosłem wrażenia, że powiedział coś niewłaściwego lub nietrafnego. Nie wiem, czy to coś, czego mogę się od niego nauczyć. To część jego osobowości. On jest geniuszem, ja nie. Ale na pewno Dag Johan uświadamia nam, jak ważna jest pokora. Warto o tym pamiętać.
Rozmawiała Daria Porycka (PAP)
Ella Overybye to aktorka, która zadebiutowała w 2019 r. w filmie „Nasze dzieci” Daga Johana Haugeruda. W 2025 r. pierwszoplanowa rola w „Snach o miłości” tego reżysera zapewniła jej w nominację do nagrody Amanda. Sam obraz zdobył Złotego Niedźwiedzia i nagrodę FIPRESCI podczas 75. festiwalu w Berlinie.
Lars Jacob Holm jest tancerzem, aktorem, nauczycielem jogi. Ukończył Narodową Szkołę Baletową w Oslo. Występuje w norweskich teatrach, tworzy choreografie do spektakli. Można oglądać go w trzech częściach trylogii Daga Johana Haugeruda – „Seks”, „Miłość” i „Sny o miłości”.
Obecnie „Sny o miłości” i „Miłość” są prezentowane w sekcji Oslo/Reykjavik 25. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego BNP Paribas Nowe Horyzonty. Wydarzenie potrwa do 27 lipca, a część online – do 3 sierpnia. (PAP)
dap/ aszw/ gn/