„Ocal mnie od nicości” - amerykańska samotność Bruce'a Springsteena
„Springsteen: ocal mnie od nicości” to oparta na biografii Bruce'a Springsteena opowieść o artyście i o tym, jak powstawała jego płyta „Nebraska”, w której śpiewa o amerykańskiej samotności. Film z Jeremym Allenem White'em w roli głównej od piątku w kinach.
W połowie lat 80. Bruce Springsteen cieszył się taką popularnością i autorytetem, że o jego poparcie ubiegał się nawet prezydent Ronald Reagan, w 1984 r. starający się o drugą kadencję w Białym Domu. Springsteena okrzyknięto „trubadurem klasy robotniczej”, „głosem Ameryki” - tej małomiasteczkowej, robotniczej; Ameryki ludzi zwyczajnych, skazanych na przeciętność, nie sukces, ale rozczarowanie. Obwołano go kronikarzem codziennej walki o związanie końca z końcem, życiowych zawodów i tłumionego gniewu. Sztab Reagana chciał dostać zgodę na puszczanie jego przeboju „Born in the U.S.A.” podczas wieców wyborczych, ponieważ słyszał w nim hymn sławiący Amerykę.
Pieśń została zrozumiana opacznie ze względu na refren, w którym narrator powtarza, że urodził się w Stanach Zjednoczonych. Patriotyczne wybrzmienie deklaracji osłabiają zwrotki piosenki. Opowiada ona o desperacji i poświęceniu powracającego z wojny w Wietnamie żołnierza, który nie potrafi ułożyć sobie życia w świecie ogarniętym kryzysem ekonomicznym i bezrobociem. Raczej gorzko wyśmiewa nacjonalizm, niż go wychwala. Reagan nie dostał zgody na puszczanie „Born in the U.S.A.” w trakcie wydarzeń ze swoim udziałem, powołał się jednak na Springsteena podczas wiecu, mówiąc o „nadziei na lepszą przyszłość, jaka wybrzmiewa w jego piosenkach”. Wywołany przez prezydenta artysta odgryzł się podczas koncertu w Pittsburghu: „Ciekawe, którą moją płytę prezydent lubi najbardziej - mówił - bo chyba nie »Nebraskę«. Jej chyba nie słuchał”.
„To płyta o amerykańskiej samotności"
Na „Nebrasce”, pierwszej solowej płycie Springsteena, zabrakło romantyzmu, wiary w odkupienie nawet wtedy, gdy nastoletnie marzenia zamieniły się w brutalną rzeczywistość. „Każdego dnia wstaję skoro świt i haruję cały dzień”, ale „wierzę w ziemię obiecaną” - śpiewał na wcześniejszym albumie „Darkness on the Edge of Town”. Teraz na „Nebrasce” desperacja jej bohaterów prowadzi ku przestępstwom i przemocy, wiedzie na stracenie. Narrator „Atlantic City” ma „długi, których żaden uczciwy człowiek nie dałby rady spłacić”.
Jak tłumaczył w rozmowie z dziennikarzem Dave'em Marshem, „to płyta o amerykańskiej samotności. O tym, co dzieje się z ludźmi, gdy stracą przyjaciół lub poczucie przynależności do wspólnoty, opuści ich rząd i pracodawca. Sprawy, które nadają życiu sens. Gdy ich zabraknie, pozostanie egzystencja w próżni, w której wszelkie normy społeczne zdają się żartem. Życie zamienia się w mroczny żart. Wszystko może się zdarzyć”.
Tytułowa ballada to opowiedziana w pierwszej osobie historia seryjnego mordercy Charlesa Starkweathera, który czeka na wykonanie wyroku w celi śmierci. Niemal dziesięć lat wcześniej do kin wszedł film Terrence'a Malicka „Badlands” o morderczym rajdzie Starkweathera i jego nieletniej dziewczyny Caril Ann Fugate, którzy w drodze z Nebraski do Wyoming w 1957 i 1958 r. zamordowali 11 osób. To właśnie film - a także lektura opowiadań Flannery O'Connor, której dzieła pomagały mu przy pracy nad tekstami na album „The River” - zainspirował Springsteena do napisania tej pieśni.
Film „Springsteen: ocal mnie od nicości”
Jest rok 1981, gdy Springsteen w wynajętym domu nad jeziorem w Colts Neck w New Jersey odpoczywa właśnie po wyczerpującej trasie koncertowej promującej „The River”. To w tym momencie Scott Cooper rozpoczyna swój film „Springsteen: ocal mnie od nicości”. 33-letni artysta znalazł się na życiowym rozdrożu - nie jest już chłopakiem z Freehold w New Jersey, dobrze rokującym talentem. Jest znanym muzykiem, choć jeszcze nie światową gwiazdą rock and rolla - tą stanie się za sprawą wydanego kilka lat później albumu „Born in the U.S.A.”. W zaciszu domu pisze przeboje, które znajdą się na tej płycie, ale bardziej angażuje się w komponowanie ballad o życiowych wykolejeńcach - pisze „Nebraskę”. Szkice piosenek nagrywa w sypialni, akompaniując sobie na gitarze akustycznej i harmonijce ustnej. Zakłada, że właściwe wersje nagra później z zespołem. Miota się między dawnym a nowym życiem. „Wiem, kim pan jest, panie gwiazdo rocka” - w jednej ze scen filmu zwraca się do niego sprzedawca samochodów, a Springsteen, grany przez Jeremy'ego Allena White'a, odpowiada smutno: „Przynajmniej ktoś wie”.
Wbrew nadziejom wytwórni nagrywa piosenki, które nie mają potencjału przebojów. Pisze teksty mroczne, pełne desperacji. Gdy aranżacje na zespół nie spełniają jego oczekiwań, przytłaczają delikatne ballady rockowym brzmieniem, domaga się, by piosenki brzmiały tak, jak nagrał je w sypialni domu w Colts Neck - by zachować ich intymny charakter, surowość i prostotę, które dodawały opowiadanym w nich historiom wyrazistości i siły. W autobiografii „Born to Run” wspominał, że poddane studyjnej, zawodowej obróbce piosenki utraciły autentyczność, nawet jeśli z technicznego punktu widzenia brzmiały lepiej.
Nie chce ledwie powtórzyć sprawdzonej formuły, która przyniosła mu sukces. Jego nowe piosenki brzmiały niczym dawne pieśni folkowe, jakby napisał je Hank Williams czy Woody Guthrie. Niedoskonałość oryginalnego nagrania nadaje im aurę nieokreślonej przeszłości, dali. Pozbawioną opakowania kasetę z nagranymi domowym sposobem piosenkami miesiącami nosił w kieszeni kurtki.
Twórcy filmu w czarno-białych retrospekcjach opowiadają także o dzieciństwie Springsteena w New Jersey, trudnej relacji z ojcem. Zmagający się z alkoholem, gniewem, który wyładowuje na żonie i synu, poczuciem życiowej przegranej Douglas Springsteen sam przypominał bohatera folkowej pieśni, zagubionego, nieumiejącego odnaleźć swojego miejsca nawet w rodzinnym mieście. „Doświadczenia rodziców ukształtowały moją osobowość - mówił po latach. - Określiły mnie politycznie”. Pisał o Ameryce młodych ludzi marnujących swoją młodość, żołnierzy wracających do domu, gdzie nic na nich nie czeka; desperatów schodzących na przestępczą drogę, by przetrwać; niewinnej, szkolnej miłości, która - jak w „The River” - przemienia się we wrogość, gdy młodość przechodzi w dorosłość.
Nagrana na „Nebrasce” pieśń „My Father's House” to opowieść o synu, który wraca do rodzinnego domu, by nawiązać zerwaną przed laty więź z ojcem. Gdy dociera na miejsce, okazuje się, że przybył zbyt późno - w domu mieszka ktoś obcy. „Mansion on the Hill”, inną piosenkę z „Nebraski”, podczas koncertu w St. Paul w Minnesocie zapowiedział, opowiadając o swoim ojcu: „Miał obsesję na punkcie pieniędzy. Zwykł jeździć samochodem za miasto i przyglądał się temu ogromnemu, bielutkiemu domowi”.
Springsteen - ocenił reżyser Martin Scorsese - „sprawiał wrażenie przywiązanego do klasy pracującej, małomiasteczkowej Ameryki. Rozumiał koleje życiowe prostych ludzi. Nadawał ich marzeniom i nadziejom wielki wymiar, na jakie zasługiwały”. I wymieniał, co słyszał w jego muzyce: blues, rhythm and blues, garażowy rock and roll, country, brzmienie Motown, klasyczny pop, nawet gospel. Ale także „tragedie, pożądanie, żal, wiarę, rezygnację, złość, zawód, pragnienie”.
„Nebraska” ukazała się we wrześniu 1982 r. Album brzmiał tak, jak pragnął artysta; zachowano wszystkie niedoskonałości oryginalnego nagrania. Wbrew obowiązującym w branży muzycznej prawom niekomercyjna, nieradiowa płyta okazała się sukcesem nie tylko artystycznym - dziś uważana jest za jedno z największych osiągnięć Springsteena - ale także komercyjnym. Dwa lata później ukazał się przepełniony przebojami i chwytliwymi melodiami album „Born in the U.S.A.”. Bohaterowie tych utworów nie byli pokonani i zrezygnowani - mieli powód, by walczyć mimo przeciwności losu - miłość, rodzinę, przyjaźń. Rodzinne miasto, małe ojczyzny.
Dystrybutorem filmu „Springsteen: ocal mnie od nicości” w Polsce jest Disney.
Piotr Jagielski (PAP)
pj/ miś/ ał/