Premier Estonii dla PAP: amerykańskie cła nie przyniosły dotąd trwałych szkód dla europejskich gospodarek
Premier Estonii Kristen Michal powiedział PAP, że amerykańskie cła nie przyniosły dotąd trwałych szkód dla europejskich gospodarek, ale - jak podkreślił - ich długotrwałe obowiązywanie będzie mieć fatalny wpływ. Jak dodał, UE ma pełne prawo, by odpowiedzieć swoimi cłami, nie rezygnując z negocjacji z USA.
Estoński premier spotkał się we wtorek z prezydentem Andrzejem Dudą, który od poniedziałku przebywa w Tallinie z oficjalną wizytą. Wśród tematów rozmów były kwestie gospodarki i bezpieczeństwa.
Komisja Europejska w poniedziałek zaproponowała krajom członkowskim UE listę towarów z USA, które zostaną objęte cłami w wysokości od 10 do 25 proc. w odwecie za podniesienie stawek na stal i aluminium. Kraje członkowskie zdecydują o tym większością kwalifikowaną w środę. Część z nich wejdzie w życie w kwietniu, reszta - w maju, a na kilka towarów, takich jak soja czy orzechy - w grudniu. Potem UE ma rozpocząć prace nad odpowiedzią na tzw. cła wzajemne. USA nałożyły na towary importowane z UE 20-procentową stawkę. Wartość towarów objętych nimi wynosi 300 mld euro.
"W tego typu cłach nie ma zwycięzców, ani w sensie ekonomicznym, ani finansowym. I najlepszym narzędziem byłby tu rzetelny dialog Europy i USA w kwestiach ekonomicznych i handlowych. Europa już odpowiedziała na wcześniejsze cła, a teraz przygotowuje kolejną odpowiedź. Komisja Europejska ma pełne prawo, by stosować takie środki, ale - mam nadzieję - będzie też podtrzymywać wielotorowe kontakty w USA i prowadzić rozmowy na tematy związane z handlem" - podkreślił w rozmowie z PAP premier Estonii.
Jak zaznaczył, jeśli "spojrzy się na liczby i deficyt handlowy między USA a UE", to jeśli chodzi o handel, faktycznie UE ma tu nadwyżkę, ale w usługach mają ją Stany Zjednoczone. "A te nadwyżki wzajemnie się niwelują, nie ma powodu, aby wprowadzać cła. Powiedziałbym, że im szybciej wrócimy do ekonomii opartej na wolnym rynku, tym lepiej" - ocenił.
"W tej chwili na giełdzie obserwujemy panikę wywołaną cłami, ale nie przyniosły one póki co trwałych szkód. Jeśli jednak cła zostaną utrzymane na dłużej, to się wydarzy"
Podkreślił, że zarówno Polska jak i Estonia są dobrymi sojusznikami Stanów Zjednoczonych i partnerami zarówno w kwestii bezpieczeństwa jak i licznych inwestycji.
Jak zaznaczył, eksport Estonii do USA to niewiele ponad 4 proc., ale jeżeli chodzi o większe rynki jak niemiecki czy skandynawski, dłuższe utrzymanie ceł może uderzyć mocno w gospodarkę, nie poprawiając jednocześnie sytuacji amerykańskich firm.
Premier pytany o kwestię wydatków na obronność i propozycję prezydenta Dudy, by kraje sojusznicze podniosły je do przynajmniej 3 proc. PKB przypomniał, że Estonia planuje je podnieść od przyszłego roku do przynajmniej 5 proc. PKB i nie wyklucza, że w przyszłości, jeśli zajdzie taka potrzeba, ten procent będzie jeszcze wyższy.
Podkreślił, że jeśli chodzi o szybki wzrost wydatków na obronność można liczyć na Polskę, kraje nadbałtyckie oraz Wielką Brytanię, a Polska, Estonia i USA są obecnie w tej kwestii liderami w NATO.
Michal zaznaczył jednocześnie, że w zasadzie wszystkie kraje europejskie rozumieją potrzebę wydawania więcej na obronność, jednak tempo, w jakim ten wzrost nastąpi, jest i będzie zróżnicowane. Dlatego - jak powiedział - spodziewa się, że podczas zbliżającego się szczytu NATO w Hadze większość państw zgodzi się na zwiększenie wydatków do 3,5 proc., natomiast części z nich zabierze to więcej czasu niż pozostałym.
Zdaniem premiera Estonii, przesłanie prezydenta USA Donalda Trumpa, że Europa jako bogaty region świata musi zdecydowanie więcej łożyć na ten cel, dotarło do Europejczyków. "Kraje takie jak Polska czy Estonia pokazują własnym przykładem, jaką drogą powinny pójść pozostałe państwa" - podkreślił.
Pytany o to, czy nie boi się stopniowej redukcji amerykańskiego zaangażowania w Sojusz i tym samym jego osłabienia, Michal ocenił, że "przekaz USA - jeśli chodzi o NATO - jest wyraźny", a gwarancje - obowiązują. "Przypomnę, że gdy potrzebowaliśmy pomocy w ochronie krytycznej infrastruktury, odpowiedź NATO była natychmiastowa" - zaznaczył.
Premier odniósł się w ten sposób do ogłoszonej w styczniu natowskiej misji patrolującej Bałtyk - "Strażnik Bałtycki" (Baltic Sentry), powstałej w odpowiedzi na uszkodzenie kabli podmorskich. Celem misji jest monitorowanie, odstraszanie i reagowanie na potencjalne zagrożenia.
Zauważył jednocześnie, że "USA to gracz światowy" i przenosi część swojego zainteresowania w inne części globu niż Europa Środkowo-Wschodnia. Ocenił, że to powinno motywować Europę do większej aktywności.
Pytany, czy obawia się, że sankcje na Rosję - zwłaszcza te ze strony amerykańskiej - zostaną wycofane, Michal zauważył, że USA dotąd wysyłały sygnały, że mogą wycofać się z sankcji, ale dotąd tego nie zrobiły. "Wszystko zależy od tego, jak zadziała na Władimira Putina presja Donalda Trumpa; w tej chwili jej ciężar spoczywa na Rosji, bo Ukraina bezwarunkowo zgodziła się na zawieszenie broni, a Rosja stawia warunki. Jeśli Putin będzie pogrywał w ten sposób z Donaldem Trumpem sankcje będą zwiększane także przez USA" - powiedział.
Michal podkreślił, że podziela przekonanie, że Rosja powinna mieć określony deadline, a im będzie on krótszy, tym lepiej. Jednak - jak ocenił - jest mało prawdopodobne, by Rosja zgodziła się na ustępstwa przed 9 maja, gdy obchodzi Dzień Zwycięstwa, upamiętniający zakończenie II wojny światowej w Europie.
Premier Estonii zauważył, że Rosja w przedłużającym się procesie negocjacyjnym może się przegrupować i wzmocnić tak, że w przyszłości może zagrażać innym krajom regionu. Ocenił, że może to potrwać od trzech do pięciu lat. "Niezależnie od tego trzeba sukcesywnie zwiększać swoje uzbrojenie i możliwości obronne, bo jedyny język, jaki rozumie Rosja, to język siły" - podkreślił Michal.
Z Tallina Wiktoria Nicałek (PAP)
wni/ par/ ap/ ktl/