Relacja z wyzwolonego ukraińskiego Czernihowa. Serhij Fesenko: Rosjanie utrzymywali oblężenie 38 dni
Czernihów na północy Ukrainy, który w ubiegłym roku był masowo ostrzeliwany i przez ponad miesiąc oblegany przez wojska Rosji, powoli dochodzi do siebie, lecz te rany bardzo trudno się goją – powiedzieli PAP mieszkańcy i przedstawiciele władz miejskich.
Na obrzeżach Czernihowa stoją setki rozbitych rosyjskimi bombami domów, a niedaleko centrum straszy zrujnowany stadion klubu piłkarskiego Desna i spalona siedziba Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. W samym środku miasta widać też świeże ślady po ataku rakietowym z 19 sierpnia, w którym zginęło siedem osób, a rannych zostało ponad 110.
Rosyjski pocisk trafił wtedy w dach Teatru Muzyczno-Dramatycznego. Ludzi zabiły i raniły odłamki rakiety. „Teatr jest powoli remontowany i nawet wystawił już jeden spektakl. Co prawda, nie na głównej, lecz małej scenie, ale i to się dla nas liczy” – mówi PAP Natalia Kolczenkowa z departamentu współpracy międzynarodowej rady miejskiej.
O tragedii z 19 sierpnia przypominają bukiety kwiatów i pluszowe zabawki, które wciąż leżą przed tablicą z afiszami teatralnych spektakli. W pobliskiej kawiarni, której okna i drzwi zniszczyła fala uderzeniowa, znów serwowana jest kawa.
„Pracujemy, bo nie mamy innego wyjścia; musimy przecież z czegoś się utrzymywać. Ten atak był jednak niczym w porównaniu z tym, co przeżyliśmy w lutym i marcu ubiegłego roku. Miasto, które ze wszystkich stron otoczone było przez Rosjan, było na krawędzi głodu” – opowiada młoda pracownica kawiarni.
Zastępca mera Czernihowa Serhij Fesenko mówi, że ten czas pozostawił bardzo gorzkie wspomnienia. Rosjanie utrzymywali oblężenie 38 dni.
„Czernihów był otoczony przez rosyjską armię ze wszystkich stron. Było bardzo ciężko. Przez ciągłe bombardowania nie można było dostarczyć ludziom jedzenia, ani leków. Dobrze, że był chleb, który rozwozili nasi wolontariusze. Najgorzej było, kiedy zniszczony został jedyny most, którym z Czernihowa można było przejechać w stronę Kijowa. Dzięki Bogu nasze siły zbrojne nie wpuściły Rosjan do samego miasta” – podkreśla Fesenko w rozmowie z PAP.
Rosjanie zniszczyli jednak domy na przedmieściach. Według Fesenki zrujnowanych zostało ponad 2 tys. prywatnych budynków. „Pomagamy ludziom jak możemy. W miarę możliwości wydzielamy materiały budowlane i szkło do zaszklenia powybijanych okien” – wskazuje urzędnik.
Tuż za rogatkami miasta widać miejsca, gdzie rozbity jest praktycznie każdy dom. Po wielu z nich pozostały jedynie fundamenty. Mieszkańcy powoli je odbudowują, jednak mieszkać tam nadal nie można. Dlatego wielu z nich korzysta z miasteczek kontenerowych, dostarczonych i wyposażonych przez władze Polski.
„Odbudowujemy, wykorzystując wszystko, co można wykorzystać. Mąż wybiera z ruin w miarę całe cegły i krok po kroku stawia ściany. Czekamy, może pomoże nam państwo, ale przecież na Ukrainie cały czas trwa wojna, dlatego musimy uzbroić się w cierpliwość” – wyznaje PAP jedna z mieszkanek miasteczka.
Wicemer Fesenko informuje, że choć Czernihów wycierpiał swoje, to nigdy nie odmawia przyjęcia mieszkańców innych miast, którzy uciekają przed prowadzoną przez Rosję brutalną wojną. Mamy 10 tys. uchodźców – podaje.
„Część ludzi przyjeżdża z naszego obwodu, z terenów graniczących z Rosją, które znajdują się pod ostrzałem. Większa część to jednak mieszkańcy obwodu charkowskiego, chersońskiego, ługańskiego i donieckiego” – wymienia.
Fesenko nie ukrywa, że jego miastu wciąż potrzebna jest pomoc. „Dziękujemy wspólnocie międzynarodowej, która nam pomaga. Ale ta pomoc nadal jest potrzebna. W ubiegłym roku dostaliśmy miasteczka modułowe (z Polski – PAP), by ludzie mieli gdzie mieszkać. Otrzymaliśmy ubrania, bo wielu ich nie miało. Teraz potrzebujemy materiałów budowlanych do odbudowy zniszczonych domów. To ważne szczególnie teraz, gdy nadchodzi zima” – mówi Fesenko PAP.
Z Czernihowa Jarosław Junko (PAP)
sma/gn/