Resort rozwoju i technologii: firmy tajwańskie chcą inwestować w Polsce [WYWIAD]
Mamy naprawdę duże atuty do tego, żeby zostać dla Tajwańczyków drzwiami do Europy, przez które wejdą do niej firmy wysokotechnologiczne - powiedział PAP Michał Jaros, sekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii. Dodał, że w czerwcu rusza misja polskich przedsiębiorców na Tajwan, a rząd pracuje nad pakietem inwestycyjnym.
PAP: Ponoć tajwański biznes ma wejść do Polski z dużymi inwestycjami, do czego się pan przyczynił. Proszę opowiedzieć o swoich kontaktach z Tajpej.
Michał Jaros: Nie tylko Polska, ale i cała Europa ma problem z półprzewodnikami, które są potrzebne nie tylko do produkcji telefonów komórkowych czy komputerów, ale są także niezbędne w przemyśle obronnym. My ich, niestety, nie produkujemy, a Tajwan jest w tym zakresie światowym gigantem, odpowiada za światową produkcję 60 proc. półprzewodników, przy czym wytwarza się tam 90 proc. tych najbardziej zaawansowanych technologicznie.
Stąd moje przekonanie, że jeżeli chcemy zbudować odporność polskiej gospodarki, to musimy mieć firmy półprzewodnikowe w Polsce. Dlatego moja pierwsza podróż zagraniczna jako ministra, była właśnie na Tajwan.
Odbyłem tam konsultacje gospodarcze i rozmowy z organizacjami, które łączą firmy z obszaru ICT (Information and Communication Technology.), jak np. TEEMA (Taiwan Electrical and Electronic Manufacturers’ Association), na temat ich inwestycji w Polsce.
TEEMA zrzesza trzy tysiące firm - w tym takich gigantów jak Foxconn, który zatrudnia ponad milion ludzi na świecie, czy Acer, który w Polsce jest znany jako producent sprzętu komputerowego, laptopów, komputerów. Firmy zrzeszone w tej organizacji wytwarzają 25 proc. tajwańskiego PKB.
PAP: I co wyniknęło z tych rozmów?
M.J.: To już zostało ogłoszone oficjalnie, jest nawet stosowna publikacja na ten temat: Polska ma być częścią europejskiego trójkąta półprzewodnikowego obejmującego, oprócz naszego kraju, Czechy i Niemcy.
TEEMA zarekomendowała swoim członkom inwestycje w Polsce, a konkretnie w trzech miastach: Katowicach, Wrocławiu i Łodzi. Jak widać, mamy tu do czynienia z dwoma trójkątami – tym międzynarodowym oraz polskim, którzy stanowi jego uzupełnienie.
Mamy naprawdę duże atuty do tego, żeby zostać dla Tajwańczyków drzwiami do Europy, przez które wejdą do niej firmy wysokotechnologiczne, co znacznie podniesie wartość naszej gospodarki.
PAP: Przyjrzyjmy się, po kolei, tym dwóm trójkątom, najpierw międzynarodowemu. Dlaczego akurat Polska, Czechy i Niemcy?
M.J.: TSMC (Taiwan Semiconductor Manufacturing Company Limited – tajwańskie przedsiębiorstwo specjalizujące się w produkcji układów scalonych) już podjęło decyzję o budowie fabryki w Dreźnie. Tajwańczycy od dwóch dekad bardzo intensywnie inwestują w Czechach, natomiast inwestycje w Polsce będą domknięciem tej układanki, zwłaszcza że mamy wiele atutów, chociażby wyspecjalizowaną kadrę i infrastrukturę transportową na przyzwoitym poziomie.
Kilka dni temu rozmawiałem z jednym z inwestorów tajwańskich – nie krył swojego podziwu dla tempa, w jakim rozwija się Polska, jak szybko nadrobiliśmy opóźnienia i stworzyliśmy dobry klimat dla biznesu oraz inwestycji.
Teraz, choćby z powodu wojny handlowej Stanów Zjednoczonych z Chinami, zaczął się na świecie gospodarczy kryzys, ale jednocześnie jest on dla Polski dużą szansą, gdyż różne firmy zaczęły szukać nowych przestrzeni inwestycyjnych.
Tak jest właśnie z Tajwańczykami, którzy mocno inwestowali w Chinach kontynentalnych, umieścili tam nawet 90 proc. swoich inwestycji zagranicznych, a teraz się wycofują, rozglądają za nowymi kierunkami. Stąd bardzo się cieszę, że udało się sprawić, iż ich wzrok padł na Polskę. Ale tak samo robi też na przykład Hewlett-Packard, który ucieka ze swoją produkcją z Chin i lokuje ją w różnych miejscach na świecie. Firmy w odpowiedzi na zmieniające się uwarunkowania polityczno-gospodarcze rozpoczęły proces regionalizacji produkcji. Jeżeli umiejętnie to rozegramy, możemy stać się takim regionalnym centrum produkcyjnym na rynek europejski.
PAP: Dlaczego tym krajowym trójkątem ma być właśnie ów rozmieszczony pomiędzy Katowicami, Wrocławiem a Łodzią?
M.J.: Choćby z powodu świetnie wykształconej inżynierskiej kadry, na temat której nasi azjatyccy partnerzy mają jak najlepsze zdanie, gdyż pracowitość i kreatywność polskich specjalistów jest ogólnie znana w dużych międzynarodowych koncernach, które zatrudniają naszych ludzi.
Poza tym te miasta leżą w pobliżu granic z naszymi partnerami, są pomiędzy nami świetne połączenia komunikacyjne, co ułatwia współpracę.
No i dodajmy do tego uczelnie techniczne, bardzo wysoko notowane w światowych rankingach, które kształcą na najwyższym poziomie.
PAP: Chętnie poznałabym jakieś konkrety dotyczące tajwańskich inwestycji w Polsce.
M.J.: Jeszcze ciut za wcześnie, żeby wchodzić w szczegóły, ale mogę zdradzić, że już w czerwcu organizujemy misję polskich firm, a także stref ekonomicznych, różnych instytucji rozwoju na Tajwan – wówczas będziemy rozmawiać o konkretnych projektach.
Ciekawy jest model inwestycyjny tamtejszych firm: kiedy znajdą w danym kraju partnera, razem z nim tworzą spółkę, żeby zapewnić tej inwestycji bezpieczeństwo na lokalnym rynku. Zanim zaczną np. budowę jakiegoś zakładu produkcyjnego, wchodzą w układ z całym łańcuchem partnerów, z którymi będą kooperowali po wybudowaniu tego przedsiębiorstwa.
To jest zupełnie inne myślenie, obliczone na dekady naprzód. Ale cóż, w przeciwieństwie do nas mają to szczęście, że w ich kraju funkcjonują firmy, które zostały założone na początku XX, czy nawet w XIX wieku, zarządzane przez kolejne pokolenia właścicieli dbających o ich rozwój i ciągłość.
PAP: Dlaczego Czesi współpracują z Tajwanem od dwóch dekad, a my dopiero zaczynamy z nimi kooperować?
M.J.: Może wcześniej źle się do tej współpracy zabieraliśmy, może zbyt mało intensywnie? Prawda jest także taka, że jakiś czas temu byliśmy sfokusowani na inwestycje japońskie i południowokoreańskie. Ale może też mniej sprzyjała nam sytuacja geopolityczna, do czego dochodziło nasze zapóźnienie gospodarcze tudzież infrastrukturalne?
Pewnie w grę wchodzą wszystkie te czynniki naraz, ale nieważne, istotniejsze jest to, żeby dziś wykorzystać swoją szansę i czegoś nie zepsuć.
Powiem pani taką ciekawostkę: od lat Czesi, kierując propozycje dla inwestorów, jako swój atut wskazują to, że mają dostęp do zasobów kadrowych, inżynierów, np. z Dolnego i Górnego Śląska, czyli wykorzystują jako przewagę coś, co do nas należy, a czym, z jakiegoś powodu, my wcześniej nie umieliśmy się pochwalić.
PAP: Co, jako Polska, możemy zaoferować naszym tajwańskim partnerom; czym możemy ich przekonać, że warto zainwestować właśnie u nas? Wspominał pan o "klimacie inwestycyjnym", ale dobrze by było wiedzieć, na co ten klimat się przekłada – może np. na zwolnienie z podatków?
M.J.: Jak wszyscy wiedzą, pracujemy nad pakietem deregulacyjnym, ale to nie wszystko. Pracujemy także nad nowym pakietem inwestycyjnym, zwłaszcza dla firm wysokotechnologicznych, który ma je skłonić do tego, żeby pojawiły się – najchętniej wraz z centrami badawczo-rozwojowymi – w Polsce. Już wspominałem o tym, jak dobre mamy uczelnie techniczne w naszym kraju, mogę dodać jeszcze, że Uniwersytet Warszawski jest jedną z najlepszych na świecie, jeśli chodzi o sztuczną inteligencję.
Jednak, żeby przyciągać do siebie taki nowoczesny biznes, musimy dostosować do niego nie tylko szkolnictwo na poziomie uczelni, ale też na poziomie zawodowym, żeby było otwarte na potrzeby zmieniającego się świata.
Jesteśmy powyżej średniej unijnej, jeśli chodzi o uprzemysłowienie gospodarki, ale chcemy ją dalej uprzemysławiać i zdobywać nowe kompetencje, co będzie możliwe i łatwiejsze do osiągnięcia, jeśli uda nam się ściągnąć do nas kluczowe branże rozwojowe, także z dziedziny ICT, co pozwoli uczynić Polskę zapleczem produkcyjnym dla całego regionu Unii Europejskiej w tej dziedzinie. Jeśli się to powiedzie, wzmocni się nie tylko nasza gospodarka, ale także wzrośnie bezpieczeństwo, gdyż inni partnerzy będą starali się chronić takie zaplecze.
A co do szczegółów tego pakietu dla inwestorów, to zastanawiamy się, w jaki sposób ułatwić podjęcie pracy w Polsce dla obywateli kilku państw, gdzie są siedziby firm z obszaru inwestycji strategicznych, jak np. Stany Zjednoczone, Izrael, Australia, Wielka Brytania, Japonia, Korea Południowa, Tajwan czy Singapur. Z tych krajów przyjeżdżają do nas albo inżynierowie, albo menadżerowie z firm strategicznych dla polskiej gospodarki, w związku z tym nie ma obaw o to, że mogą u nas narozrabiać czy zabrać nam miejsca pracy. Tym bardziej, że jest ich stosunkowo niewielu, niecały procent pozwoleń na pracę dla cudzoziemców. Osobiście uważam, że to będzie dobre rozwiązanie, gdyż – nie robiąc krzywdy naszym specjalistom – możemy dać pozytywnego "kopa" naszej gospodarce.
Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)
mir/ jann/ mow/ grg/