Socjolożka: deklaracje w momencie pokoju a zachowanie w czasie kryzysu to dwie różne rzeczy
Według sondażu IBRiS niemal połowa Polaków nie zgłosiłaby się do obrony kraju w przypadku zagrożenia wojną. Dr Weronika Grzebalska z ISP PAN przekazała PAP, że tego typu sondaże nie powinny być traktowane jak wyrocznie. - Deklaracje w momencie pokoju a zachowanie w czasie kryzysu to dwie różne rzeczy - podkreśliła.
Niemal połowa badanych, bo 49,1 proc., odpowiedziała, że nie stawiłaby się do obrony kraju, według poniedziałkowego sondażu IBRiS dla Radia Zet. 17,9 proc. z nich wybrało odpowiedź „zdecydowanie nie”, a pozostałe 31,2 proc. „raczej nie”. Przeciwnego zdania jest 44,8 proc. ankietowanych, którzy zadeklarowali swój udział w obronie kraju w razie sytuacji zagrożenia, z czego 20,7 proc. z nich odpowiedziało „zdecydowanie tak”, a 24,1 proc. „raczej tak”.
Dr Weronika Grzebalska, socjolożka z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, wyjaśniła w rozmowie z PAP, że sondaże dotyczące gotowości do obrony kraju pokazują bardzo różne wyniki w zależności od szeregu czynników metodologicznych i żaden pojedynczy wynik nie powinien być traktowany jak wyrocznia.
Patrząc na wiele różnych sondaży, widać trend, że jeżeli pytanie jest zadane szeroko, np. o chęć włączenia się do obrony zgodnie z własnymi zdolnościami, umiejętnościami i możliwościami, to dużo, dużo więcej ludzi mówi tak. A jeżeli pytamy bardziej pod kątem dołączenia do oporu zbrojnego, to już mniej osób składa taką deklarację.
Jak przykład takich znaczących różnic socjolożka podała niedawne badanie GLOBSEC-u z początku 2025 roku, obejmujące region wyszehradzki, według którego 84 proc. Polaków jest gotowych bronić kraju. Z kolei według badań Gallupa z końca 2023 r., 45 proc. Polaków walczyłoby o swój kraj.
– Każda sondażownia robi własne badania gotowości obronnej, opierając się na różnych metodach doboru próby, co gorsza, zadając pytania o innym brzmieniu. I rozpoznawanie jakichkolwiek trendów w takiej sytuacji jest bardzo trudne. Dlatego takie szybkie badania sondażowe na zlecenie mediów moim zdaniem często skutkują raczej sianiem paniki moralnej niż dostarczaniem pogłębionej analizy sytuacji przydatnej wojsku czy ministerstwom. W zależności od tego, jak się zada pytanie, a nawet gdzie to pytanie jest umieszczone w kwestionariuszu, możemy dostać zupełnie inne wyniki – opisała.
Dodała, że z kolei badania CBOS pokazują, iż większość Polaków deklaruje gotowość zaangażowania obronnego niższego stopnia. Na pytanie, czy bylibyśmy gotowi bez bezpośredniego narażenia życia wspierać obronność w sposób cywilny, ponad 80 proc. Polaków odpowiada twierdząco. Natomiast na pytanie o wstąpienie do wojska i walkę zbrojną mniej osób składa takie deklaracje. Dlatego, według socjolożki, powinniśmy pytać nie tylko o opór militarny, ale o szersze zaangażowanie obronne, bo daje to lepsze rozeznanie sytuacji.
Grzebalska zwróciła także uwagę, że osoby czytające sondaże często zapominają, iż tego typu wyniki mówią nam o tym, co ludzie deklarują w danym momencie, a nie o tym, co faktycznie będą robić. Jako przykład socjolożka podaje Ukrainę, w której przed 2014 r. były bardzo niskie wskaźniki gotowości do obrony; jednak w sytuacji ataku poszły bardzo do góry. – Deklaracje w momencie pokoju a zachowanie w czasie kryzysu to dwie różne rzeczy – podkreśliła ekspertka.
Kobiety w polskiej polityce obronnej
Socjolożka dodała również, że jedną ze zmiennych silnie wpływających na postawy obronne jest płeć – i to jest stała obserwacja z różnych badań sondażowych. Według poniedziałkowego sondażu co trzecia Polka (33 proc.) uważa, że zgłosiłaby się do obrony kraju, a 55 proc. – że nie. W przypadku mężczyzn 54 proc. z nich jest gotowych walczyć za Polskę, a 44 proc. zapowiada, że nie stawiłoby się do obrony.
– W mojej ocenie te wyniki pokazują nam, że sytuacja kobiet w polskiej polityce obronnej jest dość ambiwalentna, niejasna. Poza wyjątkami pewnych zawodów kobiety nie przechodzą kwalifikacji wojskowej, gdy kończą 18 lat. Cały przekaz dotyczący obowiązku obrony kraju jest bardzo męsko-centryczny, premier zapowiadał ostatnio szkolenia, zwracając się do „zdrowych mężczyzn”, a nawet niedawno wydany poradnik bezpieczeństwa mówi do nas w rodzaju męskim. A z drugiej strony mamy art. 85 Konstytucji RP, który mówi o tym, że podstawowym obowiązkiem wszystkich obywateli i obywatelek jest obrona ojczyzny – opisała Grzebalska.
Dodała jednak, że nie jest oczywiście tak, że odsetek kobiet w wojsku nie rośnie, czy że kobiety nie podlegają obowiązkowi obrony kraju – podlegają mu wszystkie kobiety, które złożyły przysięgę, są w rezerwie czy w jakiejkolwiek formacji wojskowej, podlegać mogą mu kobiety z zawodami użytecznymi dla wojska, jak lekarki, tłumaczki, psycholożki. Ale, jak podkreśliła socjolożka, dla całej reszty cywilek ich sytuacja i obowiązki są niejasne, bo państwo nie komunikuje kobietom, jak konkretnie widzi ich rolę.
Kobiety nie wiedzą, czego się od nich oczekuje. Do tego generalnie rzadziej interesują się tematami wojskowymi, militarnymi i bezpieczeństwa. Rzadziej subskrybują takie kanały, słuchają podcastów, szukają poradników itd. Jeśli chcemy dotrzeć do kobiet, to musimy skierować do nich komunikację. W krajach nordyckich więcej kobiet deklaruje gotowość do obrony kraju, bo tam ta komunikacja, że kraj ma doktrynę obrony totalnej i każdy jest jej częścią, jest dobrze rozwiązana.
Socjolożka odniosła się także do wspomnianej w poniedziałkowym sondażu gotowości do obrony kraju w odniesieniu do poglądów politycznych. Według badania IBRiS w sytuacji zagrożenia wojną do obrony Polski stawiłoby się 56 proc. zwolenników Prawa i Sprawiedliwości, przy 43 proc. odpowiedzi przeciwnych. Jednocześnie 49 proc. sympatyków KO zapowiada, że stawiłoby się do walki, a 45 proc. – że nie. Do obrony kraju zgłosiłoby się 44 proc. sympatyków Konfederacji, a 56 proc. nie. W przypadku zwolenników Nowej Lewicy 51 proc. z nich zapowiada, że nie stawiłoby się do obrony kraju, a 36 proc. deklaruje chęć podjęcia walki w sytuacji zagrożenia.
– Choć mamy od kilkunastu lat w Polsce tendencję do tego, że to raczej wyborcy prawicy i centroprawicy są bardziej proobronni, to jest to bardzo zmienny trend. Pamiętajmy, że np. przed I wojną światową to lewicowa Polska Partia Socjalistyczna była bardziej proobronna i gotowa walczyć niż prawicowa Endecja, która nie chciała walki zbrojnej. Nawet na początku transformacji ustrojowej SLD było uważane za partię reprezentującą interesy służb mundurowych, a w sondażach wyborcy lewicy byli bardziej proobronni. Nie wpadałabym więc w taki determinizm, że tylko wyborcy jednych partii będą nas bronić, a innych nie. To jest zbyt zmienne i zależne od kontekstu – wyjaśniła.
Grzebalska zwróciła także uwagę na potrzebę zmian kulturowych. 1 stycznia 2010 r. weszła w życie decyzja o zawieszeniu poboru w Polsce i, jak podkreśliła socjolożka, nowe pokolenia wyrosły w kraju, w którym mówiło się o tym, że armia musi być zawodowa, a obywatele nie mają obowiązków obronnych, tylko płacenie podatków. W opinii ekspertki trzeba zacząć konsekwentnie budować powszechną kulturę obronną, czyli przekonanie w społeczeństwie, że model obrony opiera się nie tylko na wojsku, ale też na cywilnym zaangażowaniu całego państwa i całego społeczeństwa.
– W tej chwili wiele osób może myśleć, że ankieterzy w sondażach, pytając ich o gotowość do obrony kraju, pytają o to, czy zgłoszą się do organizacji wojskowej czy paramilitarnej jutro. W kontekście zawieszenia poboru i braku powszechnych szkoleń nic dziwnego, że wiele osób nie odpowiada na to pytanie twierdząco – oceniła. – Według mnie, gdybyśmy w komunikacji z obywatelami mówili o obronie totalnej, obronie powszechnej, czyli nie tylko wojsko, ale też cywile i instytucje cywilne są częścią obrony i mają swoje zadania, to ludzie mieliby poczucie, że np. idąc do pracy w istotnej strategicznie branży, zapisując się na szkolenie, edukując się, myśląc o bezpieczeństwie swojego domu, też się przysłużą obronności. A w tej chwili tak nie czują i dlatego mogą z automatu odpowiadać „nie” na pytania w różnych sondażach.
Grzebalska zaznaczyła również, że za to jedną z naszych silnych stron jest stabilne i w miarę wysokie zaufanie do wojska, ponieważ konflikt toczy się na różnych frontach, także informacyjnym czy psychologiczno-kognitywnym. Oznacza to, że w sytuacji kryzysowej jest duże prawdopodobieństwo, że obywatele będą sprawdzać wojskowe komunikaty i opierać na nich swoje działania.
Zaufanie do polityków i mediów
W ocenie socjolożki nieco gorzej prezentuje się kwestia zaufania, m.in. do polityków czy mediów.
– Państwo powinno skupić się na pogłębieniu odporności społecznej, zbudowaniu mocnych fundamentów zaufania obywateli, poczucia, że państwo wiele nam daje: jakościową edukację, dobrą opiekę zdrowotną, że nie zostawia nas samych – opisała Grzebalska.
Jak dodała ekspertka, problem z poczuciem rozczarowania państwem widać szczególnie wśród młodych ludzi. Według socjolożki z różnych badań, np. Fundacji Batorego, wyłania się obraz pokolenia, które wierzy, że jeśli może na kogoś liczyć, to raczej na siebie i najbliższą rodzinę, a nie na państwo.
– U nas od razu się skacze do deklaracji przelewania krwi za kraj, a powinniśmy zacząć od zrozumienia, jak budować odporność społeczną i powszechną kulturę obronną. Co sprawia, że ludzie mają poczucie, że ich państwo jest warte zaufania i wyrzeczeń? Czy młodzi ludzie uważają, że mogą na państwie polegać? Czego im brakuje? Może nie czują, że mają jakikolwiek wpływ na sferę polityki obronnej i bezpieczeństwa? Że tylko się ich ciągle szturcha i chce coraz większego zaangażowania? – wymieniła.
Socjolożka podkreśliła, że jeśli chcemy badań z prawdziwego zdarzenia, na podstawie których można obserwować trendy na przestrzeni czasu, powinniśmy dorobić się „powtarzalnego, państwowego, przemyślanego metodologicznie sondażu”. – Tak robią kraje takie jak Finlandia czy Estonia, które mają specjalne komórki – albo zespół parlamentarny, albo departament – gdzie badania postaw względem obrony i odporności są robione według tej samej metodologii, na tym samym kwestionariuszu przez lata – opisała.
Jak dodała, w polskim MON mógłby powstać specjalny departament, który zajmowałby się gotowością do obrony i społeczną odpornością. Inną alternatywą może być Sejmowa Komisja Bezpieczeństwa Narodowego, która mogłaby we współpracy z socjologami sprawować nad takimi badaniami pieczę, co roku je zamawiać i dyskutować rekomendacje.
W tak ważnej kwestii jak postawy obronne musimy mieć stałe, sprawdzone, powtarzalne źródło informacji, które jest w gestii państwa. A nie opierać się na różnych sondażach pytających o odmienne rzeczy i zamawianych przez media, które potrzebują klikalnych nagłówków.
Agata Gutowska (PAP)
agg/ mhr/ grg/