O PAP.pl

PAP.pl to portal PAP - największej agencji informacyjnej w Polsce, która zbiera, opracowuje i przekazuje obiektywne i wszechstronne informacje z kraju i zagranicy. W portalu użytkownik może przeczytać wybór najważniejszych depesz, wzbogaconych o zdjęcia i wideo.

Tomasz Kot - pora na przerwę od grania sympatycznych panów [WYWIAD, WIDEO]

Grał już słynnego kardiochirurga i legendę bluesa. Teraz, w serialu "Niebo. Rok w piekle", zmierzył się z postacią lidera sekty. Tomasz Kot, w rozmowie z PAP Life, opowiada o tym, dlaczego przestał wcielać się w "sympatycznych" bohaterów, jak notatki z Biblii pomogły mu stworzyć kreację charyzmatycznego guru i dlaczego chodzi własnymi ścieżkami, nie przyłączając się do aktorskich koterii. "Niebo. Rok w piekle" od 26 grudnia na HBO Max.

PAP Life: Serial „Niebo. Rok w piekle” inspirowany jest historią polskiej sekty „Niebo”, która powstała na początku lat 90. w Majdanie Kozłowieckim. Jaka była pierwsza myśl, kiedy przeczytał pan scenariusz?

Tomasz Kot: Pomyślałem sobie: „Niezłe wyzwanie”. Z pewnością rola Piotra, lidera sekty, to ten typ postaci, który do tej pory nie był moją specjalnością. Zastanawiałem się, czy jest dla mnie. W tym czasie pojechałem na festiwal do Gdyni, gdzie pokazywaliśmy film o Jerzym Kuleju („Kulej. Dwie strony medalu” - red.), w którym gram pułkownika SB, osobę dosyć nieprzyjemną, mroczną. I w Gdyni co chwilę ktoś mnie zaczepiał: „Panie Tomaszu, co jest? Zawsze w filmach jest pan taki sympatyczny, a tutaj nagle pojawia się groźny typ, który nęka głównego bohatera”. Kiedy za którymś razem usłyszałem podobną uwagę, którą oczywiście przyjąłem jako komplement, bo ucieszyłem się, że pokazałem się z innej strony, doszedłem do wniosku: „Wow, jeżeli tak to działa, to rola w »Niebie« może być fantastycznym eksperymentem w mojej karierze. Absolutnie wchodzę w tę propozycję”.

PAP Life: Pana bohater jest postacią niejednoznaczną. Z jednej strony, wydaje się, że naprawdę chce pomagać innym, jest przekonany, że ma moc uzdrawiania. A z drugiej, jest tyranem. Co takiego miał w sobie, że pociągnął za sobą innych? Dlaczego ludzie oddawali mu swoje majątki, zmieniali imię?

T.K.: To jest człowiek obdarzony niezwykłą charyzmą, energią, który tworzy swój świat, ustanawia w nim własne reguły i jest w stanie przekonać innych do tego. Ludzie, którzy są zagubieni, poszukują odpowiedzi na wiele pytań, ale nie wiedzą, jak się do tego zabrać, znajdują takiego Piotra, a on zaczyna ich omotywać i uzależniać od siebie. Jak mu się to udawało? Postać Piotra jest inspirowana prawdziwym bohaterem (Bogdanem Kacmajorem, założycielem sekty „Niebo” – red.), choć oczywiście nie jest to jeden do jednego. Wydaje mi się, że on nie był jakimś superpsychologiem, ale instynktownie czuł pewne rzeczy.

Więcej

Zobacz galerię (11)
Tomasz Kot w serialu "Niebo. Rok w piekle". Fot. mat. pras.
Tomasz Kot w serialu "Niebo. Rok w piekle". Fot. mat. pras.

Serial o sekcie „Niebo” z Tomaszem Kotem. Zakończono zdjęcia

PAP Life: Ma pan w swoim dorobku role charyzmatycznych, autentycznych postaci: kardiochirurga Zbigniewa Religi w filmie „Bogowie”, czy Ryszarda Riedla, lidera zespołu „Dżem” w „Skazanym na bluesa”. Obaj wybitnie utalentowani, potrafili porwać za sobą innych, ale też trudni w relacjach, apodyktyczni, a Riedel był też uzależniony od heroiny. Jak buduje taką charyzmatyczną postać, żeby - z jednej strony - uchwycić prawdę o niej, a z drugiej - nie popaść w śmieszność?

T.K.: Świadomość, że postać, historia jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, sprawia, że czasami na planie bywa mi naprawdę ciężko. Najważniejsze, żeby uszanować główny temat i to, co chcemy przekazać o tej postaci, co z niej wydobyć. Bo wiadomo, że żaden film biograficzny, który trwa mniej więcej dwie godziny, nie odzwierciedli czyjegoś życia. Trzeba zrobić cięcia, trzeba stworzyć fikcyjne postaci, które będą w sobie skupiały cechy ludzi, którzy byli wokół tych bohaterów. Tak było na przykład w „Skazanym na bluesa”. Indianer, którego grał Maciej Balcar, nigdy nie istniał, natomiast pod jego postacią kryli się ci wszyscy koledzy Ryśka, którzy namawiali go na kolejną działkę, kolejną eskapadę. Natomiast jeśli w scenariuszu dobrze jest ujęta istota - czyli był taki facet, była wokół niego taka grupa ludzi, zobaczcie, jak to się skończyło, co nas zainteresowało – to w tym momencie koncentrujemy się na tym, co jest najważniejsze, tej esencji.

Kiedy robiłem „Bogów”, to miałem z Palkowskim (Łukasz Palkowski, reżyser filmu „Bogowie” – red.) umowę, że jeżeli wejdę w coś w rodzaju parodii – a to nigdy nie było moim celem, bo bardzo chciałem uszanować profesora, od razu mnie zawróci. Praca na planie zdjęciowym trwa wiele godzin, dopada nas zmęczenie i może się zdarzyć, że człowiek próbuje na skróty wejść w postać. Można wtedy przesadzić i staje się to karykaturalne. Przyznam, że tego się najbardziej bałem. Dlatego potrzebny jest rodzaj takiego bezpiecznika, który przywoła do porządku: „Hej, tak nie wolno”. W przerwach między scenami, który bywają drastyczne, bardzo dużo żartuję, żeby odbić w drugą stronę. A jeśli chodzi o charyzmatyczność danej osoby, to gdzieś w środku czuję, na czym powinienem się skupić.

Kiedy w „Niebie” wygłaszałem kolejne przemowy, udzielałem ślubów, to są takie sceny, kiedy aktorzy, ekipa - w sumie ponad setka osób - patrzą na mnie, obserwują każdy gest. Presja jest niewiarygodna, jest adrenalina, ale to uwielbiam, bo kocham tę pracę. Za każdym razem to mam - tak było przy Relidze, przy Ryśku czy teraz przy Piotrze.

PAP Life: W jaki sposób przygotowywał się pan do roli Piotra?

T.K.: Spotykałem się z ludźmi, którzy byli w podobnych formacjach. Chciałem też skupić na tym, nad czym skupiał się pierwowzór Piotra. Czytałem dużo Starego Testamentu, Księgi Izajasza, wypisywałem sobie różne cytaty, uwagi. Bardzo często robię takie notatki. Ten rodzaj pracy wciągnął mnie w „Niebezpiecznych dżentelmenach”, gdzie grałem Tadeusza Boya-Żeleńskiego. To się sprawdziło, bo gdy na planie wydarzyło się cokolwiek nieprzewidzianego i trzeba było zaimprowizować, to ja zawsze byłem gotowy z jakimś oryginalnym tekstem Boya. Tak samo zrobiłem przy Piotrze - miałem cały czas zestaw różnych dodatkowych informacji, które sobie „wyciągałem” w odpowiedniej chwili. Oczywiście wcześniej przedstawiałem to reżyserowi: „Zobacz, tu mam takie propozycje. Znalazłem to i tamto”.

Więcej

Fot. PAP/Albert Zawada
Fot. PAP/Albert Zawada

„Magiczna rana” Doroty Masłowskiej w STUDIO teatrgalerii [NASZE WIDEO]

PAP Life: Wspomniał pan o spotkaniach z ludźmi, którzy byli w podobnych formacjach. Pamięta pan rozmowę, która zrobiła na panu szczególne wrażenie?

T.K.: Tak, rozmawiałem z człowiekiem, który był w sekcie, miał narzuconą żonę. Dzisiaj ten mężczyzna, już starszy, prowadzi normalne życie. Zapytałem go wprost: „Jak to możliwe, że ktoś narzucał ci żonę, zmienił imię, a ty to akceptowałeś? Jak byś to wytłumaczył?”. Wydaje mi się, że to jest bardzo silne uzależnienie od kogoś. Znajomy opowiedział mi historię, jak w jego małym miasteczku w końcówce lat 80. pojawiła się heroina. Jego znajomi wpadli po uszy, wiadomo, czym to się kończy, prędzej czy później. Te dzieciaki zabiorą mamie ostatni naszyjnik i wszystko, co ma, żeby znów być na haju. I on mi tłumaczył: „Jeżeli znasz tych ludzi, wiesz, że byli w MONAR-ze, ale uciekli, słyszałeś, że ich rodzice są wrakami. I nagle wracasz z wakacji i na dworcu spotykasz jednego z nich. Ma jasne, roześmiane oczy, nie bierze heroiny, jest czysty i opowiada z radością, że życie może być piękne, to w tym momencie czujesz, że stało się coś niemożliwego. Pytasz go, a on mówi, że poznał kogoś niesamowitego, kto mu dał drugie życie i pomógł jak nikt inny”. Wydaje mi się, że Piotr był taką osobą, tak działał na ludzi, którzy uważali, że sami sobie nie poradzą. Mówił im: „Pomogę ci, musisz mi tylko zaufać”, a oni za nim szli. Bo przecież nie każdy się na to nabierał. On uzależnił od siebie ludzi poszukujących, po trudnych przejściach. W czasie spotkań z tymi, którzy byli w sektach, usłyszałem wiele historii, które podrzuciłem reżyserowi. Na przykład, kiedy jeden z "moich" ludzi wyjaśnia Staszkowi (główny bohater serialu „Niebo” - red.), co zawdzięcza Piotrowi: „Piłem, a ja jestem wolny”. To wszystko pomogło podbić wiarygodność tej historii

PAP Life: Sekty to przykład radykalnej wspólnoty. Ale dość często spotykamy różne nieformalne grupy, na czele których stoi charyzmatyczny przywódca. Pracował pan z takimi osobami?

T.K.: Nigdy nie należałem do żadnej z takich grup, nigdy nie byłem „czyimś” aktorem. Wedle mojego nazwiska, chodzę jak kot własnymi ścieżkami. Nie wiem, czemu tak wyszło, może nigdy nie było takiej okazji. Ale też nigdy mnie nie korciło, żeby gdzieś przynależeć. Mówię o tym bez żalu czy rozczarowania. Czasami, jak człowiek decyduje się na tą własną ścieżkę i co jakiś czas mija fantastycznych aktorów z tego typu grup, to myśli sobie: „Okej, wy macie tak, a ja tak”.

Więcej

Steven Spielberg. Fot. PAP/EPA/ALLISON DINNER
Steven Spielberg. Fot. PAP/EPA/ALLISON DINNER

Spielberg wraca do korzeni. Opublikowano zwiastun jego nowego filmu

PAP Life: W „Niebie” pokazani są rodzice osób, które wybrały życie w sekcie. Bezradni, zrozpaczeni, obwiniają się, że ich dzieci zerwały z nimi kontakty. Jest pan tatą 18-latki i 15-latka, to trudny wiek. Jak chronić dzieci, żeby nie wpadły w sidła różnego rodzaju manipulatorów?

T.K.: Jest taki moment, w którym dzieci wychodzą z domu i po prostu organizują swoje życie. Wiadomo, że wtedy rady czy ewentualne sugestie rodziców tracą na znaczeniu. Osobiście liczę na to, że jeżeli wychowujemy dzieci w miłości, wspieramy je, to one wiedzą, że są dla nas najważniejsze, łapią wiatr w żagle. Kiedyś na planie rozmawiałem z pewnym starszym aktorem o grzeczności i nagle on mówi: „Uważam, że jeśli ktoś wychowuje supergrzeczne dzieci, to tak naprawdę wychowuje idealnych pracowników dla kogoś. Tak nie można”. Trzeba pozwolić, żeby dziecko samo zdobywało własny świat, popełniało własne błędy. Jeżeli coś rozlałeś, to trzeba to posprzątać i tyle. Niepotrzebne są kary, wystarczy konsekwencja. Wydaje mi się, że jeżeli człowiek zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby postawić w kontaktach z dziećmi na racjonalne reguły i przede wszystkim na miłość, na zaufanie, to wszystko będzie dobre. (PAP Life)


Rozmawiała Iza Komendołowicz

ikl/ag/ ał/

Zobacz także

  • Matthew Perry. Fot. PAP/EPA PHOTO AFPI/LUCY NICHOLSON
    Matthew Perry. Fot. PAP/EPA PHOTO AFPI/LUCY NICHOLSON

    Gwiazdy „Przyjaciół” podjęły współpracę z fundacją Matthew Perry’ego. Ruszyła wyjątkowa akcja charytatywna

  • Noah Schnapp (L) i Millie Bobby Brown (P) na premierze serialu "Stranger Things". Fot. EPA/TOLGA AKMEN
    Noah Schnapp (L) i Millie Bobby Brown (P) na premierze serialu "Stranger Things". Fot. EPA/TOLGA AKMEN

    Polski producent wśród twórców ścieżki dźwiękowej piątego sezonu „Stranger Things”

  • Anna Kaczmarczyk. Fot. Wojciech Węgrzyn
    Anna Kaczmarczyk. Fot. Wojciech Węgrzyn

    Anna Karczmarczyk z serialu „Czarna śmierć”: jestem dzieckiem szpitalnym [WYWIAD]

  • Agnieszka Podsiadlik. Fot. PAP/EPA/PHILIPP GUELLAND
    Agnieszka Podsiadlik. Fot. PAP/EPA/PHILIPP GUELLAND
    Specjalnie dla PAP

    Agnieszka Podsiadlik z serialu „Czarna śmierć”: pierwszy raz gram femme fatale [WYWIAD]

Serwisy ogólnodostępne PAP