Agnieszka Grochowska: mój rodzinny świat ma mocne fundamenty [WYWIAD]
Wbrew pozorom, dzieci często rozumieją więcej niż dorośli. Dlatego traktowanie ich poważnie, z szacunkiem i zabieranie w rejony, które są trudniejsze, ma głęboki sens – zauważa w rozmowie z PAP Life Agnieszka Grochowska, przy okazji premiery jej nowego filmu, familijnej produkcji „Dziadku, wiejemy!”. Aktorka ma dwóch synów.
PAP Life: Kiedyś powiedziałaś, że twoi synowie nie oglądają filmów, w których grasz, bo są na nie za mali. Zabierzesz ich na film „Dziadku, wiejemy!”?
Agnieszka Grochowska: Chyba powiedziałam to dawno temu. Powstaje coraz więcej filmów dla dzieci, kina familijnego. I to są mądre, świetnie opowiedziane historie. Miałam to szczęście, że ostatnio zagrałam w kilku tego typu produkcjach, więc moi synowie - Władzik i Niutek, mogą mnie zobaczyć na ekranie. Kilkanaście lat temu wystąpiłam w „Magicznym drzewie”. Wtedy to był wyjątek na mapie polskiej kinematografii. Teraz wprost przeciwnie - niedawno były dwa „Kleksy”, a teraz „Dziadku, wiejemy!”. Na ten film na pewno ich zabiorę. Myślę, że jest świetny, ma ciekawy scenariusz, jest starannie zrealizowany. I ma szanse spodobać się nie tylko dzieciom. Może być rozrywką dla całej rodziny.
PAP Life: Wielu twórców uważa, że dziś młodych ludzi bardziej pasjonuje świat wirtualny. Twoich synów interesuje tradycyjne kino?
A.G.: Bardzo, bywają w kinie regularnie. Od małego oglądają filmy w domu i wiedzą na przykład, kim był Charlie Chaplin. Można nawet powiedzieć, że wychowali się na kinie. Wiadomo, że mają kontakt z internetem, ale jest on jest bardzo ograniczony. Staram się to kontrolować.
PAP Life: Ostatnio ogromne poruszenie wywołał serial „Dojrzewanie” (Netflix), który pokazuje, jak niewiele wiemy o wirtualnym życiu naszych dzieci i do jakiej tragedii może to prowadzić. Widziałaś ten serial?
A.G.: Tak. Zgadzam się, że ten wirtualny świat jest dziwny i niebezpieczny. Jeśli chodzi o media społecznościowe, to nie widzę powodu, dla którego moi synowie mieliby w tym uczestniczyć. Odbieram to jako coś, co absolutnie szkodzi. Wszyscy jesteśmy zabiegani, mamy dużo na głowie. Ale musimy być spostrzegawczy, uważni i przede wszystkim rozmawiać ze swoimi dziećmi. Może właśnie wspólne obejrzenie takiego filmu, jak „Dziadku, wiejemy!”, będzie dobrym pretekstem, żeby poruszyć różne tematy. Wydaje mi się, że bycie blisko dziecka jest jedyną drogą, żeby go znać.
PAP Life: W filmie „Dziadku, wiejemy!” jest wiele poważnych wątków: skomplikowane relacje w rodzinie, dojrzewanie, przemijanie. Nie są to za trudne tematy dla dzieci?
A.G.: Wbrew pozorom, dzieci często rozumieją więcej niż dorośli. Dlatego traktowanie ich poważnie, z szacunkiem i zabieranie w rejony, które są trudniejsze, ma głęboki sens. Mnie ten film podoba się także z tego powodu, że pokazuje, jak często mamy doklejane różne łatki. Gram postać mamy, która nie dogaduje się z córką. Wiadomo, że jest taki moment dorastania, kiedy dzieci przestają się rozumieć z rodzicami. I nie jest to kwestia zaniechania czy czyjejś winy, tylko po prostu tak jest. Wpływ na to ma też to, że moja bohaterka ma trudne relacje ze swoim ojcem, czyli tytułowym dziadkiem. Nie ufa mu, bo nie zawsze zachowywał się wobec niej w porządku. Jej zbuntowana córka, która dziadka uwielbia, o tym nie wie, w związku z tym dosyć surowo ocenia swoją matkę. Choć oczywiście moja bohaterka mogłaby być trochę mniej kontrolująca, bardziej wyluzować, dać innym więcej przestrzeni. To film o dochodzeniu do pewnej prawdy o sobie i naszych potrzebach i jak trudno jest czasem przekazać je drugiemu człowiekowi. Nic nie jest czarno-białe, wszyscy mają swoje racje, wszyscy o coś się biją.
PAP Life: Jesteś zawodowo na etapie grania matek. Na ile, budując filmowe relacje z dziećmi, odwołujesz się do własnych doświadczeń macierzyńskich?
A.G.: Najczęściej jednak prowadzi to scenariusz. Ale też wiadomo, że trudno nie odnosić się do siebie. My, aktorzy bazujemy nie tylko na swoim fizis, ale też na doświadczeniu, emocjach. Nie mam córki, moi synowie są młodsi, w związku z tym nie miałam doświadczenia bycia w konflikcie z nastoletnim dzieckiem i trochę musiałam sobie to wyobrazić.
PAP Life: A w drugą stronę - czy aktorstwo przydaje się w prawdziwym życiu?
A.G.: Nie przypominam sobie, żebym wprost czerpała wzorce z kinematografii. Oczywiście, pod wieloma względami przeżywanie rzeczy, które nie są twoimi przygodami, to fascynujący proces. I nie zawsze jest to bez konsekwencji. Rzadko gram w filmach dla dzieci, częściej poruszam tematy i gram role, które są obciążające psychicznie. Pracując nad swoją bohaterką, zawsze próbuję dociec, dlaczego postać zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Wydaje mi się, że dzięki temu w prawdziwym życiu jestem w stanie dostrzec, że bardzo często ludzie mają inne motywacje niż te powierzchowne i rzadko mówią to, co tak naprawdę myślą. Często mi się zdarza, że gdy ktoś zareaguje irracjonalnie, to zastanawiam się, co takiego w jego życiu się wydarzyło. Bo przeważnie to nie jest kwestia tego, że on jest niemądry albo że jest nadpobudliwy, tylko najczęściej ma swój konkretny powód.
PAP Life: To trochę jak z tytułowym bohaterem filmu „Dziadku, wiejemy!”, który nie jest dobrotliwym dziadkiem i w przeszłości przysporzył swoim bliskim wielu zmartwień. Teraz jest stary i pojawia się nowe wyzwanie dla rodziny. Starzenie w ogóle nie jest łatwym procesem.
A.G.: Tak, ale w tym filmie gra Jan Peszek. Przysięgam, że on jest młodszy od połowy ludzi na planie. Jest ciekawy świata, innych osób, ich zdania, nie zamyka się w swojej bańce i nie mówi: „Och, wy, młodzież, co wy tam wiecie”. Na jego przykładzie widzisz, że można pięknie przeżywać życie w każdym wieku. Wiadomo, że każdy z nas ma swoje doświadczenia, perspektywę, projekcje, przyzwyczajenia. Ale im bardziej jesteśmy otwarci na drugiego człowieka, gotowi przyjąć, że może ktoś widzi coś inaczej niż my, to tym większa jest szansa na to, żeby długie lata „skakać na skakance”. I fizycznie, i psychicznie.
PAP Life: To było twoje pierwsze zawodowe spotkanie z Janem Peszkiem?
A.G.: Nie, dawno temu graliśmy razem w Teatrze Telewizji. Jestem też wielką fanką Marysi Peszek, z którą kiedyś byłyśmy w zespole Teatru Studio. Była moją pierwszą koleżanką z garderoby w teatrze. Mam do niej olbrzymi sentyment, podziwiam drogę, którą wybrała i konsekwentnie podąża. Na pewno spotkanie z Janem, możliwość spędzenia z nim czasu, stanięcia twarzą w twarz, słuchanie, co mówi, jak się zachowuje, jest wielką wartością. Myślę, że dla nas też jest bardzo ważne, żeby mieć autorytety, mieć azymut w postaci ludzi bardzo doświadczonych, którzy wiele przeszli. Przychodzi mi teraz taka myśl, że pewne rzeczy nie mają wieku. Kiedyś mój dziadek, gdy już był w szpitalu, powiedział: „Będzie ci trudno to teraz zrozumieć, ale ja naprawdę jestem taki sam w środku, jak wtedy, gdy miałem dwadzieścia kilka lat. Jestem tym samym człowiekiem”. Wydaje mi się, że ten film to pokazuje – niezależnie, czy mamy 13, 40 czy 80 lat - że na jakimś poziomie chcemy tych samych rzeczy. Tak samo łatwo jest nas zranić, tak samo chcielibyśmy kogoś kochać, chcemy komuś zaufać. To się nigdy nie zmienia.
PAP Life: Jakie miałaś relacje ze swoimi dziadkami?
A.G.: Moi dziadkowie już nie żyją. Stworzyłam z nimi jedne z piękniejszych relacji w moim życiu. Zawsze u dziadków było dla mnie miejsce. Graliśmy w karty albo w bingo, chodziliśmy na wycieczki, jedliśmy naleśniki. Relacja z dziadkami jest inna niż z rodzicami, nieobarczona obowiązkami. Z dziadkami jest to wyłącznie wspaniale spędzony czas. Pełna akceptacja, luz, bezinteresowność.
PAP Life: Twoje dzieciństwo przypadło na lata 80. Pozwalasz swoim synom na taką swobodę, jaką ty cieszyłaś się w dzieciństwie?
A.G.: Nie mam za bardzo jak tego zrobić, bo nie ma już podwórek, na których spędzałam czas. Nawet próbowałam to podwórko jakoś zorganizować na boisku przyszkolnym, ale to nie wychodzi. Dzieci mają dużo zajęć dodatkowych, po szkole bierze się je do samochodu i wozi z miejsca na miejsce. Wydaje mi się, że w centrum Warszawy nie widzimy już dzieci, które, ot tak, sobie spacerują. Starszy syn jest już samodzielny, czasem jeździ komunikacją, umawiają się z kolegami. Moi synowie jeżdżą na obozy w czasie wakacji i ferii zimowych. Wydaje mi się, że jest to dla nich okazja do sprawdzenia się w nowych sytuacjach. Można znaleźć nowych przyjaciół, ale też decydować jakoś o sobie. Przyznam, że na razie nie mam innych pomysłów. Wszyscy staramy się postępować z naszymi dziećmi jak najlepiej, ale na pewno popełniamy błędy.
PAP Life: Czy to, że jesteś znaną aktorką, ma dla twoich synów znaczenie?
A.G.: W domu przede wszystkim jestem mamą. Wiadomo, że wiedzą, że jestem aktorką. Ostatnio nawet byli ze mną na premierze „Kleksa”. Czasem na ulicy ktoś mnie rozpozna, podejdzie. Moja popularność wynika z filmu, z teatru, więc widzowie nie identyfikują mnie z jedną postacią. Myślę, że mam ze swoimi dziećmi bardzo bliski kontakt. Mimo że dużo pracuję, to mam też sporo wolnego czasu między filmami. Kiedy jestem w domu, szykuję śniadania, jestem pod szkołą o 16 i robię wszystko, co jest do zrobienia. Więc mam takie przekonanie, że nasz rodzinny świat ma mocne fundamenty i jest w stanie przysłonić jakieś moje aktorskie osiągnięcia.
PAP Life: Skończyłaś 45 lat, ale z powodu swojej młodzieńczej urody, często grałaś bohaterki znacznie młodsze od siebie. Mam wrażenie, że dopiero od niedawna jesteś obsadzana w rolach dojrzałych kobiet, grasz coraz ciekawsze role. Czujesz, że zaczęłaś kolejny zawodowy etap?
A.G.: Bardzo trudno jest widzieć etapy, wtedy, kiedy one się dzieją. Czuję się bardzo dobrze w swojej skórze. Mam już doświadczenie, które sprawia, że wiem, co chcę robić i dlatego sięgam po ciekawsze rzeczy dla siebie, mniej się daję szufladkować, bardziej szukam. Na pewno mam dużo więcej spokoju w sobie. Przestałam się też zastanawiać, co ktoś powie na mój temat, jak mnie oceni. Niedawno widziałam „Warszawę” - film, w którym zagrałam ponad 20 lat temu. Miałam wtedy 25 lat, a wyglądałam na 14. Pamiętam, jaka byłam wtedy poważna, chciałam grać bliskie plany, uważałam się za dorosłą osobę, która wie, czego chce. A dziś widzę na ekranie kogoś, kto był bardzo młody i niedoświadczony. Chociaż, z drugiej strony, generalnie nadal jestem bardzo młodą osobą w stosunku do tego, ile będę miała za 20 lat. Chyba najbardziej ograniczamy się sami. (PAP Life)
Rozmawiała Iza Komendołowicz
ikl/moc/ag/ ep/
Agnieszka Grochowska przed kamerą zadebiutowała w 2002 roku w filmie „AlaRm”, który reżyserował jej przyszły mąż, Dariusz Gajewski. Rok później zrealizowali dramat „Warszawa”. Ma w dorobku kilkadziesiąt ról, m.in. w filmie Agnieszki Holland „W ciemności” oraz „Wałęsa. Człowiek z nadziei” Andrzeja Wajdy, w którym wcieliła się w postać Danuty Wałęsy. Laureatka Orłów za role w „Kosie” i „Bez wstydu”, wyróżniano ją też na festiwalu w Gdyni („Obce ciało”, „W ciemności”, „Trzy minuty. 21:37”). 9 maja do kin wszedł film „Dziadku, wiejemy!” z jej udziałem. Jest mamą 12-letniego Władysława i 8-letniego Henryka. Ma 45 lat.