Jak powstał film "Brat"? Zaczęło się od sceny, którą reżyser widział pod więziennym murem [WIDEO]
Kiedyś przejeżdżałem przez Opole i byłem świadkiem bardzo poruszającej sceny. Tam, w środku miasta, jest więzienie i bardzo często rodziny wołają, głównie z pobliskich bloków, do swoich bliskich, którzy są za murami. Widziałem chłopca, który stał pod murem i rozmawiał ze swoim ojcem przez ten mur. (...) To było bardzo dojmujące dla mnie - wspomina w rozmowie z PAP Life Maciej Sobieszczański, reżyser filmu "Brat", opowiadając o tym, co natchnęło go do pracy nad tym projektem. Dramat z Agnieszką Grochowską w roli głównej od piątku w kinach.
Samotna matka i rodzina pod presją
Zapracowana matka, z zawodu pielęgniarka (Agnieszka Grochowska), samotnie wychowuje dwóch synów: 14-letniego Dawida (Filip Wiłkomirski) i 8-letniego Michała (Tytus Szymczuk). Ich ojciec (Jacek Braciak) siedzi w więzieniu, ale zza krat kontroluje rodzinę. Dawid próbuje wziąć na swoje barki odpowiedzialność za młodszego brata, a Michał wierzy, że znajdzie sposób, żeby ocalić rodzinę przed rozpadem. Sytuacja komplikuje się, gdy w ich życie wkracza Konrad, trener judo (Julian Świeżewski).
„Brat” to film o dorastaniu w świecie przemocy, ale też walce o przetrwanie i lepszą przyszłość. O konflikcie między lojalnością wobec matki, a lojalnością wobec ojca. Ale przede wszystkim o tym, że prawda zawsze wyzwala i warto walczyć o własne szczęście, bo wtedy też zadbamy o bliskich.
Trudna produkcja i determinacja twórców
„Brat” powstawał przez kilka lat. W tym czasie zmieniali się producenci. Film miał bardzo ograniczony budżet. Został nakręcony w 19 dni. Ale mimo wielu trudności, Maciejowi Sobieszczańskiemu, który jest reżyserem i współautorem scenariusza, udało się zrealizować ten projekt.
Sobieszczański w rozmowie z PAP Life opowiada, co skłoniło go nakręcenia „Brata”: - Impulsów, które skłoniły mnie, było bardzo dużo. Dokładnie 2517, bo taka liczba jest prób samobójczych nastolatków w Polsce. Okazuje się, że jesteśmy drugim po Niemczech państwem w Europie z taką liczbą prób samobójczych. Na szczęście, tych skutecznych jest znacznie mniej, ale ta przerażająca liczba bardzo mnie poruszyła. To była jedna z wielu rzeczy, które zdecydowały o tym, że chciałem zrobić ten film, ale chyba najważniejsza.
Wydarzenie z Opola, które ukształtowało scenariusz
Reżyser wspomina także wydarzenie, które miało ogromny wpływ na koncepcję scenariusza. – Kiedyś przejeżdżałem przez Opole i byłem świadkiem bardzo poruszającej sceny. Tam, w środku miasta, jest więzienie i bardzo często rodziny wołają, głównie z bloków, które są wokół, do swoich bliskich, którzy są za murami. Widziałem takiego chłopca, który stał pod murem i rozmawiał ze swoim ojcem przez ten mur, próbowali się ze sobą porozumieć. To było bardzo dojmujące dla mnie, ponieważ pamiętam głęboką samotność tego dzieciaka. To na mnie zrobiło ogromne wrażenie i z tym obrazem nie mogłem się pożegnać. A kiedy przyszedł do mnie Grzegorz Puda z pomysłem na scenariusz o takiej niepełnej rodzinie i okazało się, że akcja tego filmu, który chciał napisać, działa się w Opolu, pomyślałem sobie: „Co za zbieg okoliczności”. To był jakiś rodzaj magii.
I dodaje: - Zrobiłem ten film z głębokiej potrzeby i wiary w to, że miejsce pochodzenia nas nie definiuje. Że jeżeli niesiemy w sobie jakąś siłę woli, to możemy opuścić to miejsce, w którym ugrzęźliśmy, które nie pozwala nam się rozwinąć. Więc przede wszystkim „Brat” to jest film o wolności, którą niesiemy w sobie, i która domaga się swojej manifestacji. Ci chłopcy, ta rodzina cała zmierza do wolności – podkreśla.
Długi casting i poszukiwanie wrażliwości
Sobieszczański mówi, że kluczowe było znalezienie odtwórców postaci Dawida i Michała. - Kiedy pisaliśmy ten scenariusz, miałem głębokie wyobrażenie o tym, jacy oni mają być. Może nie myślałem o tym, jak oni mają wyglądać, ale co mieli ze sobą nieść, jaki rodzaj charakteru czy ładunku emocjonalnego. I właściwie mój pomysł na casting był taki, żeby się spotkać ze wszystkimi możliwymi dzieciakami w Polsce. Było ich w sumie kilkaset. Ten casting trwał około ośmiu, dziesięciu miesięcy i dużo mnie nauczył, przede wszystkim jako człowieka, nie tylko jako reżysera. Bardzo mnie też otworzył na pracę z małymi aktorami, bo to jest niezwykła przygoda. A najważniejsza rzecz, której szukałem, to była taka ich wrażliwość wewnętrzna. Nie jestem reżyserem, który każe ludziom coś wykonywać, robić. Jestem takim, który stara się dać przestrzeń twórcom w czasie pracy, więc niezależnie od ich wieku. Tak samo szukałem dzieci, które przychodzą do mnie z własnym światem, z własną propozycją, z własną wyobraźnią, którym ja tylko będę mógł pomóc, żeby te role się wydarzyły w nich – opowiada Sobieszczański.
Debiutanci w rolach braci
Finalnie, w role Dawida i Michała wcielili się debiutanci: Filip Wiłkomirski i Tytus Szymczuk. Obaj trenują judo, co było także niezwykle ważne w związku z fabułą. Wiłkomirski za kreację Dawida otrzymał nagrodę za najlepszy debiut aktorski na festiwalu filmowym w Gdyni.
Sobieszczański tak wspomina pracę z Filipem i Michałem: - W nich te postacie pojawiały się na chwilę w czasie kręcenia. I myśmy byli bardzo czujni, żeby te momenty wyłapać, ponieważ oni nie są w stanie zrobić roli. Do tego trzeba skończyć szkołę teatralną, mieć doświadczenie. A tak naprawdę, to ja byłem ich doświadczeniem i ich skalą, w której oni się musieli poruszać. Musiałem tym zawiadywać w bardzo szeroki sposób. Więc od nich wymagaliśmy tylko takich momentów, żeby to napięcie emocjonalne związane z daną sceną przełożyło się na historię. Oczywiście zmęczenie, jakie im towarzyszyło w tej pracy, było dokładnie takie samo, albo i większe, jak zawodowych aktorów, ponieważ oni nie byli na to przygotowani. Bezpośrednio po zdjęciach Filip powiedział do mnie, że gdyby wiedział, że praca w filmie jest tak ciężka, to nigdy by się nie zgodził wziąć w tym udziału. Nie miał świadomości, jak trudny jest plan, jak bardzo jest to wymagające. Nie tylko emocjonalnie, ale też fizycznie, bo to była rola bardzo organiczna. Ale dziś, dwa lata po zakończeniu zdjęć, zarówno Filip, jak i Tytus mówią, że myślą o studiowaniu w szkole aktorskiej w przyszłości.
Sportowe przygotowanie i jego znaczenie
Obaj chłopcy trenują wyczynowo judo od trzeciego roku życia. Filip Wiłkomirski jest mistrzem Polski w swojej kategorii wiekowej. Sobieszczański podkreśla, że sportowe przygotowanie miało ogromne znaczenie. - Mnie to bardzo pomagało. To są takie dzieciaki, które wiedzą, co to jest wysiłek, często w sporcie przekraczają swoje fizyczne granice. Normalnie, dzieci, kiedy są zmęczone, to po prostu kładą się i mówią, że nie będą dalej grały. A tutaj oni wiedzieli, że kiedy pojawia się zmęczenie, to jest jeszcze bardzo długa droga do tego, żeby organizm odmówił posłuszeństwa. Więc miałem tę przyjemność, że oni naprawdę pracowali bez wytchnienia. Ale też mieli taką niezwykłą cechę, o której nie zdawałem sobie sprawy, kiedy ich angażowałem. W graniu z partnerem byli mistrzami, bo oni w sporcie uważnie obserwują partnera. Oceniają jego słabe miejsca i potencjał. Dokładnie tak samo jest, jeśli chodzi o grę aktorską, ponieważ partner jest, tak naprawdę, ważniejszy niż my sami. Więc to był wielki bonus – uważa.
Kreacja matki i wspólna wrażliwość z reżyserem
Niezwykle złożoną kreację matki stworzyła Agnieszka Grochowska. Jej bohaterka to kobieta, która zmaga się z biedą, samotnym rodzicielstwem, ale próbuje odciąć się od przeszłości i zawalczyć o przyszłość dla swoich synów, a także dla siebie.
- Od początku, kiedy się spotkaliśmy z Agnieszką, czułem, że nie tylko jest świetną aktorką, którą uwielbiałem i którą cenię. Ale też dzielimy bardzo podobną wrażliwość i takie wyczulenie na prawdę. Na to, jakie jest nasze miejsce w opowiadaniu tej historii – wspomina Sobieszczański.
Reżyser bardzo lubi scenę, kiedy jej bohaterka patrzy na swoje śpiące dzieci. - To jest bardzo intymna scena, która zresztą zupełnie przypadkiem wpadła do kamery. W czasie przerwy dzieci poszły spać. Było bardzo upalne popołudnie. Więc mieliśmy przerwę obiadową. Spały tak słodko, że postanowiliśmy nagrać, jak śpią. Poprosiłem Agnieszkę, żeby stanęła w drzwiach i spojrzała na nich. To okazało się kluczową sceną przeprowadzenia dramaturgii, bo ona w tej scenie zbiera się do tego, żeby przełamać swój los. Później, gdy chłopcy się obudzili, oczywiście poprosiliśmy o zgodę na wykorzystanie tego w filmie - wspomina reżyser.
„Brat" wchodzi do kin w piątek 5 grudnia.
Autorka: Iza Komendołowicz
ikl/ag/ep/