O PAP.pl

PAP.pl to portal PAP - największej agencji informacyjnej w Polsce, która zbiera, opracowuje i przekazuje obiektywne i wszechstronne informacje z kraju i zagranicy. W portalu użytkownik może przeczytać wybór najważniejszych depesz, wzbogaconych o zdjęcia i wideo.

Cezary Żak: z wiekiem trema jest coraz większa [WYWIAD]

Nie ma nic bardziej smutnego niż nikomu nieznany aktor. Dlatego absolutnie jestem ostatnim człowiekiem, który by narzekał na popularność. Naprawdę dostałem od losu więcej niż sobie wymarzyłem na początku mojej kariery – przyznał w rozmowie z PAP Life Cezary Żak. Obecnie możemy go oglądać w komedii świątecznej „Uwierz w Mikołaja 2”.

Cezary Żak Fot. PAP/Albert Zawada
Cezary Żak Fot. PAP/Albert Zawada

PAP Life: Zastanawia się pan czasem, jak będzie wyglądało pana życie za 10 czy 20 lat?

Cezary Żak: Zastanawiam się i planuję je bardzo skrzętnie. Mam nadzieję, że będę miał dużo świętego spokoju, będę zajmował się wnukami i własnym zdrowiem, i w ogóle celebrowaniem życia w pełni.

PAP Life: Zapytałam o to nie bez powodu, bo na ekrany kin wchodzi komedia świąteczna „Uwierz w Mikołaja 2”, w której gra pan męża dyrektorki domu opieki dla seniorów. W sumie jest to dość sympatyczne miejsce, w którym pensjonariusze nie czują się samotni. Wyobraża pan sobie siebie w takiej placówce?

C.Ż.: Nie. Oczywiście nie wiem, co będzie z moją starością, czy w podobnym domu zamieszkam, czy też nie. Jednak uważam, że należy tę starość urządzić sobie wcześniej. Najlepiej tak, żeby być blisko z rodziną, choć wiadomo, że życie pisze nam własne scenariusze. Nie znaczy to, że potępiam osoby, które mieszkają w takich domach opieki. Niektóre placówki są wspaniałe i starsi ludzie bardzo sobie chwalą pobyt w nich. Ale też znam przypadki seniorów, którzy są nieszczęśliwi, że tam trafili.

Więcej

Tomasz Schuchardt. Fot. PAP
Tomasz Schuchardt. Fot. PAP

Tomasz Schuchardt: czasami trzeba tworzyć bohaterów, których nie da się obronić [WIDEO]

PAP Life: Powiedział pan, że skrzętnie planuje swoją przyszłość. To znaczy, że oszczędza pan na emeryturę?

C.Ż.: Dokładnie tak. Teraz dbam o to, żeby zapewnić sobie byt materialny w przyszłości. Dlatego bardzo dużo pracuję. Na szczęście mam pracę, w związku z tym zarabiam i mogę odkładać na starość. Przyznam, że kiedy czytam wypowiedzi różnych aktorów, czy w ogóle artystów, którzy ubolewają, że mają niskie emerytury, to nóż mi się w kieszeni otwiera. Każdy wiedział, ile odkłada do ZUS-u. Trzeba było dbać o to, żeby sobie oszczędzać prywatnie na starość. I ja to właśnie robię.

PAP Life: Z drugiej strony, aktorstwo to jeden z nielicznych zawodów, w którym, jeśli zdrowie pozwoli, można pracować bardzo długo.

C.Ż.: To prawda. Każdy aktor sam decyduje, jak długo chce pracować. Świadomie wybrałem, że w teatrze będę grał do 70. roku życia. Oczywiście, nie wiem, jaka będzie sytuacja gospodarcza w naszym kraju za sześć lat, bo jeszcze tyle mi zostało do siedemdziesiątki. Nie mam pewności, czy mnie będzie stać na przejście na emeryturę teatralną. Na dzisiaj plan jest taki, żeby skończyć z graniem w teatrze, które mnie coraz więcej kosztuje - i psychicznie, i fizycznie. Natomiast nie będę rezygnował z filmu, który jest znacznie łatwiejszy, oraz z reżyserowania od czasu do czasu w teatrze, które jest zupełnie innym zajęciem. Nie można tego porównać do aktorstwa.

Więcej

Fot. PAP/Rafał Guz
Fot. PAP/Rafał Guz

Robert De Niro: Warszawa to świetne miasto [NASZE WIDEO]

PAP Life: Reżyserowanie daje panu poczucie sprawczości, kontroli nad całością?

C.Ż.: To też, ale także daje mi przyjemność stwarzania świata na scenie, budowania innej rzeczywistości według własnego scenariusza. A jak się jeszcze dobrze obsadzi sztukę i aktorzy uwierzą reżyserowi w jego wizję tego świata, który przedstawiamy publiczności, to przyjemność jest naprawdę gigantyczna.

PAP Life: Dużo pan reżyseruje?

C.Ż.: Pod koniec września miałem w Krakowie w Teatrze Bagatela premierę sztuki „Umrzeć ze śmiechu”. Nie wiem, czy dużo reżyseruję. Zwykle robię jedną sztukę na półtora, dwa lata. Jednak to jest moje drugie zajęcie po aktorstwie, które zaczęło się zupełnie przypadkowo w Och-Teatrze u Krystyny Jandy. Ona jest właściwie matką chrzestną mojej reżyserii. Pierwsza zobaczyła we mnie aktora, który mógłby się już zająć reżyserią, bo ma wystarczająco dużo doświadczenia scenicznego i potrafi ułożyć sytuację na scenie. Nie mam ambicji inscenizatorskich. Jako reżyser pochylam się głównie nad sztukami bardzo aktorskimi. Lubię pracować z aktorami, pomagać im w budowaniu ról.

PAP Life: Aktor jest narzędziem w rękach reżysera. Musi dopasować się do jego wyobrażeń czy oczekiwań, z którymi niekoniecznie się zgadza.

C.Ż.: Nie chcę powiedzieć, że po 40 latach na scenie, bo tyle mi w tym roku mija, mam już dość kompromisów, ale wolałbym się powoli żegnać z aktorstwem jako takim. Mam poczucie, że my aktorzy ciągle zdajemy egzaminy. Kiedy wieczorem wychodzę na scenę, czuję się tak, jakbym stawał przed komisją. A im jestem starszy, tym gorzej to znoszę.

PAP Life: I dlatego nie chciał pan z żoną, która też jest aktorką, żeby córki poszły w wasze ślady?

C.Ż.: Przede wszystkim nie chcieliśmy tego, ponieważ wiedzieliśmy, że przynajmniej przez ileś pierwszych lat uprawiania zawodu będą porównywane do tatusia. Kiedy nasze córki dorastały, moja popularność była ogromna. „Miodowe lata” oglądało co tydzień około 13 milionów widzów, potem „Ranczo” między 6 a 8 milionów. Zdawaliśmy sobie z żoną sprawę, że córki będą miały utrudniony start. Znamy przykłady dzieci aktorów, które przez wiele lat, a nawet i przez całe życie męczą się w zawodzie tylko dlatego, że ich rodzice byli znanymi aktorami.

Więcej

Próba medialna tryptyku baletowego „Lumiere” w Operze Wrocławskiej Fot. PAP/Maciej Kulczyński
Próba medialna tryptyku baletowego „Lumiere” w Operze Wrocławskiej Fot. PAP/Maciej Kulczyński

Trzy dzieła w jednym spektaklu. Tryptyk baletowy „Lumière” w Operze Wrocławskiej [NASZE WIDEO]

PAP Life: Popularność to przywilej, ale i obciążenie. Czego w popularności więcej: radości czy mroku?

C.Ż.: Zdecydowanie więcej radości. Proszę pamiętać, że popularność jest wpisana w ten zawód. Nie ma nic bardziej smutnego niż nikomu nieznany aktor. Dlatego absolutnie jestem ostatnim człowiekiem, który by narzekał na popularność. Naprawdę dostałem od losu więcej niż sobie wymarzyłem na początku mojej kariery. Mam też ten przywilej, że ludzie znają mnie nie tylko z jednego czy dwóch seriali, które odniosły ogromny sukces, ale też oglądają na scenie w różnych rolach, nie tylko komediowych. Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś na ulicy wołał za mną imieniem serialowym. Zawsze ludzie wiedzą, jak się nazywam. I też czuję taki rodzaj szacunku w stosunku do własnej osoby. Myślę, że dlatego, że nigdy nie osiadłem na laurach i nie odcinałem kuponów od tej pierwszej popularności.

PAP Life: Tym niemniej rola Karola Krawczyka w „Miodowych latach” i podwójna rola wójta i proboszcza w „Ranczo” bardzo mocno się z panem kojarzą. „Ranczo” nieustannie jest powtarzane w telewizji publicznej, serial jest też dostępny na Netfliksie. Można powiedzieć, że pan cały czas w nim gra.

C.Ż.: Niedawno zadzwonił do mnie pewien znany reżyser i powiedział, że chciał mnie obsadzić w dużej roli w filmie, ale słyszał, że ciągle jestem zajęty, bo gram w „Ranczo”. Kiedy odpowiedziałem, że „Ranczo” skończyliśmy 10 lat temu, zdziwił się: „Jak to?”. Oczywiście cieszę się, że „Ranczo” jest kultowym serialem i wciąż jest chętnie oglądane. Ale to zamknięty rozdział. My aktorzy zrobiliśmy swoje i dalej uprawiamy zawód. Dzisiaj pracuję nawet więcej niż za czasów „Rancza”. Wtedy miałem tylko ten serial i teatr. A teraz gram w czterech produkcjach filmowych na raz plus teatr.

PAP Life: Od czasu do czasu pojawiają się plotki, że powstanie kolejna część „Rancza”.

C.Ż.: Słyszałem, że są prowadzone jakieś rozmowy, ale nic konkretnego nie wiem. Aktorzy zawsze dowiadują się w momencie, kiedy projekt jest klepnięty przez producenta i pewnie przez telewizję. Nie mam żadnych terminów zdjęć, nie dostałem scenariusza, niczego. Andrzej Grembowicz, nieżyjący już niestety, genialny scenarzysta „Rancza” zostawił otwartą furtkę, żeby powstały nowe odcinki. Ale nie jestem pewien, czy kontynuacja to dobry pomysł. Trudno będzie dorównać do poziomu „Rancza”, które wszyscy znają.

PAP Life: Cezary Pazura powiedział kiedyś, że żałuje, że grał w tylu komediach, bo to bardzo zdeterminowało jego karierę. Piotr Adamczyk zaczął grać w produkcjach zagranicznych, bo u nas ciągle był obsadzany w komediach romantycznych. Nie miał pan dość wizerunku aktora komediowego?

C.Ż.: Myślałem o rolach dramatycznych. I ostatnio coraz częściej mi się takie trafiają. Bo przecież moja rola w serialu „Idź przodem, bracie” Macieja Pieprzycy jest bardzo daleka od komedii, podobnie jak w serialu Kingi Dębskiej „Gra z cieniem”. Aktor sam się nie obsadzi, a ja nigdy nie zabiegałem o role. Bardzo rzadko chodzę na castingi, bo mam, co robić. Zauważyłem, że odkąd zmieniłem agencję aktorską, to ten worek filmowy się rozsypał i cały czas grywam większe lub mniejsze, ale głównie dramatyczne role, co mnie cieszy, bo one są znacznie łatwiejsze do grania.

PAP Life: Jeżeli widz nie śmieje się na komedii, to znaczy, że nie jest śmieszna.

C.Ż.: Recenzja jest od razu jeden do jednego. Z tym wiąże się też odpowiedzialność przed widzem, która z wiekiem zaczyna nam coraz bardziej ciążyć. Szczególnie jak kiedyś odnosiliśmy sukcesy, zwłaszcza w komedii. Przychodzą ludzie do teatru, oglądają kolejny film czy serial i mogą powiedzieć: „E, tamto był śmieszne, a teraz to już nie".

PAP Life: Po tylu latach uprawiania zawodu ma pan jeszcze tremę?

C.Ż.: Trema to kolejny element, przez który chcę zrezygnować z aktorstwa teatralnego. Bo im jestem starszy, tym trema jest coraz większa. Pamiętam, jak kiedyś będąc jeszcze na etacie w Teatrze Powszechnym, zobaczyłem Franciszka Pieczkę, który przed jakąś premierą bardzo się denerwował, trzęsły mu się ręce. Zrobiło to na mnie olbrzymie wrażenie, zapytałem go, co się dzieje, a on powiedział: „Zrozumiesz, jak będziesz 30, 40 czy 50 lat na scenie. Im dalej w las, tym jest trudniej”. I od kilku lat dokładnie mi się to sprawdza.

PAP Life: I jak pan oswaja tę tremę?

C.Ż.: To jest trudne do wytłumaczenia. Wszelkie podręczniki aktorstwa mówią: „Zanurz się w świecie, który masz zagrać". Wtedy trema przechodzi albo przynajmniej zapomina się o niej, jak się wchodzi na scenę. Rzeczywiście, tak to działa, ale wcale nie jest proste. Są aktorzy, którzy mają taką tremę mobilizującą. A ja mam tremę, która mnie zamyka i raczej ogranicza, szczególnie przed premierą. Później jest mniejsza, ale mimo wszystko ciągle jest. Z drugiej strony jeden z naszych wielkich aktorów powiedział, że tylko amatorzy nie mają tremy, a zawodowcy mają ją zawsze. To jest wpisane w nasz zawód.

PAP Life: Był taki moment, że żałował pan, że wybrał aktorstwo?

C.Ż.: Nigdy. Dość szybko zacząłem osiągać sukcesy, chwalono mnie. Wprawdzie, kiedy zaraz po szkole trafiłem do jednego z teatrów we Wrocławiu, szybko się rozczarowałem ludźmi, którzy tam pracowali. Wtedy odszedłem na cztery lata i pracowałem na estradzie, czego absolutnie nie żałuję, bo estrada nauczyła mnie bardzo wielu rzeczy. Przede wszystkim tego, żeby nie bać się publiczności, patrzeć w oczy widzowi. To jest bardzo przydatne w zawodzie. Po czterech latach przerwy zatęskniłem i wróciłem na scenę. Wtedy zmieniła się dyrekcja tego teatru i zacząłem grać bardzo duże role.

Więcej

Zobacz galerię (10)
Próba opery "Straszny Dwór" w Operze Bałtyckiej. Fot. PAP/Adam Warżawa
Próba opery "Straszny Dwór" w Operze Bałtyckiej. Fot. PAP/Adam Warżawa

"Straszny dwór” na deskach Opery Bałtyckiej [GALERIA]

PAP Life: Aktorstwo to rzemiosło?

C.Ż.: Absolutnie tak. Jestem daleki od tego, żeby powiedzieć, że aktorstwo to misja. Oczywiście rozumiem aktorów, którzy w stanie wojennym uważali, że mają obowiązek wobec narodu. Ale ja żyłem już w innych czasach i bardzo cenię sobie aktorów rzemieślników, którzy rzetelnie wykonują swój zawód ku uciesze publiczności.

PAP Life: Kiedyś aktorów nazywano błaznami.

C.Ż.: Bo to jest trochę niepoważny zawód. Czytałem wywiad z bardzo znanym polskim aktorem, który powiedział, że zrezygnował z grania w teatrze, bo jak zaczął co wieczór nakładać rajstopy, to czuł, że za którymś razem zwymiotuje. Trochę go rozumiem. Nie wiem, jak jest u aktorek, ale mężczyzna aktor w pewnym momencie dojrzewa i pojawia się w nim rodzaj wstydu. A aktorstwo to jest trochę zawód dla niedojrzałych dzieci. Z drugiej strony, ta dziecięcość jest wspaniała i przydatna w budowaniu świata na scenie.

PAP Life: Marek Kondrat w pewnym momencie powiedział, że ma dość aktorstwa i podjął decyzję, że rezygnuje z grania. Ale dla roli Rzeckiego w „Lalce” wrócił na plan.

C.Ż.: Marek powiedział, że takich ról się nie odmawia i absolutnie go rozumiem. Rzeckiego po prostu trzeba zagrać, jeśli pojawia się taka możliwość. Podobnie jak Hamleta.

PAP Life: Pan w „Lalce” zagra barona Dalskiego.

C.Ż.: Nieduża rola, ale bardzo ciekawa. Gram starszego od siebie mężczyznę, który nagle zakochuje się w młodej dziewczynie. I to tak naprawdę sztubacko. Bardzo mnie ujęło, że on tak naiwnie wchodzi w ten świat, nie wiedząc, że ta dziewczyna przyprawia mu rogi. Świetnie napisana postać. Nie wiem, jak ten film będzie wyglądał w całości, zdjęcia jeszcze trwają. Ale dekoracje i kostiumy są naprawdę wspaniałe.

PAP Life: Z takimi historiami jak barona Dalskiego często spotykamy w prawdziwym życiu. Panu szczęśliwie udało się uniknąć życiowych rewolucji. Niedawno obchodziliście z żoną 40 rocznicę ślubu.

C.Ż.: Od zawsze bardzo dużo z Kasią rozmawialiśmy i nadal tak jest. Potrafimy jechać samochodem cztery czy pięć godzin i rozmawiać na okrągło na różne tematy. Zawsze też nasz zawód zostawialiśmy za furtką naszego domu. Czasami córki nie wiedziały nawet, w jakich przedstawieniach gramy, jakie mamy premiery. Uważam, że to jest zdrowe. Nigdy też z żoną ze sobą nie rywalizowaliśmy zawodowo. Natomiast, czy to są recepty na udane małżeństwo? Nie wiem. Nam się udało. Mam nadzieję, że dotrwamy do końca swoich dni w tym związku. I tyle.

PAP Life: Rok temu został pan dziadkiem. Na swoim Instagramie opublikował pan zdjęcia z wnuczką, co w pana przypadku jest dość zaskakujące, bo nie należy pan do osób, które chętnie dzielą się prywatnością.

C.Ż.: Sam siebie zaskakuję. Pojawienie się na świecie mojej wnuczki bardzo mnie zmieniło. Nie wiedziałem, że mam w sobie tyle pokładów bezwarunkowej, czystej miłości. Wszystkie inne rzeczy, które kiedyś spędzały mi sen z powiek - zawód, nawet ogród, który bardzo lubię uprawiać - zeszły na dalszy plan. Układam sobie różne plany związane z moją wnuczką. A to jest dla mnie nowość, bo nigdy w stosunku do kogokolwiek tego nie robiłem. Nawet z moimi dziećmi. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

ikl/ag/moc/ ał/

Cezary Żak

Cezary Żak ma 64 lata. Ukończył studia aktorskie na PWST we Wrocławiu (1985). Popularność przyniosła mu rola w sitcomie „Miodowe lata” oraz podwójna rola braci bliźniaków, wójta i proboszcza w serialu „Ranczo”. W 2012 zadebiutował jako reżyser teatralny spektaklem „Trzeba zabić starszą panią” w Och-Teatrze. Ostatnio mogliśmy go obejrzeć w serialach „Idź przodem, bracie” i „Gra z cieniem” (powstają teraz kolejne części). W ekranizacji filmowej „Lalki”, do której trwają zdjęcia, wciela się w postać hrabiego Dalskiego. 7 listopada weszła do kin komedia świąteczna z jego udziałem -„Uwierz w Mikołaja 2”. Jego żoną jest aktorka Katarzyna Żak, z którą ma dwie córki.

Zobacz także

  • Matthew Perry Fot. PAP/EPA/Rhona WISE
    Matthew Perry Fot. PAP/EPA/Rhona WISE

    Śmierć Matthew Perry’ego. Lekarz aktora usłyszał wyrok

  • George Clooney. Fot. PAP/EPA/ALLISON DINNER
    George Clooney. Fot. PAP/EPA/ALLISON DINNER

    George Clooney ujawnił, jaką radę otrzymał niegdyś od Paula Newmana

  • Cezary Żak. Fot. PAP/Albert Zawada
    Cezary Żak. Fot. PAP/Albert Zawada

    Cezary Żak zamierza grać w teatrze do 70-tki

  • Aktor Mark Ruffalo. Fot. PAP/EPA/ALLISON DINNER
    Aktor Mark Ruffalo. Fot. PAP/EPA/ALLISON DINNER

    Mark Ruffalo zagra główną rolę w thrillerze o Janie Pawle II

Serwisy ogólnodostępne PAP