Chińska propaganda i dezinformacja są w Polsce lekceważone
Mamy tendencję do umniejszania znaczenia chińskich kampanii propagandowych, podczas gdy w narracjach Pekinu, skoordynowanych z Rosją, jesteśmy krajem, który razem z NATO wywołał wojnę na Ukrainie i pod dyktando USA sabotuje rozmowy pokojowe – powiedziała PAP Patrycja Krzyśpiak z NASK.
Według analityk ds. zagrożeń zewnętrznych, specjalizującej się w NASK (Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa – Państwowy Instytut Badawczy) w zagadnieniach związanych z Chinami propaganda i dezinformacja Pekinu występują w Polsce „w większej liczbie miejsc, niż moglibyśmy przypuszczać”, a mimo to są „niedoceniane i niedoceniany jest ich wpływ na debatę w naszym kraju”.
– Mamy tendencję do umniejszania rangi i skali chińskich operacji wpływu – oceniła Krzyśpiak i zastrzegła, że choć Polska nie jest głównym przeciwnikiem w wojnie informacyjnej toczonej przez Pekin z Zachodem, ze względu na naszą pozycję w Europie Środkowo-Wschodniej jesteśmy „w polu zainteresowania” Chin.
"A chińska propaganda w sieci jest groźna, ponieważ Polacy nie są na nią wyczuleni. Istnieje więc ryzyko, że będziemy na takie treści bardziej otwarci niż na przykład na przekaz rosyjskiego kanału Russia Today, bo ta marka jest dla większości z nas niewiarygodna".
Rozmówczyni PAP ostrzegła równocześnie, że rosyjskie narracje i tak przenikają do polskiej infosfery, ponieważ w ramach „zakrojonej na szeroką skalę wymiany informacyjnej” między Moskwą i Pekinem Chińczycy powielają rosyjski przekaz, np. o rusofobicznej, agresywnie nastawionej do sąsiadów Polsce albo ulubioną manipulację Putina o tym, że Polska „wywołała II wojnę światową”.
Synchronizację przekazów medialnych – według Krzyśpiak – było widać przy okazji wtargnięcia rosyjskich dronów w polską przestrzeń powietrzną we wrześniu br. Oficjalne, rządowe chińskie kanały w języku polskim powielały kremlowską narrację, jakoby Rosja nie miała nic wspólnego z pojawieniem się dronów w Polsce i głosiły, że próbowaliśmy wykorzystać sprawę bezzałogowców do wywołania międzynarodowego skandalu.
– Najbardziej jaskrawym przejawem chińsko-rosyjskiej współpracy jest jednak to, co mówi się o Polsce w chińskiej infosferze. Pojawiają się tam na przykład zbieżne z rosyjskimi narracje, przedstawiające Polskę jako kraj, który razem z NATO wywołał wojnę na Ukrainie, a teraz, pod dyktando USA, sabotuje rozmowy pokojowe – zauważyła Krzyśpiak i dodała, że część tych szkodliwych dla polskiej racji stanu narracji przepływa z powrotem do polskiego internetu, ale także na platformy angielskojęzyczne.
Na koordynację działań propagandowych Kremla i Pekinu zwrócił także uwagę Maksym Beznosiuk, analityk ds. bezpieczeństwa, który na łamach portalu think tanku Atlantic Council nazwał rosyjsko-chińską współpracę „autorytarną osią”.
Propaganda w mediach społecznościowych
Beznosiuk zauważył, że np. chińskie kampanie dezinformacyjne, takie jak „Spamouflage” z 2024 roku (operacja wpływu polegająca na podszywaniu się pod amerykańskich wyborców w mediach społecznościowych przed wyborami prezydenckimi w USA), są regularnie wzmacniane przez rosyjskie media i kanały dyplomatyczne. Z kolei kremlowskie media aktywnie promują treści związane z wojną na Ukrainie na platformach takich jak chiński Weibo (platforma społecznościowa, nazywana często „chińskim Twitterem”).
Najmocniejszym – według Beznosiuka – dowodem współpracy Rosji i Chin w wojnie informacyjnej z Zachodem jest „rosnąca obecność rosyjskich mediów państwowych” na chińskim TikToku. Kijów oskarżył nawet Kreml o wykorzystywanie platformy TikTok do prowadzenia kampanii z wykorzystaniem sztucznej inteligencji „demoralizujących ukraińskie społeczeństwo i osłabiających opór wobec rosyjskiej inwazji”.
Także według Krzyśpiak TikTok, „platforma szczególnie popularna wśród polskiej młodzieży, ale także wśród polityków”, której spółka-matka jest zarejestrowana i działa w Chinach, zwiększa „realne” zagrożenie związane z chińską dezinformacją.
Ekspertka przypomniała, że chińskie prawo obliguje wszystkie podmioty, „nawet prywatne”, działające w Chinach, żeby przekazywały instytucjom rządowym dane użytkowników. Jej zdaniem można więc sobie wyobrazić, że za 20 lat Pekin będzie dysponował zbiorem informacji np. na temat nowego polskiego premiera czy prezydenta, bazującym na tym, w co „od wczesnej młodości klikał i co lajkował”.
Krzyśpiak zwróciła także uwagę, że Chińczycy nie we wszystkim naśladują Rosjan, choć „przez ostatnie kilka lat” rzeczywiście „mocno inspirowali się rosyjskimi operacjami wpływu w sieci”. Jej zdaniem Pekin próbuje także „dopasowywać” swoje działania do danego kraju. W Polsce Chińczycy wykorzystują np. „narrację historyczną” i starają się „uderzać w czułe punkty Polaków”.
Krzyśpiak przypomniała w tym kontekście zachowanie nowego chińskiego ambasadora w Polsce, który 1 sierpnia złożył kwiaty pod pomnikiem Powstania Warszawskiego i napisał artykuł o tym, jak Polska i Chiny „razem walczyły przeciwko faszyzmowi”. Jej zdaniem wcześniej nigdy się coś takiego nie zdarzyło, a to oznacza, że „Chińczycy się uczą i zauważyli, że Powstanie Warszawskie jest dla Polaków szczególnie ważne”.
Według Krzyśpiak chińskie tuby propagandowe promują też obecnie przekaz o „dobrych, nowoczesnych Chinach, dbających o swoich obywateli i złych, zapóźnionych Stanach Zjednoczonych i Europie, gdzie ludzie mają ciężko, a gospodarka się nie rozwija”.
– Jesteśmy zalewani na platformie X czy na Facebooku filmikami pokazującymi nowoczesne, chińskie miasta, w których wszystko się świeci, latają drony, gdzie po ulicach chodzą roboty, a wszystko to jest opatrzone komentarzem, że takie są Chiny w 2025 roku, podczas gdy w Polsce i w Europie innowacja sprowadza się do nakrętek przytwierdzonych do plastikowych butelek i nielegalnej migracji – zauważyła ekspert i dodała, że taką właśnie propagandę łatwo jest wykorzystywać aktywnym w mediach społecznościowych środowiskom radykalnym, opowiadającym się za wyjściem Polski z NATO lub z Unii.
Krzyśpiak wyjaśniła także, jakimi kanałami rozsiewana jest chińska propaganda i dezinformacja. W sieci, m.in. na X, ale także na Facebooku i Tiktoku, działają profile i kanały związane z państwową grupą medialną CMG (China Media Group), podlegającą bezpośrednio chińskiemu rządowi i raportującą Ministerstwu Informacji i Zawiadywania Informacją. To one zajmują się przekazem medialnym, który ma płynąć z Chin na cały świat.
Chińskimi tubami propagandowymi są nadające w 43 językach Chińskie Radio Międzynarodowe (CRI) i globalna telewizja CGTN (China Global Television Network), podlegająca Departamentowi Reklamy Komunistycznej Partii Chin.
W sieci działają także – według Krzyśpiak – kanały i profile, które można podejrzewać o powiązania – osobiste, biznesowe czy akademickie – z chińskimi podmiotami. Niektóre mogą „w świadomy sposób” powielać treści zgodne z oficjalną linią propagandową Komunistycznej Partii Chin. Z kolei rozsiewane przez nie treści mogą udostępniać niepowiązane z Chinami konta, np. takie, które wzmacniają przekazy antyunijne.
W mediach społecznościowych są także aktywni influencerzy nagłaśniający chińskie narracje, które rozmówczyni PAP nazwała „technologicznymi”, wedle których Chiny mają np. całkowitą przewagę nad Zachodem w przemyśle motoryzacyjnym.
Jak przyznała analityk z NASK, w sieci rozsiewana jest też propaganda militarystyczna, podkreślająca potęgę wojskową Chińskiej Republiki Ludowej i zestawiająca ją np. z NATO czy z USA, które wedle chińskiej narracji „mają słabnąć”.
W jej opinii szczególnie niebezpieczny jest przekaz podprogowy chińskich kampanii. Wynika z niego, że „hołdujące tradycyjnym wartościom Chiny bez lewactwa”, a o autorytaryzmie tego państwa i cenzurze w mediach się nie wspomina – ich kultura i styl życia są dla ludzi Zachodu alternatywą i „lepszą opcją niż nasza demokracja”.
Anna Gwozdowska (PAP)
ag/ gru/ mhr/ grg/