Libkos - para fotografów z Odessy na wojnie: nie szukamy piękna, chcemy pokazać prawdę [NASZE WIDEO]
Kostiantyn Liberow i jego żona Władysława, ukraińscy fotografowie występujący wspólnie pod nazwą Libkos, od prawie trzech lat dokumentują walkę Ukrainy z rosyjską inwazją. "Nie szukamy piękna w wojnie, ale chcemy, aby świat zobaczył prawdę" – powiedzieli w rozmowie z PAP.
Przed 24 lutego 2022 roku, kiedy rozpoczęła się rosyjska inwazja, małżeństwo fotografów Kostiantyn i Władysława Liberowowie zajmowali się fotografią ślubną. "Jeszcze dzień przed wybuchem wojny siedzieliśmy z przyjaciółmi w Odessie, rozmawiając o tym, co zrobimy, jeśli wybuchnie wojna. Nie wierzyłem, że jest to możliwe we współczesnym świecie" – wspominał Kostiantyn.
"24 lutego 2002 r. obudziły nas dziwne wibracje. Pierwsze informacje o ataku Rosji były jak sen – nie do uwierzenia. Gdy spojrzałem na rosyjski konsulat w Odessie i zobaczyłem, że jest zamknięty, dotarło do mnie, że to rzeczywistość" - dodał.
Liberowowie początkowo planowali ucieczkę, ale ostatecznie zdecydowali, że pozostaną na Ukrainie. "Fotografia to całe nasze życie" – powiedziała Władysława. "Nadejście wojny oznaczało, że nikt nie będzie potrzebował fotografii ślubnych, więc zaczęliśmy dokumentować rzeczywistość wojenną. To był dla nas naturalny wybór, bo nie wyobrażaliśmy sobie robienia niczego innego" - powiedziała.
Już w marcu 2022 roku para pojechała do strefy przyfrontowej. Początkowo Liberowowie dokumentowali skutki walk w Mikołajowie i Charkowie, później dotarli na linię frontu. "Na początku byliśmy nieprzygotowani – nie mieliśmy hełmów czy kamizelek kuloodpornych. Z czasem nauczyliśmy się, jak bezpiecznie pracować w strefie działań wojennych" – dodała Władysława.
Ich zdjęcia publikowały największe światowe media, takie jak "Washington Post" czy "The Times". Jednak dla małżeństwa fotografów nie liczą się nagrody czy rozgłos.
"Naszym celem jest dokumentowanie prawdy dla przyszłych pokoleń. Chcemy pokazać, co Rosja zrobiła z Ukrainą, naszymi miastami, naszymi ludźmi" – podkreślił Kostiantyn.
Praca w strefie walk wiąże się nie tylko z fizycznym niebezpieczeństwem, ale także z ogromnym obciążeniem psychicznym. Szczególnie zapadła im w pamięć śmierć znajomego żołnierza. "Zaledwie chwilę wcześniej rozmawialiśmy. To był człowiek, który wydawał się niezłomny, niemal niezniszczalny. Kiedy widzisz, jak odchodzi ktoś, kogo podziwiasz i z kim dzieliłeś trudne momenty, wszystkie twoje przekonania o bezpieczeństwie załamują się" – wspominała Władysława. "Takie chwile zmieniają cię na zawsze. Budujesz siebie od nowa, bo każda śmierć na wojnie to wyrwa w twojej duszy" - uważa.
Pytani, czy można przyzwyczaić się do śmierci, odpowiadają, że niestety tak. "Pierwsza śmierć łamie człowieka. Każda kolejna jest równie bolesna, ale z czasem psychika dostosowuje się, żeby przetrwać. Ukraina codziennie traci ludzi. Ta brutalna codzienność staje się normą, choć nigdy nie powinna nią być" - powiedział Kostiantyn.
Mimo to Kostiantyn i Władysława chcą kontynuować swoją misję. "To, że jesteśmy razem, pomaga nam przetrwać. Mamy wspólne trudności, problemy, ale i jedną misję. Fotografia stała się dla nas formą terapii i narzędziem, które pozwala nam dokumentować tę wojnę – dla przyszłych pokoleń, dla prawdy” – podkreślili.
Władysława zaznaczyła, że fotografie Libkos to nie tylko obrazy wojny, ale także świadectwo niezłomności i siły ludzkiego ducha. "Nie szukamy piękna w wojnie, ale chcemy, aby świat zobaczył prawdę" – podsumowali fotografowie. (PAP)
Autorka: Hanna Czarnecka
kaa/ ral/ zm/ know/