Mieszkanka Kijowa: przed wybuchami chowamy się w wannie i robimy koktajle Mołotowa
Śpimy w korytarzu obok łazienki, słysząc wybuchy chowamy się w wannie, a w chwilach spokoju robimy koktajle Mołotowa – opowiada PAP w sobotę mieszkanka atakowanego przez Rosjan Kijowa, Iryna Prokofiewa.
Podczas porannego ostrzału stolicy Ukrainy rosyjska rakieta manewrująca trafiła w ponad 20-piętrowy blok przy Prospekcie Łobanowskiego. "Tam gdzie był pokój dziecięcy, została dziura" – relacjonowała mediom mieszkanka 21. piętra trafionego budynku.
30-letnia Iryna, z którą rozmawiała PAP, mieszka w okolicy zniszczonego domu. To była kolejna, trudna noc w naszym życiu" – mówi w rozmowie telefonicznej.
„Przez całą noc w naszej dzielnicy było bardzo głośno, było strasznie. Około godziny 3. atakowana była jednostka wojskowa przy stacji metra Berestejska. Widzieliśmy ogień, słyszeliśmy strzały, wszystko się trzęsło, dzwoniły szyby w oknach… ta noc była bardzo ciężka" – powiedziała.
Iryna z mężem nocuje we własnym mieszkaniu. Tłumaczy, że to dlatego, że w pobliżu nie ma porządnego schronu
Iryna z mężem nocuje we własnym mieszkaniu. Tłumaczy, że to dlatego, że w pobliżu nie ma porządnego schronu.
"Śpimy z mężem po kolei, w korytarzu przy łazience. To najbezpieczniejsze miejsce. Jak lecą bomby, to wchodzimy do wanny, która może nas ochronić przed falą uderzeniową albo odłamkami. Nasi przyjaciele z Doniecka, którzy byli tam w gorącym okresie w 2014 roku, właśnie tak robili. Trzeba schować się w wannie i jeszcze obłożyć się poduszkami” – wskazała.
Rozmówczyni PAP przyznaje, że jak każdy człowiek, na dźwięk eksplozji i strzałów odczuwa strach.
"Z jednej strony odczuwamy strach, a z drugiej ogromną złość. Zdecydowaliśmy z mężem, że nie opuścimy miasta"
"Z jednej strony odczuwamy strach, a z drugiej ogromną złość. Zdecydowaliśmy z mężem, że nie opuścimy miasta, choć mieliśmy możliwość wyjazdu. Zostaliśmy, bo trzeba pomagać wolontariuszom i – jak trzeba – także własnymi rękami. Jak będzie potrzeba, to nie wystraszymy się i partyzantki" – oświadczyła.
Pytana o stosunek do Rosjan, którzy atakują jej kraj, Iryna odpowiada, że każdy Rosjanin ponosi za to odpowiedzialność.
"Patrzę na tych rosyjskich żołnierzy i rozumiem, że oni mają po 20 lat. Oni się trzęsą, oni się boją"
"Widzę nagrania z rosyjskimi jeńcami. Patrzę na tych rosyjskich żołnierzy i rozumiem, że oni mają po 20 lat. Oni się trzęsą, oni się boją. Nasi ich nie biją, tylko na nich krzyczą, pytają, po co tutaj przyszliście? Widzę to dziecko w mundurze i mi go szkoda. Oglądam inne nagrania i rozumiem, że są oni mięsem armatnim, wysłanym przez Rosję na pierwszą linię frontu" – powiedziała.
Kobieta jest przekonana, że jej kraj w końcu wygra wojnę z o wiele silniejszym przeciwnikiem.
"Ludzie są zmobilizowani, pomagają sobie wzajemnie, jednoczą się. Nasi przyjaciele w różnych punktach Kijowa robią koktajle Mołotowa. My z mężem też je robimy. Nie oddamy Ukrainy ruskim, będziemy się bili do ostatniego” – zapewniła Iryna.
Jarosław Junko (PAP)
dsk/