Podróż do Afganistanu w czasach rządów talibów [WIDEO I ZDJĘCIA]

2022-06-21 13:18 aktualizacja: 2022-08-01, 06:15
Kabul, fot. Dawid Mikoś, masaperlowa.pl
Kabul, fot. Dawid Mikoś, masaperlowa.pl
„Afganistan planowałem odwiedzić od dawna, ale – co być może niektórych zaskoczy – poprzednia sytuacja polityczna wydawała mi się mniej sprzyjająca” – powiedział w rozmowie z PAP.PL podróżnik Dawid Mikoś, autor bloga masaperlowa.pl.

PAP.PL: Jak rozwinęła się u ciebie pasja podróżowania? Wybierasz miejsca mniej popularne i odkrywasz je przed swoimi czytelnikami, dlaczego akurat takie kierunki?
 
Dawid Mikoś:
Często się nad tym zastanawiam i ciężko mi znaleźć dobrą odpowiedź. Myślę, że to po prostu ciekawość świata i ludzi pochodzących z innych kultur. Kiedyś dużo zwiedzałem, a teraz równie ważne są dla mnie spotkania z ludźmi. Cieszę się, jeśli ktoś zaprosi mnie do siebie do domu albo na obiad – jest to dla mnie zawsze wielki zaszczyt i wielka radość, że mogę podpatrzeć takie codzienne życie. W szczególności, gdy wyjątkowo ciekawi mnie kultura takiego miejsca. Projekt „Masa Perłowa” ciągle ewoluuje i mam nadzieję już wkrótce przedstawić jego kolejne odsłony.

PAP.PL: Skąd nazwa bloga: Masa Perłowa?

D.M.: Będąc w Hagii Sofii w Stambule czytałem o dekorowaniu ścian świątyni masą perłową. Z jakiegoś powodu fakt ten utkwił mi w pamięci i gdy zakładałem bloga, w zasadzie nazwa była już gotowa. Zwłaszcza, iż wiedziałem, że będzie na nim dużo treści o świecie Orientu.

PAP.PL: Pamiętamy obrazy z dramatycznej ewakuacji z Kabulu, gdzie kłębiły się tłumy Afgańczyków uciekających przed talibami, zginęło wtedy wiele osób. Ty zdecydowałeś się udać tam, skąd tak wielu za wszelką cenę chciało uciec.

D.M.: Zdecydowanie nikomu nie rekomenduję takiej wyprawy. Afganistan jest bardzo niestabilnym krajem, a podróżowanie po nim obarczone jest bardzo dużym ryzykiem. Jednak nie chodzi mi tu tak bardzo o zamachy terrorystyczne (bo te głównie zdarzają się w meczetach szyickich albo posterunkach policji, bazarach, szkołach, a więc w ogóle należy unikać takich miejsc), ale o to, że np. nie będzie obowiązywało tam standardowe ubezpieczenie turystyczne. Nie możemy też oczekiwać pomocy konsularnej (nie ma żadnej placówki dyplomatycznej Polski ani żadnego innego kraju Unii Europejskiej). Drogi są w fatalnym stanie i nie obowiązują żadne przepisy drogowe. Służba zdrowia również pozostawia wiele do życzenia – przynajmniej ta publiczna. W ogóle musimy zapomnieć w tym przypadku o standardach europejskich. Trzeba dobrze się przygotować do takiej podróży i opracować plan awaryjny na wypadek nagłej zmiany wydarzeń. W szczególności trzeba mieć sprawdzone kontakty – osoby, na które będzie można liczyć w każdej sytuacji, szczególnie tej krytycznej. Afganistan planowałem odwiedzić od dawna, ale – co być może niektórych zaskoczy – poprzednia sytuacja polityczna wydawała mi się mniej sprzyjająca. Kraj był podzielony – nad niektórymi jego częściami władzę sprawował rząd centralny, inne dystrykty były kontrolowane przez talibów, a jeszcze kolejne – przez lokalnych watażków. Teraz w zasadzie władza jest skupiona w jednych rękach, co trochę ułatwia logistykę. Sami Afgańczycy uważają, że wzrosło bezpieczeństwo, ale na ile to prawda, ciężko ocenić. Jednakże mogą oni po raz pierwszy od dekad w miarę swobodnie poruszać się po większości kraju – dzięki temu mogą zobaczyć swój kraj, pojechać do miejsc, które znali tylko z opowieści albo internetu. Oczywiście rządy talibów pociągają za sobą inne konsekwencje, na przykład ograniczenia nałożone na kobiety.

PAP.PL: Jak wygląda sytuacja w Afganistanie pod rządami talibów? Szczególnie niepokojące są doniesienia dotyczące warunków życia kobiet: wróciły stare prawa, nie mogą podróżować bez męskiej asysty a burka jest dla nich obowiązkowa. 

D.M.: Jak regularnie słyszymy, talibowie co jakiś czas wprowadzają nowe ograniczenia – a to dotyczące samodzielnego poruszania się po kraju, a to edukacji, czy w końcu zakrywania twarzy w miejscach publicznych. Oczywiście nam, z europejskiej perspektywy, wydaje się to szokujące, ale to wszystko nie wzięło się znikąd. Talibowie to głównie Pasztuni, którzy są najbardziej konserwatywnym narodem Afganistanu. Tam, na południu, w Kandaharze i przyległych prowincjach to, że kobiety zajmują się domem i wychodzą na ulicę w nakryciu – ale co najwyżej na zakupy – to standard. Tradycją jest, że Pasztuni poznają swoje małżonki po ślubie. Wszystko jest wcześniej aranżowane przez rodziny. Wesele – na takowe zostałem też zaproszony – to dwie oddzielne ceremonie – jedna dla mężczyzn i oddzielna dla kobiet. Spędziwszy kilka dni u mojego znajomego w Kandaharze, nigdy nie zobaczyłem ani jego żony ani matki. Segregacja płci to element kulturowy i tożsamościowy.
Niestety biedne, niewykształcone rodziny nie widzą sensu wysyłania swoich dzieci do szkół, a w szczególności córek. Te powinny po skończeniu 12 lat wyjść za mąż i opiekować się domem, więc ograniczenia dotyczące edukacji nie zrobiły na tych ludziach żadnego wrażenia. Nie zrobiły też wrażenia na bogatych rodzinach w dużych miastach, które stać na wysłanie córek do prywatnych szkół, gdzie żadne restrykcje nie obowiązują. Talibowie nie są jednak konsekwentni, jeżeli chodzi o egzekwowanie praw, które wprowadzają. Wszystko zależy od tego, gdzie się znajdziemy. W związku z tym nie do końca wiadomo jeszcze, jak na przykład będzie wyglądało w rzeczywistości egzekwowanie nakazu zasłania twarzy przez kobiety…

PAP.PL: Afganistan to kraj, którego historia rozpoczyna się w III tysiącleciu p.n.e. W jakim stanie są miejsca historyczne?

D.M.: Czy wiesz, że na przykład miasto Kandahar założył Aleksander Wielki i do dziś są tam pozostałości jego cytadeli? W mieście Bamian dotrzemy do miejsca, gdzie w skałach stały kiedyś przez wieki olbrzymie posągi Buddy (wysadzone przez talibów w 2001 roku). Dziś można wejść do środka jaskiń, w których mieszkali i modlili się dawni mieszkańcy tych rejonów. Całe miasto Herat jest pełne zabytków – jest cytadela, niebieski meczet i świątynie sufi. W centrum każdego miasta znajduje się bazar, gdzie można kupić w zasadzie wszystko, ale nos przyciągną orientalne przyprawy, a oczy pracownie rzemieślnicze, gdzie ręcznie wyrabia się różne rzeczy codziennego użytku. Oczywiście atrakcją samą w sobie jest afgańska kuchnia – na pewno jedna z najlepszych w Azji Centralnej, nieporównywalnie lepsza od kuchni perskiej. Oprócz wszechobecnych kebabów, wszędzie dostaniemy palaw, czyli ryż z mięsem, warzywami i przyprawami czy moje ulubione pierożki mantu.
Do każdego dania serwowane są chlebki naan. Wszędzie też będziemy poczęstowani herbatą – najczęściej zieloną i mocno słodzoną.
 
PAP.PL: Kulturalnym centrum i zarazem stolicą Afganistanu jest Kabul – miasto położone w górach Hindukusz. Opowiedz o jego „perełkach”, zwyczajach i mieszkańcach?

D.M.: Jak każda stolica, Kabul rządzi się swoimi prawami. To afgańska metropolia – są miejsca historyczne, piękne meczety, stare bazary i slumsy, ale też nowoczesne dzielnice – niemal takie, jakie znamy z europejskich dużych miast. Bardzo ciężko o prostą charakterystykę tego miasta. Na pewno jest bardzo chaotyczne i strasznie zanieczyszczone. Równocześnie bardzo zróżnicowane pod względem etnicznym – zobaczyć można tam bardzo różne twarze i stroje. Największe wrażenie zrobiły tam na mnie ogrody założone przez Babura, legendarnego władcę Azji Centralnej, niebieski meczet, w którego pobliżu – na cmentarzu – dzieciaki w porze monsunowej puszczają latawce, bazar ptasi oraz Chicken Street, która w latach 70. XX wieku była ulubioną miejscówką hipisów, a gdzie dziś można kupić rzemiosło i pamiątki.
 
PAP.PL: Zanim wyruszyłeś do Afganistanu, byłeś w Iraku. Jak wspominasz tamtą podróż?

D.M.: Pamiętam lekcję geografii z podstawówki, kiedy nauczycielka opowiadała o rzekach Tygrysie i Eufracie – wtedy wydawało się to takie surrealistyczne. Nigdy nie myślałem, że kiedyś tam pojadę… W ostatnich latach bardzo chciałem odwiedzić arabską część Iraku, ale nie było to łatwe. Mam w domu stary przewodnik wydany przez Lonely Planet na początku lat 90., w których napisane jest, że już wtedy ciężko było wjechać do tego kraju ze względu na toczące się wojny. Kiedy pojawiła się możliwość wyjazdu, a było to zaraz po wizycie papieża Franciszka w marcu 2021 roku, od razu się spakowałem i ruszyłem w drogę. Prawdopodobnie byłem pierwszym Polakiem, który pojechał do Iraku po wprowadzeniu wiz turystycznych. Zmiana ta była też dużym szokiem dla samych Irakijczyków, bo kraj na pewno nie był – a może wciąż nie jest – gotowy na turystów.

PAP.PL: Jeżeli już ktoś jeździł do Iraku w ostatnich latach to byli to głównie żołnierze z USA i Europy...

D.M.: No i oczywiście ci, którzy chcieli dołączyć do bojowników tzw. Państwa Islamskiego. A więc przyjezdni „z Zachodu” raczej nie kojarzyli się Irakijczykom zbyt dobrze. Wiele osób nie rozumiało, co ja właściwie robię w tym kraju i ta nieufność była widoczna niemal na każdym kroku. Dopiero po zdobyciu zaufania i uświadomieniu ludziom, że nie mam złych intencji otwierali się przede mną i byli gotowi opowiadać o różnych aspektach swojego życia. Niestety ostatnie dekady w Iraku były ciężkie, co oczywiście rzutuje na mentalność mieszkańców. Tym bardziej byłem zaskoczony, że część ludzi – szczególnie młodych – widzi jednak jakąś szansę dla siebie w tym kraju. Byli też dumni ze swojej bogatej historii i zabytków.

PAP.PL: W końcu Irak to kolebka cywilizacji. Są tam historyczne miejsca, takie jak Bagdad, Babilon czy starożytne miasto Ur.

D.M.:  Wciąż jednak brakuje typowej infrastruktury, która umożliwiałaby proste podróżowanie po Iraku. Dla większości osób podróż po Iraku zacznie się od stolicy. Chociaż Bagdad został założony w VII wieku, niewiele ostało się stricte historycznych miejsc w stolicy, oprócz pięknie odrestaurowanego pałacu Abbasydów. Niezwykła jest kolekcja artefaktów zgromadzona w Muzeum Narodowym. Warto przejść się po ulicy księgarzy czy wstąpić do tradycyjnej irackiej kawiarni. Symbolem miasta są dwie zielone kopuły, czyli pomnik męczenników.
Wspomniany Babilon to dziś stanowisko archeologiczne, które mieści się we współczesnym mieście Al-Hilla. Większość obiektów starożytnego miasta Mezopotamii to oczywiście rekonstrukcje, bo oryginalne budynki znajdują się głęboko pod piachem pustyni, ale całość i tak robi ogromne wrażenie. Moim wielkim marzeniem było zobaczyć minaret z IX wieku n.e. i meczet al-Askaruch w Samarze – o mały włos, a wojsko by mnie tam nie wpuściło... Dobrze też wspominam wyprawę po rozlewiskach Eufratu, gdzie mieszkają Arabowie błotni i wyprawę do starożytnego miasta Ur, czyli miejsca, skąd miał pochodzić Abraham – postać ważna dla wszystkich religii monoteistycznych, a gdzie dziś można zobaczyć ziggurat odrestaurowany za czasów Saddama Husajna. Ciekawe są też dwa święta miasta szyitów, czyli Karbala i Nadżaf.

PAP.PL: Przywozisz jakieś pamiątki z podróży?

D.M.: Kiedyś zbierałem magnesy. Teraz jeżdżę prawie zawsze z kamerą, żeby udokumentować to, co widzę. To jest czasami dodatkowe utrudnienie, ale równocześnie coś, co przynosi wiele satysfakcji. Filmy są dla mnie lepszą pamiątką niż pocztówka, magnes czy kubek. Wiem, że są osoby, które je obejrzą, ale absolutnie nie kręcę ich na siłę, a przede wszystkim respektuję zasady miejsca, do którego jadę i ludzi, których spotykam.

Rozmawiała: Magdalena Jaroszewicz (PAP.PL)

mj/

Afganistan, fot. Dawid Mikoś, masaperlowa.pl

Bamian, fot. Dawid Mikoś, masaperlowa.pl

manti, fot. Dawid Mikoś, masaperlowa.pl
Ur, fot. Dawid Mikoś, masaperlowa.pl

Irak. Bagdad, fot. Dawid Mikoś, masaperlowa.pl

Irak. Bagdad, fot. Dawid Mikoś, masaperlowa.pl

Irak. Babilon, fot. Dawid Mikoś, masaperlowa.pl

Irak. Babilon, fot. Dawid Mikoś, masaperlowa.pl