Switłana, starszy porucznik SZU: na polu walki udowodniłam, że kobieta jest warta tyle samo, co mężczyzna
Na polu walki udowodniłam, że kobieta na wojnie warta jest tyle samo, co mężczyzna - mówi PAP 38-letnia Switłana, starszy porucznik Sił Zbrojnych Ukrainy, która walczy obecnie na wschodzie Ukrainy, a do armii wstąpiła w przełomowym dla kraju roku 2014. "Brałam udział w protestach na Majdanie, więc gdy Rosjanie zaatakowali mój kraj, wstąpienie do armii było logiczną kontynuacją mojego zaangażowania" – tłumaczy kobieta.
Switłana podkreśla, że ze względów bezpieczeństwa nie może zdradzać szczegółów swojej lokalizacji oraz działań, w które jest zaangażowana. "To też przynosi pecha" – dodaje. Zapytana o pełnioną w wojsku funkcję odpowiada, że jej zadaniem jest "utrącanie rosyjskich głów", sugerując wyszkolenie snajperskie.
"Armia zdecydowanie nie jest miejscem wyłącznie dla mężczyzn"
"Całe nasze społeczeństwo jest równe i dotyczy to również wojska" – mówi. "Nigdy nie postrzegałam tego miejsca jako męskie. A nawet jeśli któryś z moich kolegów podważał wartość kobiety na wojnie, na polu bitwy udowodniłam mu, że nie miał racji" – zaznacza.
"Nie widzę też żadnych różnic w traktowaniu kobiet i mężczyzn. Na wojnie różnice jak płeć czy wiek znikają. Wystarczy kilka dni oraz doświadczeń i wszyscy stajemy się rodziną" – mówi Switłana. "Nigdy nie czułam się dyskryminowana, ale przyznam, że otrzymuję bardzo dużo uwagi i troski; tę różnicę z pewnością zauważam" – śmieje się Tatiana, 26-letnia pielęgniarka będącą członkinią tego samego oddziału, co Switłana. "Czuję się chroniona; mężczyźni zawsze starają się mi pomóc i pokazać, że są gentlemanami" – dodaje.
Obie podkreślają, że w walkach nie biorą udziału wyłącznie żeńskie oddziały, a same nie są jedynymi kobietami służącymi w stacjonującej na wschodzie Ukrainy jednostce.
Zgadzają się co do szoku, jakiego doznały podczas „najnowszej odsłony trwającej od 2014 roku rosyjskiej wojny”. „Myślałam, że warunki trwającej na wschodzie Ukrainy od 2014 roku wojny były złe, ale teraz wiem, że to dziś znajduję się w prawdziwym piekle" – mówi Switłana. „Najgorszy jest widok i zapach krwi; oczywiście nie jest to nowością ani zaskoczeniem na wojnie, ale naprawdę nie spodziewałam się aż takiej skali zjawiska” – dodaje Tatiana.
26-latka wstąpiła do Wojsk Obrony Terytorialnej Ukrainy trzeciego dnia inwazji, w ramach formacji brała aktywny udział w walkach w rodzinnym obwodzie kijowskim. Medykiem polowym została, gdy w późniejszej fazie wojny oficjalnie stała się częścią Sił Zbrojnych Ukrainy. „Nie mogę niestety powiedzieć, ilu z nas ginie, ale liczby te są przerażające i stale potrzebujemy nowych żołnierzy” - mówi.
"Ukraina nadal znajduje się w pierwszej fazie wojny”
Zdaniem 38-latki Ukraina nadal znajduje się w „pierwszej fazie wojny”. „Myślę, że druga przyjdzie w zimę i obawiam się, że Rosjanie – gdy nie uda im się nas pokonać - zaczną używać taktycznej broni atomowej; nadal jesteśmy dopiero na początku, a walki mogą się ciągnąć latami” – ocenia Switłana.
Komentując motywację żołnierzy, zauważa, że takiego oddania nie widziała od początku swojej ośmioletniej kariery wojskowej. „Wrogowie natomiast tej motywacji mają niewiele; gdy Ukrainiec idzie na śmierć, wie, że ginie w obronie swojej rodziny, swojego domu” – wskazuje.
Obie walczące na froncie kobiety podkreślają, że po wygranej wojnie planują pozostać w armii. „Po zwycięstwie chcę kupić pub, żeby przez miesiąc świętować wygraną; każdy będzie mógł tam przyjść i za darmo wypić za nasze zwycięstwo” – żartuje Switłana. „Zostanę w wojsku, ale chcę też utworzyć organizację szkolącą kobiety w walce; przygotować je tak, jak swoje kobiety przygotowuje Izrael, bo zagrożenie nigdy nie zniknie i już zawsze będziemy musieli być gotowi” – dodaje.
Tatiana przyznaje, że po powrocie z wojny chciałaby poświęcić się „typowo kobiecym zajęciom”. „Chcę urodzić i wychować kilku Ukraińców” – mówi. „Ale zanim do tego dojdzie, moim największym marzeniem jest wzięcie udziału w odbiciu obwodu chersońskiego, gdzie pod rosyjską okupacją żyją moi rodzice” – dodaje.
Wiele kobiet nadal stara się o włączenie do ukraińskiej armii
„Do wojska próbowałam dołączyć już w lutym, ale wówczas szukano wyłącznie ludzi z doświadczeniem bojowym” – wspomina 30-letnia Olga. „Nie mieli wtedy ani czasu, ani środków, żeby szkolić niedoświadczonych chętnych” – tłumaczy.
Mówi, że zgodnie z radą, którą usłyszała w urzędzie wojskowym, zapisała się na kurs medycyny polowej. Kolejną próbę dostania się na front podjęła w lipcu. „Zrobili mi testy medyczne, żeby sprawdzić, czy się nadaję, i wpisali na listę chętnych do mobilizacji” – opowiada rozmówczyni PAP.
„W sierpniu poszłam tam ponownie, ale powiedziano mi, że potrzebują jedynie medyków i profesjonalistów, ponieważ nadal nie mają czasu i instruktorów do prowadzenia szkoleń dla cywili” – dodaje.
30-latka zaznacza, że w urzędzie poznała wiele kobiet, które również starają się o włączenie do armii. „Tak jak one wszystkie, ja również chcę być wojownikiem, a nie ofiarą” – wyjaśnia.
Autor: Jakub Bawołek (PAP)
mmi/