
Podczas ogłoszenia wyroku sędzia SO Marek Urbaniak poinformował, że oskarżony będzie mógł skorzystać z warunkowego zwolnienia odbywania kary nie wcześniej, niż po odbyciu 12 lat więzienia. "Na rzecz syna zmarłego sąd zasądził 150 tys. tytułem zadośćuczynienia" - ogłosił.
Ustne motywy wyroku przedstawiła sędzia sprawozdawca Anna Zawiślak. Powiedziała, że materiał dowodowy w sprawie był obszerny i niezwykle skomplikowany.
Do tragicznego zdarzenia doszło 15 stycznia 2017 roku na dworcu PKS w Kaliszu. 27-letni wówczas Adrian Sz. wyszedł rano z domu, w którym mieszkał ze swoją matką. Na ulicy wyrzucił portfel i klucze od mieszkania, a za pozostawione pieniądze kupił nóż. Następnie udał się na dworzec. Podszedł do odgarniającego śnieg pracownika dworca 59-letniego Krzysztof M. Zaszedł go od tyłu, bez ostrzeżenia zadał mu dwa ciosy nożem w szyję i plecy. Jeden z nich okazał się śmiertelny. Ranny mężczyzna zmarł po przewiezieniu do szpitala.
Adriana Sz. zatrzymano na miejscu zbrodni. Nie stawiał oporu i nie próbował uciekać. Funkcjonariuszom powiedział, że jest chory na schizofrenię; zabić kazały mu głosy, które słyszał.
W trakcie pobytu w areszcie Sz. przeszedł obserwację psychiatryczną, która miała wykazać, czy w momencie popełnienia zbrodni był poczytalny i jaki był motyw jego działania. Biegli psychiatrzy stwierdzili, że poczytalność oskarżonego w chwili zdarzenia nie była ograniczona ani zniesiona.
W sądzie oskarżony powiedział, że zdarzenia nie pamięta i żałuje tego, co się stało.
Zdaniem matki oskarżonego jej syn zabił, ponieważ jest chory. Kobieta w swoich zeznaniach podkreślała, że syna wychowywała z szacunkiem do ludzi. Problemy zdrowotne mężczyzny – według relacji matki - pojawiły się w lutym 2016 roku. Wtedy zrezygnował z pracy za granicą, gdzie opiekował się starszymi osobami i wrócił do Polski. W Kaliszu przez jakiś czas pracował w biurze rachunkowym. "Skarżył się, że słyszy głosy, których się boi. Znikał z domu na kilka godzin i nie pamiętał, co w tym czasie robił. Zaczął zachowywać się w sposób nienormalny. Mówił, że będzie uczył się hebrajskiego, zapalał świeczki w domu" - zeznała.
Na skutek jej próśb – jak powiedziała kobieta – "syn poszedł do lekarza, który stwierdził, że ma depresję i dał skierowanie do szpitala". Lekarz przyjmujący odmówił umieszczenia mężczyzny w szpitalu psychiatrycznym. Dopiero przy kolejnej wizycie na wyraźne żądanie kobiety przyjęto go do szpitala na kilka tygodni.
Na potrzeby procesu oskarżony został poddany badaniom psychiatrycznym. Biegli stwierdzili, że ma osobowość schizoidalną, jednak nie jest chory na schizofrenię. "Jego zachowanie świadczy o tym, że epatuje swoją chorobą, ma wyuczone stereotypowe informacje do przekazywania innym, że jest chory, co miało uwiarygodnić jego zachowanie" – powiedział prokurator Adam Handke.
Podczas śledztwa nie udało się jednak poznać motywu działania Adriana Sz. Dlatego zachowanie oskarżonego – jak powiedział prokurator - może dowodzić, że zrobił to, "bo chciał poczuć się panem życia lub przeżyć odczucia związane z odbieraniem komuś życia".
Według oskarżyciela mężczyzna "był świadomy niedogodności swojej psychiki, a mówienie o głosach, które kazały mu to zrobić, biegli odczytali jako zespół manipulacji". Prokurator zażądał 25 lat więzienia.
Adwokat oskarżonego Arkadiusz Jaskuła mówił, że u jego klienta zdiagnozowano guza mózgu, co mogło mieć wpływ na jego zachowanie. Dodał, że lekarze z aresztu śledczego stwierdzili u niego schizofrenię paranoidalną. Dlatego wniósł o umorzenie postępowania argumentując, że "są podstawy, żeby sądzić, że oskarżony jest niepoczytalny".
Sędzia Marek Bajger wymierzył oskarżonemu karę 25 lat więzienia. Podczas uzasadnienia wyroku powiedział, że motywem zabójstwa nie jest choroba. "Działanie oskarżonego miało charakter logiki przestępczej, a nie chorego człowieka" – stwierdził.
Od wyroku odwołali się obrońca skazanego i prokurator.
Według prokuratora sąd popełnił błąd w ustaleniach motywu, który kierował oskarżonym. Jego zdaniem oskarżony działał z motywacją wskazującą na szczególne potępienie.
Z kolei obrońca stwierdził, że są podstawy, żeby sądzić, że jest on niepoczytalny. Zakwestionował rezultaty badań biegłych, którzy uznali, że nie ma potrzeby dłuższej obserwacji psychiatrycznej. Zawnioskował o przeprowadzenie dodatkowych badań psychiatrycznych.
Sąd Apelacyjny w Łodzi uznał argumenty obu stron i sprawa wróciła do Kalisza.
Proces został wznowiony w listopadzie 2018 r. Sprawa trafiła do sędziego, który zmarł. Dlatego trzeba było na nowo otworzyć przewód sądowy.
Podczas wznowionego procesu oskarżony odmówił składania zeznań. Na pytanie sądu stwierdził krótko: "Nie pamiętam. Nie potwierdzam i nie zaprzeczam".
Tym razem oskarżony został poddany badaniom przez dwa niezależne zespoły biegłych lekarzy różnych specjalności - psychiatrów, psychologów i neurologów.
Po ponownym rozpoznaniu sprawy prokurator we wnioskach końcowych wniósł o wymierzenie kary dożywotniego pozbawienia wolności, zmiany kwalifikacji czynu i przyjęcie dodatkowo, że oskarżony działał z motywacją wskazującą na szczególne potępienie. Obrońca oskarżonego zawnioskował o najmniejszy wymiar kary, czyli 8 lat więzienia.
Sąd wymierzył karę 15 lat więzienia, niższą o 10 lat w odniesieniu do pierwszego wyroku.
"Biegli – akcentując niezwykle trudny diagnostycznie przypadek – przyjęli, że oskarżony w chwili czynu miał zachowaną zdolność zrozumienia swojego działania, ale możliwość pokierowania postępowaniem była ograniczona, lecz nie w stopniu znacznym" – powiedziała sędzia sprawozdawca podczas uzasadnienia wyroku.
W świetle obowiązujących przepisów – jak wyjaśniła - oskarżonego należy traktować jako osobę poczytalną, co w konsekwencji prowadzi do konieczności wymierzenia mu kary zgodnie z obowiązującymi przepisami, które przewidują za omawiany czyn karę więzienia od 8 do 15 lat lub w uzasadnionych okolicznościach kary 25 lat więzienia lub dożywocia.
"W ocenie sądu podniesione okoliczności związane z istnieniem zaburzeń u oskarżonego w połączeniu z dotychczasową niekaralnością i dobrą opinią w miejscu zamieszkania musiało wpłynąć na ostateczny wymiar kary. Tło chorobowe, jakkolwiek nie tyle istotne, aby mówić o zniesieniu czy ograniczeniu poczytalności, jako niezawinione przez sprawcę, nie dało sądowi, przy dotychczasowym trybie życia i braku konfliktu z prawem do wymierzenia mu jednej z tzw. kar eliminacyjnych przewidzianych dla sprawców głęboko zdemoralizowanych, wchodzących w liczne konflikty z prawem" – powiedziała sędzia Zawiślak.
Dodała, że "sąd nie podzielił zaprezentowanego dopiero na obecnym etapie postępowania stanowiska prokuratury, by można było oskarżonemu przypisać działanie w warunkach motywacji zasługującej na szczególne potępienie, skoro w toku śledztwa nie udało się jednoznacznie ustalić motywu działania" – oświadczyła sędzia. Wyrok jest nieprawomocny.(PAP)
Autorka: Ewa Bąkowska
js/ an/