Szpiedzy z paszportami dyplomatycznymi i zabójcy. „Spiegel”: na Zachodzie żyją dziesiątki tysięcy rosyjskich agentów

2022-09-30 07:11 aktualizacja: 2022-09-30, 17:27
Flaga Rosji. Fot. ANDREJ CUKIC PAP/EPA
Flaga Rosji. Fot. ANDREJ CUKIC PAP/EPA
Rosyjscy agenci od lat atakują Zachód – szpiegują polityków, infiltrują ich systemy komputerowe, przeprowadzają operacje sabotażowe, a nawet dopuszczają się zabójstw osób, uznanych za wrogów Moskwy. Niemcy bardzo późno dostrzegły to niebezpieczeństwo – analizuje portal niemieckiego tygodnika „Spiegel”.

Jak pisze "Spiegel" rosyjscy szpiedzy, nazywani „nielegalnymi” lub „śpiochami”, to najczęściej mężczyźni i kobiety o dokładnie spreparowanych życiorysach, którzy od lat żyją spokojnie na Zachodzie, mocno zintegrowani z lokalnymi społecznościami. Dziesiątki z nich żyją w krajach zachodnich jeszcze od czasów sowieckich.

„Nielegalni” tworzą sieć agentów, pracujących dla Moskwy na całym świecie: szpiegują, sabotują, a nawet mordują.

„To tajni bojownicy w szeroko zakrojonej ofensywie przeciwko Zachodowi. Służby wywiadowcze Putina wpływają na partie polityczne, manipulują wyborami, kontrolują kanały społecznościowe, organizują protesty na Zachodzie za pomocą dezinformacji. Infiltrują sieci komputerowe zachodnich polityków, włamują się do wrażliwych obiektów. Ich celem jest sianie niepokoju i podziałów” – wylicza „Spiegel”, podkreślając, że niewielu innych światowych przywódców wzmocniło zasoby agentów tajnych służb w takim stopniu, jak Putin, sam będący byłym oficerem KGB.

„Spiegel”: na Zachodzie żyją dziesiątki tysięcy osób, pracujących dla rosyjskich służb wywiadowczych FSB, SWR czy wojskowego GRU

Jak szacuje „Spiegel”, na Zachodzie żyją „dziesiątki tysięcy osób”, pracujących dla rosyjskich służb wywiadowczych FSB, SWR czy wojskowego GRU.

„To walka o władzę, wpływy, surowce i pieniądze. Niemcy, najpotężniejsza gospodarczo demokracja Europy, są jednym z głównych celów Moskwy” – podkreśla „Spiegel”, zauważając, że przez lata działania kontrwywiadowcze Niemiec były osłabione, a „przywódcy polityczni kraju dopiero powoli wybudzają się z trwającego dziesięciolecia snu”.

„Wraz z rosyjską agresją przeciwko Ukrainie, groźba rosyjskiego szpiegostwa, kampanii dezinformacyjnych i cyberataków nabrała innego wymiaru” – przyznaje szefowa MSW Nancy Faeser (SPD). Jak zauważa "Spiegel", „wojna cyfrowa rozpoczęła się, zanim Rosja wystrzeliła swoje pierwsze pociski”.

„Reakcja Niemiec na rosyjskie szpiegostwo przypomina ich podejście do rosyjskiego importu gazu ziemnego. Podczas gdy państwa Europy Wschodniej, USA i Wielka Brytania ostrzegały od lat o operacjach, prowadzonych przez rosyjskie służby wywiadowcze, rządy w Berlinie, Paryżu i Rzymie wolały przymknąć oczy na nadciągającą burzę” – pisze „Spiegel”.

Jak dodaje gazeta, od czasu upadku muru berlińskiego w Niemczech zauważalna była „chęć przyjaźni z Rosją”. Po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 roku federalna agencja wywiadowcza BND zamknęła nawet swoje operacje kontrwywiadowcze, uważając, że „Niemcy powinny teraz skupić swoją uwagę na nowym typie wroga”, czyli walce z terroryzmem islamskim. Kontrwywiad uznano za „przeżytek zimnej wojny”.

„Spiegiel”: na początku tego roku zachodnie służby wywiadowcze szacowały, że w samych Niemczech nadal działa ponad 150 rosyjskich szpiegów

Jednak rosyjski aparat wywiadowczy istniał i miał się dobrze. Według ustaleń „Spiegla”, dla GRU i SWR może pracować nawet 70 „nielegalnych”. Znacznie liczniejszą grupę agentów stanowią pracownicy ambasad i konsulatów Federacji Rosyjskiej za granicą. Uważa się, że dla SWR pracuje ok. 3 tys. takich „dyplomatów”, a dla GRU - ok. tysiąca. Na początku tego roku zachodnie służby wywiadowcze szacowały, że w samych Niemczech nadal działa ponad 150 rosyjskich szpiegów, posiadających akredytację dyplomatyczną.

Celem grup hakerskich, finansowanych przez Rosję, od lat pozostawali niemieccy politycy. W 2015 roku jedna z grup wsławiła się atakiem na Bundestag, kradnąc dane od kilku parlamentarzystów, w tym z biura parlamentarnego ówczesnej kanclerz Angeli Merkel. W 2018 roku udało im się włamać do mocno zabezpieczonej sieci niemieckiego MSZ.

„Cyberwojownicy Moskwy stosują różne techniki. Stosują wyrafinowane metody, takie jak kradzież danych i ich dyskretną analizę. Bardziej brutalne podejście polega na publikowaniu skradzionych danych w internecie, aby wszyscy mogli je poznać” – pisze „Spiegel”. Inne grupy hakerskie specjalizują się na prowadzeniu kampanii oszczerstw, rozpowszechnianiu fałszywych newsów i sianiu dezinformacji. Jednak z takich grup to Ghostwriter, za którą stoi GRU, który za cel obrał niemieckich polityków wysokiego szczebla.

„Ukryty atak Putina na Zachód odbywa się na różnych poziomach: są to hakerzy sponsorowani przez państwo, szpiedzy z paszportami dyplomatycznymi, agenci i zabójcy” – zauważa „Spiegel", podkreślając, że „Niemcy zbyt długo ignorowały ten problem, a teraz deficyty są trudne do nadrobienia”. W niemieckim kontrwywiadzie pod koniec zimnej wojny pracowało ok. 400 osób. Do 2014 roku liczba ta zmniejszyła się prawie o połowę, „pomimo licznych ostrzeżeń ekspertów ds. bezpieczeństwa” – dodaje „Spiegel”.

Zależność od rosyjskiego gazu ziemnego i ropy naftowej, a także duża nadzieja, że powiązania gospodarcze doprowadzą do zmian politycznych w Rosji, przez lata utrudniało Niemcom reagowanie na oczywistą wrogość – konkluduje „Spiegel”. Niemcy zmieniły swoje podejście wobec Rosji dopiero w odpowiedzi na inwazję w Ukrainie, wcześniej tylko sporadycznie wydalając osoby podejrzane o szpiegostwo.(PAP)

dsk/