Problematyczne picie zwiększa ryzyko samobójstwa

2022-11-05 11:17 aktualizacja: 2022-11-05, 14:38
Fot. Pixabay jarmoluk (zdjęcie ilustracyjne)
Fot. Pixabay jarmoluk (zdjęcie ilustracyjne)
Alkohol może zwiększać zagrożenie samobójstwem lub samookaleczeniem - potwierdza brytyjskie badanie. Od samej ilości wypitego alkoholu większe znaczenie ma jednak to, jak bardzo zaburza on codzienne życie.

Naukowcy z University College London przestrzegają, że konsekwencją regularnego, stwarzającego problemy picia może być nawet samookaleczenie lub samobójcza śmierć.

W badaniu opisanym na łamach magazynu „BJPsych Open” nie znaleźli oni wyraźnej zależności między tymi zdarzeniami a konkretną ilością spożywanego alkoholu. Wykryli jednak silną korelację z tym, jak bardzo picie zaburza czyjeś funkcjonowanie w różnych sferach życia.

Odkryliśmy, że ryzyko samobójstwa lub samookaleczenia nie zależy tylko od tego, jak dużo ktoś pije, ale raczej od tego, czy dana osoba wykazuje objawy picia problematycznego. Spożywanie alkoholu może nie stanowić tutaj problemu samo w sobie, ale może nim być sposób, w jaki wpływa na życie” - mówi Sarah Ledden, współautorka badania.

Wzięło w nim udział prawie 15 tys. osób reprezentatywnych dla ogólnej angielskiej populacji, które odpowiadały na pytania m.in. o spożycie alkoholu, wcześniejsze próby i myśli samobójcze oraz wyrządzanie sobie krzywdy.

Z ryzykiem samobójstwa i samookaleczenia najsilniej wiązały się obawy innych osób o picie danego człowieka. Osoby, których rodzina, przyjaciele i koledzy wyrażali niepokój związany z ich piciem, były aż trzykrotnie bardziej zagrożone próbą samobójczą w ciągu minionych dwóch lat, niż te, których bliscy takich obaw nie mieli. Miały przy tym o połowę większe ryzyko myśli samobójczych i półtora raza wyższe zagrożenie samookaleczeniem.

Takie zależności wyłoniły się już po uwzględnieniu czynników towarzyszących, w tym innych problemów psychicznych, wcześniejszego używania narkotyków czy wieku.

Uczestnicy z objawami uzależnienia także byli bardziej zagrożeni. Wśród takich objawów można wymienić np. niezdolność do zaprzestania picia, nieumiejętność sprostania codziennym wymaganiom życia czy przymus sięgnięcia po alkohol po upiciu się poprzedniego dnia.

Ryzyko było również wyższe u ludzi, którzy zgłaszali szkodliwe skutki spożywania alkoholu, takie jak problemy z pamięcią, urazy ciała, czy nawet związane z piciem poczucie winy.

Sama ilość alkoholu nie miała w ogólnym ujęciu dużego znaczenia - liczyło się to, jak dany poziom konsumpcji wpływał na konkretną osobę.

Wyjątkiem były osoby pijące najwięcej, które statystycznie również były silniej narażone.

Badanie nie określało niestety zależności przyczynowo-skutkowych, ale według naukowców mogą one zachodzić w obie strony, tzn. problematyczne picie może być również skutkiem wcześniejszych kłopotów psychicznych.

„W naszym badaniu odkryliśmy, że nadużywanie alkoholu, szczególnie, jeśli zaburza czyjeś codzienne funkcjonowanie, może być czynnikiem ryzyka samobójstw i samookaleczeń, na który można wpływać. Zatem pomaganie ludziom uzależnionym od alkoholu może obniżyć ryzyko samobójstw - mówi Sarah Ledden. - Ludzie powinni zdawać sobie sprawę, że jeśli martwią się czyimś piciem, może to być znak, że psychiczne zdrowie tej osoby jest w bardzo złym stanie i może być ona zagrożona samobójstwem lub zrobieniem sobie innej krzywdy” - dodaje.

Naukowcy podkreślają także rolę lekarzy, którzy na pacjentów wykazujących oznaki problematycznego picia powinni zwracać szczególną uwagę, zadając nieosądzające, odpowiednio delikatnie sformułowane pytania.

„Osoby nadużywające alkoholu otrzymują w razie kryzysu inną pomoc, niż wolne od tego problemu. Kluczowe jest jednak, aby nie były one wyłączane z interwencji terapeutycznych, które zapobiegają szkodzeniu sobie. Do pomocy kryzysowej musimy pilnie włączyć działania minimalizujące ryzyko krzywdzenia siebie, pomagające przy problemach alkoholowych oraz zwiększające bezpieczeństwo. Musimy być pewni, że osoby walczące z problemem alkoholowym nie są zapomniane” - podkreśla nieuczestnicząca w badaniu dr Emily Finch z Royal College of Psychiatrists.

Więcej informacji: cambridge.org

Autor: Marek Matacz

mj/