O PAP.pl

PAP.pl to portal PAP - największej agencji informacyjnej w Polsce, która zbiera, opracowuje i przekazuje obiektywne i wszechstronne informacje z kraju i zagranicy. W portalu użytkownik może przeczytać wybór najważniejszych depesz, wzbogaconych o zdjęcia i wideo.

Wykładowca uczelni w Chersoniu: ukrywałem się przed Rosjanami pół roku

"Moje nazwisko było na rosyjskich listach poszukiwanych za proukraińskie poglądy, dlatego ostatnie pół roku spędziłem w podziemiu, ukrywając się przed aresztowaniem" – opowiada PAP wykładowca jednej z uczelni w Chersoniu.

Fot. PAP/EPA/HANNIBAL HANSCHKE
Fot. PAP/EPA/HANNIBAL HANSCHKE

„Wczoraj po raz pierwszy od pół roku przenocowałem we własnym domu. Bez światła, bez wody, ale u siebie” – cieszy się mężczyzna, który przedstawia się fałszywym imieniem Roman i prosi, by nie ujawniać jego tożsamości. Jego rodzice nadal mieszkają na terytoriach, które znajdują się pod rosyjską okupacją.

Rosjanie zajęli Chersoń na południu Ukrainy na początku marca. W początkowym okresie okupacji nie zajmowali się szkołami ani uczelniami. Zmieniło się to, gdy do miasta wkroczyła Rosgwardia, jedna ze służb bezpieczeństwa wewnętrznego Rosji.

„Kiedy do Chersonia wjechała Rosgwardia, nie wpuszczono nas do pracy. Na dachach uczelni rozmieszczono snajperów i ulokowano tam sztab” – relacjonuje Roman.

„Za jakiś tydzień zostałem wezwany przez szefa sztabu, rosyjskiego generała, którego nazwiska nie zapamiętałem. Powiedział mi, że słyszał, że jestem ukraińskim nacjonalistą. Pytał, dlaczego rozmawiam z nim po ukraińsku, interesował się, dlaczego używam terminu druga wojna światowa, a nie wielka wojna ojczyźniana. Było to śmieszne” – mówi.

"Nacjonalistom strzelamy najpierw w kolana, a potem w głowę"

„Ten generał chciał mnie chyba przestraszyć, bo powiedział: my nacjonalistom strzelamy najpierw w kolana, a potem w głowę. Odpowiedziałem, że nie jestem nacjonalistą, tylko patriotą swego kraju” – wspomina.

Potem Roman wzywany był przez Rosjan na przesłuchania jeszcze kilka razy. „Zawsze dzwonili i pytali, czy przyjdę sam, czy mają po mnie przyjechać. Przychodziłem sam, żeby uniknąć kłopotów” – opowiada.

Na jednym z przesłuchań rosyjscy żołnierze sprawdzili jego telefon i odkryli w nim nazwisko ukraińskiego wojskowego.

Więcej

Remont zniszczonych domów w Ukrainie. Fot. Anton Zabielskyi / PAH
Remont zniszczonych domów w Ukrainie. Fot. Anton Zabielskyi / PAH

W Ukrainie trwa remont zniszczonych przez ataki rakietowe domów [WIDEO]

„Ostro się wtedy do mnie przyczepili, ale włączyłem tryb inteligenta, nauczyciela i przekonałem ich, że nie mam żadnych związków z ukraińską armią. Sądzę, że uratowało mnie to, że wiedzieli, jakie mam wykształcenie i gdzie pracowałem. W żaden sposób nie byłem związany z armią. W końcu po kilku godzinach mnie wypuścili” – wzdycha mężczyzna.

Po tym incydencie wykładowca zdecydował się odesłać z miasta żonę i dzieci. Wyjechali oni z Chersonia z transportem Czerwonego Krzyża. Roman również chciał przedostać się na tereny kontrolowane przez Ukrainę, jednak bał się, czy Rosjanie go wypuszczą.

„W czerwcu ktoś mi doniósł, że Rosjanie poszukują mnie, bo niby wykonywałem zadania specjalne ukraińskich nacjonalistów. Właśnie wtedy zdecydowałem, że przechodzę w głębokie podziemie” – opowiada.

Roman ukrył się w domu znajomych na przedmieściach. Mieszkał w zaniedbanym pomieszczeniu gospodarczym, na którego drzwiach cały czas wisiała kłódka.

"Uratowała mnie kłódka na drzwiach"

„Dwa razy na podwórko tego domu wchodziły rosyjskie patrole, ale do mojej szopy nie zaglądali. Sądzę, że uratowała mnie ta kłódka na drzwiach. Oni nie myśleli, że ktoś może tam mieszkać” – mówi.

Zdaniem wykładowcy Rosjanie dobrze przygotowali się przed wkroczeniem do Chersonia. „Oni mieli listy wszystkich ukraińskich aktywistów w mieście. Dostali je od kolaborantów, prorosyjskich mieszkańców Chersonia. Rosjanie znali moją datę i miejsce urodzenia, moją historię pracy, wiedzieli o wszystkich moich zameldowaniach i wymeldowaniach. Wiedzieli o mnie prawie wszystko” – podkreśla.

Roman twierdzi, że mieszkańcy Chersonia opierali się rosyjskiej okupacji, jak tylko mogli. Zbojkotowali referendum o przyłączeniu miasta do Rosji, niszczyli rosyjskie plakaty propagandowe, zamalowywali napisy w języku rosyjskim i umieszczali na murach ukraińskie napisy.

„Włożyli tutaj duże pieniądze. Przywieźli nawet farbę na graffiti; ich ludzie malowali hasła propagandowe, a nasi je zamalowywali. Rosjanie stawiali bilbordy, które były konsekwentnie niszczone” – opowiada.

„Moje grono bliskich znajomych to około 50 osób. Każdy z nich to kolejne 50 znajomych. Nikt z nich nie poszedł na referendum. Nikt z nich nie przyjął rosyjskiego paszportu. To podnosiło nas na duchu w czasie okupacji” – wyznaje.

Znajomi rozmówcy PAP nie godzili się także na pracę w zakładach, które przejęli okupanci. „Jeszcze w październiku kolaboranci dzwonili po ludziach i proponowali pracę. Nikt z moich znajomych jej nie przyjął” – chwali się.

Roman ujawnia, że podczas okupacji tworzył listy kolaborantów, o których wiedział sam, lub o których mówili mu jego przyjaciele. „Po wyzwoleniu przekazałem te listy Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy” – podsumowuje w rozmowie z PAP.

Z Chersonia Jarosław Junko (PAP)

mmi/

Zobacz także

  • Wołodymyr Zełenski Fot. PAP/EPA/REMKO DE WAAL
    Wołodymyr Zełenski Fot. PAP/EPA/REMKO DE WAAL

    Zełenski chce szerszych konsultacji z europejskimi sojusznikami po rozmowach z USA

  • Władimir Putin Fot. PAP/EPA/ALEXANDER KAZAKOV/SPUTNIK/KREMLIN / POOL
    Władimir Putin Fot. PAP/EPA/ALEXANDER KAZAKOV/SPUTNIK/KREMLIN / POOL

    Doradca Putina: propozycje Europy i Ukrainy nie zwiększają szans na pokój

  • Wołodymyr Zełenski Fot. PAP/Leszek Szymański
    Wołodymyr Zełenski Fot. PAP/Leszek Szymański
    Specjalnie dla PAP

    Zełenski: gdybyśmy byli nieostrożni, moglibyśmy doprowadzić do zrujnowania sojuszu z Polską

  • Flaga Ukrainy i flaga Unii Europejskiej. Fot. PAP/EPA/STEPHANIE LECOCQ
    Flaga Ukrainy i flaga Unii Europejskiej. Fot. PAP/EPA/STEPHANIE LECOCQ

    Jak będzie wyglądać wspólna unijna pożyczka na rzecz Ukrainy

Serwisy ogólnodostępne PAP