
Waldemar "Tato" Dąbrowski, założyciel Ośrodka Readaptacyjnego "Mateusz", spoczął w poniedziałek 13 marca na cmentarzu św. Jerzego w Toruniu. Od lat pomagał osobom, które wyszły z więzienia bądź chcą wyjść z nałogu. Stworzył dla nich prawdziwy dom i dał kolejną szansę. Umarł w Dzień Kobiet w wieku 64 lat.
Dąbrowskiego w Toruniu znali wszyscy. Był człowiekiem-instytucją. Doświadczony przez los, przez lata zmagający się z problemem alkoholowym były hokeista, wyszedł na prostą i wyciągnął 15 lat temu rękę do osób, od których odwróciła się większość społeczeństwa.
Wdowa: jedyną zmianą, którą wprowadzę, będzie to, że nie będzie stowarzyszenia 'Mateusz', które wszyscy znają, a będzie Fundacja im. Waldemara Dąbrowskiego
"Waldek mnie wiele uczył. Tłumaczył, co można, a czego nie można. Jak rozmawiać i w jaki sposób nie rozmawiać z osobami mieszkającymi w 'Mateuszu'. Wolą mojego męża było to, aby jego idea nie umarła razem z nim, aby to, co on stworzył, było krok po kroku konsekwentnie realizowane w przyszłości. Jedyną zmianą, którą wprowadzę, będzie to, że nie będzie stowarzyszenia 'Mateusz', które wszyscy znają, a będzie Fundacja im. Waldemara Dąbrowskiego" - powiedziała w rozmowie z PAP wdowa po Dąbrowskim.
Anna zapewniła, że wolą jej męża było to, aby w domu "Mateusz" nie było opiekuna pracującego od 8 do 16, ale był ktoś, kto będzie tam cały czas, do kogo w każdej chwili mogą się zwrócić mieszkańcy. "Będę robiła to samo. Wprowadzę się do 'Mateusza'. Nie wprowadzę się do mieszkania Waldka, bo jest to dla mnie zbyt trudne. Jego mieszkanie pozostanie w takiej formie, w jakiej zostało: wisząca bluza, leżące na kanapie spodnie" - mówiła ze wzruszeniem w głosie.
Dodała, że jej mąż (wzięli ślub w grudniu) zawsze walczył o to, aby był "Mateusz" istniał. "Ja też będę walczyła. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem kobietą, od wielu z tych osób młodszą, ale Sławek Sikora z filmu 'Dług' powiedział po śmierci mojego męża, że Waldek wiedział, kogo postawić na swoje miejsce, bo jestem w jego ocenie 'babą z jajami'. Mam nadzieję, że rzeczywiście okaże się, że tak jest" - wskazała.
Niepewność dotycząca dalszego funkcjonowania ośrodka "Mateusz" jest jednak bardzo duża. Rzecznik prasowy toruńskiej prokuratury Andrzej Kukawski powiedział PAP, że zawiadomienie ws. rzekomych nieprawidłowości w Ośrodku Readaptacji "Mateusz" wpłynęło w ubiegłym tygodniu do prokuratury.
"Zarejestrowaliśmy to zawiadomienie. Dotyczy ono podrobienia podpisów osób związanych z działalnością tego stowarzyszenia. Chodzi o artykuł 270 Kk, czyli fałsz materialny" - powiedział Kukawski. Prokuratura rozpoznaje sprawę. Przestępstwo podrobienia dokumentów zagrożone jest karą pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Fakt złożenie zawiadomienia do prokuratury potwierdził PAP i Polskiemu Radiu PiK skarbnik stowarzyszenia Ryszard Zjawiński.
Zjawiński: złożyłem zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa
"Złożyłem zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. (...) Chodzi o to, że zostały sfałszowane podpisy oraz dokumenty dotyczące walnego zebrania" - poinformował Zjawiński.
W złożonym przez niego zawiadomieniu wskazano, że "walne zgromadzenie członków stowarzyszenia nie odbyło się w sposób prawnie skuteczny, a co więcej — nie odbyło się wcale". "Symptomatyczne jest jednocześnie, że jedyną osobą mającą odnieść realną korzyść ze wskazanych wyżej zmian była wyłącznie Anna Dąbrowska" - wskazano w zawiadomieniu.
Zjawiński powiedział PAP, że w styczniu nie miało miejsca żadne walne zgromadzenie stowarzyszenia, więc nie mogło dojść do powołania Anny Dąbrowskiej na członka zarządu. W protokole zebrania znajduje się punkt porządku obrad o powołaniu jej na członka zarządu stowarzyszenia. "W dalszym ciągu pani Anna nie jest żadnym prezesem stowarzyszenia" - powiedział Zjawiński.
Dąbrowska wskazuje, że nie ma nic wspólnego z rzekomym podrobieniem podpisów. "Nie chcę się wypowiadać w tej sprawie. Pan Zjawiński jest jedynym członkiem zarządu stowarzyszenia, który twierdzi, że walne zebranie i podpisy złożone pod nim nie odbyły się w sposób prawidłowy. W dodatku członkiem stowarzyszenia zaczęłam być 7 marca, na co są dokumenty potwierdzające z Krajowego Rejestru Sądowego. W związku z powyższym nie miałam nic wspólnego z sytuacją ze stycznia. Bardzo żałuję, że są osoby, które nie dają mi przeżyć w sposób normalny żałoby po mężu" - dodała.
Inni członkowie stowarzyszenia Andrzej Ruciński, Jacek Kiełpiński i Jacek Beszczyński powiedzieli w rozmowie z PAP, że nie uczestniczyli w styczniu w walnym zgromadzeniu i nie podpisywali wówczas dokumentów dotyczących "Mateusza".
Członkowie stowarzyszenie wskazują, że w najbliższych dniach analizowane będą kolejne kroki w tej sprawie. Zamierzają o podjętych decyzjach informować opinię publiczną. (PAP)
Autor: Tomasz Więcławski
dsk/