Dr Beata Górka-Winter: NATO powraca do swojej zasadniczej misji, czyli obrony terytorium traktatowego

2023-07-07 09:24 aktualizacja: 2023-07-07, 09:43
Prezydent Litwy Gitanas Nauseda i sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg przed spotkaniem w Wilnie, fot. PAP/Valdemar Doveiko
Prezydent Litwy Gitanas Nauseda i sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg przed spotkaniem w Wilnie, fot. PAP/Valdemar Doveiko
Szczyt NATO w Wilnie potwierdzi powrót Sojuszu do pierwotnej roli obrony terytorium; nie przyniesie decyzji o członkostwie Szwecji ani ustaleń dotyczących wstąpienia Ukrainy – przewiduje dr Beata Górka-Winter z Uniwersytetu Warszawskiego.

"Na szczycie nie da się ustalić – na co były ogromne nadzieje – członkostwa Ukrainy w NATO" – powiedziała PAP wykładowczyni wydziału nauk politycznych i studiów międzynarodowych UW. "Nie ma tutaj zgody wszystkich państw członkowskich, a przede wszystkim nie ma zgody Stanów Zjednoczonych. Wyraził to bardzo dobitnie prezydent Joe Biden, który powiedział już jakiś czas temu, że Ukraina musi spełnić wszelkie kryteria i nie będzie dla niej wyjątku" – dodała.

"Ukraina pokazała przez ostatnie półtora roku, że umie ochronić swoje terytorium – pozostaje ono pod kontrolą rządu w Kijowie mimo bardzo agresywnej ofensywy rosyjskiej, jednak Sojusz najwyraźniej nie chce i nie może stworzyć precedensu, w którym przyjęto by kraj, który nie ma uregulowanej kwestii granic" – powiedziała analityczka.

Przypomniała, że państwa bałtyckie przed wejściem do NATO musiały podpisać z Rosją układy graniczne, by zakończyć spory polityczne, które trwały, nie przyjmując jednak charakteru wojskowego. Dodała, że brak uregulowanych granic Ukrainy wydaje się główną przeszkodą, by ten kraj przyjąć do NATO, co "stoi w sprzeczności z dążeniami Polski i generalnie wschodniej flanki NATO, które uznają, że Ukraina już powinna się znaleźć w NATO, co byłoby dla niej lepszym zabezpieczeniem na przyszłość". "Pojawia się wiele analiz wskazujących, że gdyby Ukraina już była członkiem NATO, dziś nie mielibyśmy obecnego konfliktu; byłyby przygotowane plany obronne, które pozwoliłyby Sojuszowi przyjść Ukrainie z pomocą znacznie efektywniej niż to się dzieje obecnie, bez takich planów" – zauważyła.

Zwróciła uwagę, że niedawno ukazała się informacja, że "NATO przyjmie najbardziej szczegółowe plany obronne od 1991 roku, od rozpadu Związku Radzieckiego". "To pokazuje, że jest kontynuacja szczytów; warto wspomnieć nie tylko spotkanie w Madrycie, ale i w Warszawie, które wyznaczyło kierunek działania Sojuszu, koncentrując go na wschodniej i południowej flance, a nie tylko na kwestiach terroryzmu, które dominowały natowską agendę przez prawie dwie dekady" – przypomniała. Według niej te ustalenia i zapowiedzi wskazują, że Sojusz powraca do swojej zasadniczej misji – obrony terytorium traktatowego.

Zwróciła uwagę, że "poza szczytem mamy ważne deklaracje państw członkowskich – nową strategię bezpieczeństwa Niemiec i wzrost wydatków obronnych do 2 proc. PKB od przyszłego roku, rozmieszczenie dodatkowych sił na Litwie; deklaracje, że niemieckie wojsko będzie wzmacniane tak, aby mogło ono obronić nie tylko Niemcy, ale w razie czego być dyslokowane na terytorium mniejszych państw w Sojuszu". To – jak powiedziała – "jasna deklaracja, że Niemcy porzucają politykę zaniedbywania swoich struktur obronnych, będą dążyły do tego, aby pomagać nie tylko sobie, ale również sojusznikom".

Ekspertka uważa, że sojusznicy powinni podkreślić konieczność większych inwestycji w ochronę infrastruktury krytycznej. "Mamy porozumienie norwesko-brytyjskie z ostatnich tygodni o wspólnych działaniach na rzecz ochrony podwodnych kabli – to wynik wybuchu Nord Stream - ale też ochrony farm wiatrowych. Widać więc, że bezpieczeństwo energetyczne także jest ważnym elementem działań Sojszu, podobnie jak cyberbezpieczeństwo oraz zwalczanie rosyjskiej i białoruskiej dezinformacji".

"Kwestia Białorusi, zwłaszcza po przeniesieniu się najemników Wagnera, na pewno znajdzie się wśród tematów szczytu. Polska już zadeklarowała wzmocnienie swojej granicy. Widać, że ta kwestia pozostaje dość istotna nie tylko dla Polski i Litwy, również sekretarz generalny wyraził ostatnio przekonanie, że będzie to przedmiotem dyskusji" – zaznaczyła.

Odniosła się do omawianego na ubiegłorocznym szczycie wielonarodowych wzmocnienia grup bojowych, które w razie potrzeby miałyby być rozbudowywane z batalionów do brygad. "Państwom położonym na wschodniej flance najbardziej zależy, żeby obecność wojsk dyslokowanych z innych państw, które chcą wesprzeć wschodnią flankę, miała charakter stałej rotacji. Żeby nie były to decyzje podejmowane wyłącznie na dany moment, lecz ustalenia obowiązujące na co najmniej najbliższa dekadę. Przy stałej obecności trzeba brać pod uwagę również członków rodzin żołnierzy, co wymaga rozbudowy infrastruktury mieszkaniowej, to bardzo kosztowne inwestycje" – powiedziała.

Dodała, że rozstrzygnięcia dotyczące liczby żołnierzy i czasowego bądź stałego charakteru ich stacjonowania, to kwestia negocjacji między państwami, które o taką obecność występują, i tymi, które deklarują rozlokowanie swoich żołnierzy.

Zdaniem Górki-Winter na rozmowy podczas szczytu będą miały wpływ wewnętrzne problemy w krajach członkowskich, w tym niepokoje we Francji i sytuacja gospodarcza Niemiec, a "wiele analiz wskazuje ostatnio, że Niemcy trochę gorzej radzą sobie niż do tej pory". "Ze strony Francji może się pojawić wyraźne żądanie, by sojusznicy koncentrowali się nie tylko na flance wschodniej – choć dziś dominujące zagrożenie jest właśnie tutaj – ale też by silniej chronić flankę południowa, gdzie istotna pozostaje kwestia nielegalnej imigracji" – oceniła.

"Obawiam się, że blokada członkostwa Szwecji przedłuży się także poza ten szczyt. Wybory w Turcji mogły wiele zmienić, ale prezydent Recep Tayip Erdogan pozostał. Nie mamy zmiany władzy w Turcji, a co za tym idzie nie mamy zmiany stanowiska. To, czego głównie domaga się Turcja – ekstradycja członków PKK – to zawiłe kwestie prawne, które wymagają czasu i decyzji sądu. Nie jest to problem, który można rozwiązać w ciągu kilku tygodni, dlatego wydaje mi się, że ta kwestia się przedłuży" – powiedziała.

"Nie mówiąc o tym, że mamy zupełnie kwestię zupełnie abstrakcyjnego oporu, który stawiają Węgry. Dzisiaj nie da już wytłumaczyć niczym innym jak personalną zażyłością Orbana i Putina" – oceniła.

Podkreśliła, że postawę Węgier tłumaczono ich energetycznym uzależnieniem, "jednak Węgry, gdyby chciały, mogłyby być na drodze do uniezależnienia się i prawdopodobnie na niej są". "A mimo wszystko Węgry wysyłają bardzo jednoznaczne sygnały, że nie uważają Putina za zbrodniarza wojennego, kwestionują brutalność tej wojny i winę Rosji, co jest już w Sojuszu niespotykane, a polityczna jedność, którą Sojusz demonstruje na zewnątrz, jest jego największą wartością" – zaznaczyła.(PAP)

 

autor: Jakub Borowski

 

sm/