8 lat temu zmarł Adam Hanuszkiewicz - największy prowokator polskiego teatru
Jego inscenizacja "Balladyny" przeszła do historii dzięki temu, że po scenie jeździły motocykle. Ale widzowie zawdzięczają Adamiowi Hanuszkiewiczowi znacznie więcej nowatorskich realizacji klasycznych sztuk, nie tylko polskich. 8 grudnia mija osiem lat od śmierci artysty.
Adam Hanuszkiewicz karierę na scenie zaczynał jako aktor, jednak potem zajął się reżyserią. I na tym polu odniósł największe sukcesy. Przez wiele lat był dyrektorem znanych scen - Teatru Powszechnego, Teatru Narodowego, Teatru Nowego. Nie wszyscy pamiętają, że to Hanuszkiewicz był współtwórcą i głównym reżyserem Teatru Telewizji. Dla telewizyjnej widowni wyreżyserował m.in.: „Zemstę” (1961) i „Trzy po trzy” (1977) Aleksandra Fredry, „Beniowskiego” Juliusza Słowackiego (1966), „Ich czworo” Gabrieli Zapolskiej (1967) i „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza. Wystawiał również za granicą, w teatrach w Finlandii, Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii.
Pracujący z nim aktorzy, podkreślali, że Hanuszkiewicz o 10 - 20 lat wyprzedzał swoją epokę. Najlepszym przykładem była "Balladyna" Słowackiego, wystawiona przez niego w 1974 roku na scenie Teatru Narodowego. Czegoś takiego publiczność jeszcze nie widziała. Znakiem firmowym tej inscenizacji stały się japońskie motocykle marki Honda. Reklamowane jako atrakcja już na długo przed premierą spektaklu, wzbudzały ogromną ciekawość widzów. Po premierze już było wiadomo, po co te były potrzebne... Okazało się, że jeżdżą na nich, po specjalnie wybudowanym, sięgającym balkonu pierwszego piętra torze, aktorzy: grająca Goplanę Bożena Dykiel, Mieczysław Hryniewicz w roli Skierki i wcielający się w Chochlika Wiktor Zborowski. Wszyscy chcieli zobaczyć spektakl, popisy aktorów, a popularny felietonista Stanisław Wiechecki (Wiech) napisał, że tor przypomina „ścianę śmierci.
Talent Hanuszkiewicza cenili aktorzy. Bożena Dykiel o swojej wieloletniej współpracy z nim mówiła PAP: "To był fantastyczny reżyser z niesamowitą wyobraźnią. Umiał tworzyć teatr. U niego nic nie było nudne. W oryginalny sposób pokazywał polską klasykę. Za każdym razem niesamowicie wybiegał do przodu" - mówiła aktorka.
Dykiel wspominała także realizację "Balladyny": "Trafiłam na jego najlepsze lata w Teatrze Narodowym. Adam Hanuszkiewicz niesamowicie pracował z aktorem. Pamiętam, jak robiliśmy +Balladynę+ i posadził nasze postaci na motorach. Myśleliśmy, że to będzie klapa. Okazało się, że zagraliśmy ponad 500 spektakli z zawsze pełną widownią. To było coś niesamowitego" - mówiła Dykiel.
Z kolei Daniel Olbrychski wspominał, że Hanuszkiewicz uczył go "chodzić wierszem po scenie", gdy, zanim zagrał Hamleta, wystąpił jeszcze w "Ślubach panieńskich" Fredry. To go nauczyło rozumienia wiersza...
Artur Barciś wspominał za to moment, gdy Hanuszkiewicz podał mu pomocną dłoń. "Na początku stanu wojennego, gdy straciłem pracę w teatrze, on zaangażował mnie w samym środku sezonu. To się normalnie nie zdarza. Zawsze byłem mu ogromnie za to wdzięczny" - mówił.
Można powiedzieć, że klasyce teatru Hanuszkiewicz był wierny przez całe życie. W latach 1989-2007 jako dyrektor Teatru Nowego w Warszawie przeniósł na scenę klasyczny repertuar. Wystawił tutaj "Lillę Wenedę" (1995) i "Balladynę" (1996) Słowackiego, "Wesele" Wyspiańskiego (1998), "Ballady i romanse" według Mickiewicza (1998) oraz "Męża i żonę" Fredry (2003). Ostatnim jego spektaklem było kameralne przedstawienie "Gdzie jest pies pogrzebany?" na motywach powieści Marka Haddona (2005). W pamięci widzów Hanuszkiewicz pozostał intelektualnym prowokatorem, który w oryginalny sposób odczytywał znane teksty i umieszczał je we współczesnym kontekście. (PAP Life)
dki/