Przed Ambasadą RP na Ukrainie demonstracje pro-life i pro-choice
Przed Ambasadą RP w Kijowie odbyły się w poniedziałek demonstracje zwolenników ruchu pro-life i pro-choice. Obie grupy zebrały po kilkudziesięcioro uczestników. Aktywistka ruchu Femen przeprowadziła akcję protestu, rozbierając się i skandując: "Siostry do broni".
Jako pierwsi przed polską placówką dyplomatyczną zgromadzili się przedstawiciele ruchu antyaborcyjnego. "Chcemy być głosem dzieci, które nie mogą mówić w swoim imieniu, one chcą żyć" - powiedziała dziennikarzom Jana Nietikowa, współzałożycielka i szefowa organizacji "Za narodziny". "Chcemy podziękować Polsce za to, że zrobiła taki ważny krok, bardzo ryzykowny" - dodała. Według niej jest to "otwarcie drzwi" dla nurtu pro-life.
Z działaczami tej organizacji i korzystającymi z jej pomocy matkami z dziećmi spotkał się ambasador RP Bartosz Cichocki. "Są to osoby w nieporównanie trudniejszej sytuacji niż w Polsce. Wydaje mi się, że sytuacja na Ukrainie, gdzie aborcja jest legalna, gdzie w zeszłym roku według oficjalnych danych przeprowadzono ponad 75 tys. aborcji, powinna przemawiać do wyobraźni tych, którzy oczekują liberalizacji ustawodawstwa aborcyjnego. Tutaj wsparcie państwa dla takich rodzin i ich możliwość przedstawienia swoich opinii w prasie są znacznie mniejsze" - podkreślił w rozmowie z dziennikarzami Cichocki.
"Dzieci to najważniejsze, co jest na świecie" - oznajmiła Łarysa z Berdyczowa, mama siedmioletniej Złaty. Pytana o to, w jaki sposób ukraińskie państwo pomaga rodzinom z niepełnosprawnymi dziećmi, stwierdziła, że mogą one liczyć tylko na rentę, a poza tym wsparcie otrzymują od organizacji i wolontariuszy.
Po godz. 13 przed ambasadę przybyło kilkadziesiąt osób ze sztandarami organizacji Tradycja i Porządek, określanej przez ukraińskie media jako skrajnie prawicowa. Trzymali m.in. transparent z hasłem "Tak trzymaj, Polsko. Wsparcie od Ukrainy".
Godzinę później po drugiej stronie ulicy rozpoczęła się akcja zwolenników legalizacji aborcji. "Przyszłam tu, ponieważ uważam, że jest to ważne, by solidaryzować się z kobietami w sąsiednim kraju, które są teraz w trudnej sytuacji" - powiedziała PAP 21-letnia Jewdokija.
"Oburza mnie to, co dzieje się w Polsce. Moje koleżanki, moje rodaczki, które tam teraz żyją, nie mogą za siebie decydować, zadecydował za nie rząd" - oznajmiła jedna z organizatorek akcji, która przedstawiła się jako "Bri". Jak dodała, w 2016 roku, kiedy odbyły się pierwsze masowe protesty w Polsce, również była przed Ambasadą RP.
"Wyszłyśmy, by nie tylko wesprzeć koleżanki, ale też pokazać, że nie zgodzimy się na przyjęcie takich przepisów na Ukrainie" - oznajmiła.
Zebrani trzymali transparenty z napisami w języku ukraińskim, polskim i angielskim. "Solidarni z Polkami", "Wybór, nie zakaz", "Decyzja należy do kobiety" - można było przeczytać na plakatach.
Przed rozpoczęciem demonstracji przed ogrodzeniem Ambasady RP aktywistka ruchu Femen przeprowadziła jednoosobową akcję protestu, rozbierając się i skandując po polsku hasło "Siostry do broni!" Na jej ciele były napisy: "Moje ciało, moja sprawa", "Siostry do broni". Kobieta została zatrzymana przez policję. Jak podkreślono na stronie organizacji, Femen wyszedł na protest przed Ambasadę na znak solidarności z polskimi kobietami w ramach ich prawa decydowania o własnym ciele.
Z Kijowa Natalia Dziurdzińska (PAP)