PiS ma więcej wspólnego z Bidenem czy z Trumpem? Ocena politologa
PiS paradoksalnie ma więcej wspólnego z Joe Bidenem niż Donaldem Trumpem, bo poległo przez rosnącą inflację oraz uważało, że oskarżanie poprzedników to broń, która wystarczy do utrzymania się przy władzy - powiedział PAP socjolog prof. Jarosław Flis.
Na pytanie czy zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA może "dać wiatr w żagle" polskiej prawicy prof. Flis powiedział, że PiS ewidentnie nabrało pewności siebie co z jednej strony jest atutem, ale też problemem, kiedy ma się "parę rzeczy do skorygowania".
Szukając ewentualnej korelacji między wygraną Trumpa a potencjalnego kandydata PiS-u w przyszłorocznych wyborach prezydenckich ocenił, że główna różnica polega na tym, że Republikanin przegrał wybory w 2020 r. a PiS w zeszłym, przez co pamięć o tym i dwukadencyjnych rządach ugrupowania nadal jest silna.
"Paradoksalnie PiS ma więcej wspólnego z Joe Bidenem niż Trumpem, bo tak samo jak ten pierwszy, poległo przez inflację i przez to, że poziom życia ludzi zaczął się obniżać. Druga rzecz która łączy go z Bidenem to to, że uważał, że oskarżanie poprzedników jest Wunderwaffe i wystarczy do utrzymania się przy władzy" - powiedział prof. Flis.
Politolog ocenił, że uzasadnione są skojarzenia co do podobieństwa oskarżeń ze strony Demokratów, że "Trump jest faszystą" i "für Deutschland" polityków PiS względem Donalda Tuska.
"Pytanie czy Trump wygrał dlatego, że bredził, czy pomimo tego, że bredził. To jest fundamentalny problem a odpowiedź nie jest oczywista. Być może można powiedzieć, że z Trumpem mógł wygrać każdy, ale Demokraci wystawili Harris" - ironizował prof. Flis podkreślając, że należy uważać na wyciąganie fałszywych wniosków co było przyczyną porażki czy sukcesu.
Zdaniem politologa Trump skorzystał na momencie, w którym z jednej strony wysoka inflacja a z drugiej zmęczenie wojną w Ukrainie, której Biden nie potrafił zakończyć, wpłynęły na zachowanie wyborców. Jednocześnie zauważył, że nie wiadomo co wydarzy się do wyborów prezydenckich w Polsce w kontekście wojny, albo np. wyborów w Niemczech i jak to wpłynie na sytuację u nas.
Prof. Flis zauważył, że w czasie ostatnich czterech wyborów prezydenckich w Polsce zawsze wydarzało się coś, co w fundamentalny sposób zmieniało ich przebieg i sprawiało, że nie dało się przewidzieć tego, kto będzie w drugiej turze. W 2005 r. to upadek Lewicy i rezygnacja Włodzimierza Cimoszewicza z kandydowania, w 2010 r. katastrofa Smoleńska, w 2015 r. "gambit" Pawła Kukiza", a w 2020 r. Covid-19 i wejście Szymona Hołowni do polityki.(PAP)
Rozmawiał Adrian Kowarzyk
amk/ mok/ ktl/ ał/