Pożar przetwórni drobiu na Kaszubach. Trwają poszukiwania strażaka [ZDJĘCIA]
Wciąż trwają poszukiwania strażaka ochotnika, który podczas akcji gaśniczej pożaru zakładu przetwórstwa drobiowego w Kawlach, spadł do wnętrza zadymionej hali. Wierzymy, że znajdziemy go żywego - poinformował zastępca komendanta głównego PSP nadbryg. Grzegorz Szyszko.
Pożar wybuchł w środę po południu w akumulatorowni a poddaszu zakładu przetwórstwa drobiu w Kawlach na Kaszubach. Z ogniem walczy kilkadziesiąt zastępów, a w działaniach zaangażowanych jest około 300 strażaków. Do akcji skierowano grupy operacyjne z komend: wojewódzkiej i głównej PSP.
Poszukiwany strażak ochotnik
Wciąż trwają poszukiwania strażaka ochotnika z Sierakowic, który podczas akcji gaśniczej spadł do wnętrza zadymionej hali. Początkowo utrzymywano z nim kontakt głosowy, który się urwał.
Zastępca komendanta głównego PSP nadbryg. Grzegorz Szyszko podkreślił, że prowadzone są intensywne poszukiwania zaginionego ratownika. - W pierwszej fazie działań próbował on rozpoznać to zdarzenie i spadł do wnętrza hali z wysokości około 7-8 metrów. Akcja jest naprawdę trudna, bardzo duża temperatura panowała w środku. Nie ma już zagrożenia, że pożar będzie się rozprzestrzeniał, jednak mamy niewielkie możliwości wprowadzenia strażaków do środka. Robimy wszystko, co w naszej mocy. Wierzymy, że odnajdziemy go żywego - powiedział w czasie konferencji prasowej nadbryg. Szyszko.
Dodał, że na miejsce ściągane są dodatkowe siły i środki. W działaniach bierze udział grupa ratownictwa chemicznego, która monitoruje powietrze i ryzyko uwolnienia niebezpiecznych substancji ze względu na znajdujący się w hali zbiornik z amoniakiem oraz rozprzestrzeniającą się chmurę dymu.
Grupa chemiczna na miejscu
- Spaliło się około dwóch ton amoniaku. Na tę chwilę nie ma zagrożeń. Grupa chemiczna cały czas prowadzi badania skażenia strefy - zaznaczył nadbryg. Szyszko.
Wyjaśnił, że akcja gaśnicza potrwa jeszcze wiele godzin. - Cały czas monitorujemy temperaturę pożaru dronami, kamerami termowizyjnymi. Jeszcze nie jest tak bezpiecznie, żebyśmy mogli swobodnie wprowadzać ratowników do wewnątrz - podkreślił.
Powiedział też, że wszyscy pracownicy, którzy w trakcie wybuchu pożaru przebywali na terenie zakładu, zostali ewakuowani.
Wicewojewoda pomorski Emil Rojek powiedział w czasie briefingu, że przyczyny pożaru będzie wyjaśniała policja. - Każdy z możliwych scenariuszy będzie analizowany - zaznaczył.
Podkreślił też, że sytuacja jest pod kontrolą. - Wszyscy trzymamy kciuki, by druh, który podczas tej niezwykle trudnej akcji ryzykował własnym zdrowiem, został odnaleziony żywy i mógł wrócić do służby – dodał.
Wicewojewoda poinformował też, że na miejscu pracuje pięciu psychologów, gotowych udzielić wsparcia wszystkim osobom poszkodowanym i świadkom zdarzenia.
Sytuacja na miejscu jest trudna
Rzecznik prasowy pomorskiej straży pożarnej st. kpt. Jakub Friedenberger w rozmowie z PAP podkreślił, że sytuacja na miejscu jest trudna. Na miejscu działa sztab dowodzenia na poziomie strategicznym, zorganizowany w samochodzie dowodzenia i łączności. Wyznaczono także punkt przyjęcia sił i środków, punkt medyczny oraz dwa zespoły obsługujące drony.
Z powodu pożaru zamknięta jest droga wojewódzka nr 211 w Gowidlinie. Dla kierowców wyznaczono objazdy: z Gowidlina należy kierować się w stronę Sulęczyna, z Puzdrowa – w kierunku Kościerzyny. Policja apeluje o stosowanie się do poleceń służb biorących udział w działaniach ratowniczo-gaśniczych. (PAP)
anm/ jann/ know/