Protesty nową rzeczywistością w Belgradzie. Poparcie nie słabnie mimo utrudnień
Antyrządowe protesty, które rozpoczęły się w Serbii w listopadzie po tragicznym wypadku w Nowym Sadzie, stały się nową rzeczywistością dla Belgradu i jego mieszkańców. Mimo codziennych blokad wielu ulic poparcie mieszkańców dla prowadzonych przez studentów akcji nie słabnie.
1 listopada 2024 roku o godz. 11.52 zawaliła się część dachu dworca kolejowego w Nowym Sadzie, drugim największym mieście Serbii, zabijając 15 osób. Od tego czasu w kraju regularnie odbywają się demonstracje ściągające na ulice dziesiątki tysięcy ludzi; dotąd zorganizowano je w ponad 240 miejscowościach. Od grudnia za organizację większości protestów odpowiadają serbscy studenci, okupujący też ponad 60 uniwersyteckich wydziałów.
W Belgradzie i innych miastach kraju codziennie o godz. 11.52 grupy ludzi, przede wszystkim studentów i uczniów, wychodzą na ulice i blokują ruch na 15 minut, by uczcić pamięć 15 ofiar wypadku. Domagają się pociągnięcia władz do odpowiedzialności za tragedię, występując pod hasłem "Macie krew na rękach".
"Nie możemy pozwolić, by ludzie zapomnieli, co się stało i co do tego doprowadziło" - powiedziała PAP uczestniczka 15-minutowej blokady. Protestujący zarzucają władzy głęboką korupcję i zaniedbania, które - ich zdaniem - doprowadziły do zawalenia się części dachu dworca. Zaledwie kilka miesięcy przez tragedią budynek został oddany do użytku po kilkuletniej renowacji, za którą odpowiadało chińskie konsorcjum.
"Wspieram studentów i jestem bardzo dumna z naszej młodzieży. Staram się przychodzić na blokady i protesty tak często, jak tylko mogę, bo chcę, żeby nasze dzieci żyły w lepszym kraju. Naprawdę czuję, że to przełomowy moment" - wyznała PAP podczas jednej z blokad ruchu 80-letnia mieszkanka Belgradu.
Szczególnie w głównych punktach stolicy zdarza się, że z powodu wstrzymania ruchu na drogach tworzą się kilkusetmetrowe kolumny czekających samochodów i autobusów miejskich. Mimo utrudnień - poza kilkoma incydentami - po trzech miesiącach blokady są nadal przyjmowane pozytywnie. Pracownicy okolicznych sklepów, salonów fryzjerskich i aptek, nie bacząc na zimno, wychodzą na ulice i dołączają do blokad lub je obserwują.
"Piętnaście minut postoju to nic wielkiego, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę cel tych manifestacji. Do blokad można się przyzwyczaić, ale do rzeczywistości, przeciwko której ci młodzi ludzie występują, przyzwyczajać się nie możemy" - zauważył pasażer jednego z autobusów, które utknęły w korku.
Serbscy studenci regularnie organizują też kilkugodzinne blokady mostów i innych głównych węzłów komunikacyjnych w największych miastach kraju: Belgradzie, Nowym Sadzie, Niszu. Pomagają im rolnicy, którzy przyjeżdżają na miejsce traktorami, wykorzystywanymi do wstrzymywania ruchu.
Akcje ogłaszane są w mediach społecznościowych oraz w przestrzeni publicznej na naklejkach lub graffiti z miejscem i datą. "Liczymy też na przekaz ustny; każdy kogoś zaprosi, kogoś przyprowadzi. Wszyscy przecież od miesięcy rozmawiają niemal wyłącznie o protestach" - zauważyli rozmówcy PAP zajmujący się ich organizacją.
Na protesty w miastach innych niż Belgrad ściągają protestujący z całego kraju. W lutym na demonstracje w Kragujevcu i Nowym Sadzie przybyli m.in. maszerujący przez kilka dni studenci. Po drodze byli witani przez mieszkańców mijanych miast i wsi ciepłym jedzeniem, gorącą herbatą, brawami i fajerwerkami.
Większym demonstracjom, poza 15 minutami ciszy, towarzyszą gry zespołowe, przemówienia, niewielkie koncerty oraz gwizdy, hałas wuwuzeli i okrzyki wymierzone w władzę. Do studentów dołączyli już między innymi - kilkakrotnie organizując też swoje własne protesty - emeryci, rolnicy, adwokaci i aktorzy.
"Ta energia tak łatwo nie zniknie" - powtarzają w rozmowach z PAP uczestnicy blokad i demonstracji.
Z Belgradu Jakub Bawołek (PAP)
jbw/ akl/ ał/