Raport PAP: wybory w USA od lat są priorytetem dla obcych wywiadów
Amerykańskie wybory prezydenckie od lat są priorytetem dla operacji wpływów obcych wywiadów, przede wszystkim rosyjskiego. Ostatnie wybory były zaś polem starań zarówno Rosji, jak i też Chin i Iranu.
➡️ Czytaj więcej o rosyjskich wpływach na wybory
Choć sprawa rosyjskiej ingerencji w amerykańskie wybory 2016 roku jest do dziś nieodmiennie przedstawiana przez Donalda Trumpa jako "szwindel" lub "polowanie na czarownice", sam fakt rosyjskiej operacji wpływu jest niepodważalny a ich efekt - uwidoczniony w podziałach społecznych, podupadającym zaufaniu do mediów - widoczny do dzisiaj. Zarówno społeczność wywiadowcza USA, komisja Izby Reprezentantów ds. wywiadu, jak i śledztwo specjalnego prokuratora Roberta Muellera wykazały, że Kreml prowadził wówczas "szeroko zakrojoną" i "systemową" kampanię mającą faworyzować Trumpa i zaszkodzić jego rywalce, a do tego również wzmocnić podziały społeczne i podważyć wiarę w demokratyczny system.
Maile i WikiLeaks
Głównym elementem ówczesnej kampanii Rosjan było wykradzenie e-maili komitetu Demokratów i opublikowanie ich za pośrednictwem WikiLeaks. Ale działania Kremla były szersze i obejmowały również kontakty z ludźmi z otoczenia Trumpa, kampanię internetowych trolli i botów, a nawet próby - choć mało udane - organizacji protestów i wieców. Rosjanie włamali się też do spisów wyborców, pozyskując cenne w kontekście dane, zaś szef kampanii Trumpa Paul Manafort dzielił się z Rosjanami wewnętrznymi sondażami.
Podobne scenariusze powtarzały się w każdych kolejnych wyborach prezydenckich (a na mniejszą skalę również w wyborach do Kongresu). W 2020 r. Rosjanie wzmacniali przede wszystkim narrację Trumpa o fałszerstwach wyborczych oraz uderzające w jego konkurenta Joe Bidena, m.in. na temat jego działaniom wobec Ukrainy jako wiceprezydenta. Znaczącą rolę w rozprzestrzenianiu materiałów suflowanych przez Rosjan odgrywał wówczas prawnik Trumpa Rudy Giuliani. Społeczność wywiadowcza oceniła ponadto, że próby ingerencji wyborczych podjęły wówczas - głównie za pomocą kampanii w mediach społecznościowych - Iran i Chiny.
Rozpowszechnianie rosyjskiej narracji
Te trzy mocarstwa powtórzyły swoje próby w wyborach 2024 r., lecz to Rosja ponownie odgrywała wiodącą rolę, wykorzystując do tego tzw. deep fake, fikcyjne portale podszywające się pod prawdziwe media, a nawet potajemne płacenie - za pośrednictwem kremlowskiej telewizji RT - konserwatywnym dziennikarzom i influencerom za rozpowszechnianie rosyjskich narracji. Służby na bieżąco informowały m.in. o rozpowszechnianie fikcyjnych oskarżeń kandydata Demokratów na wiceprezydenta Tima Walza o molestowanie seksualne byłej uczennicy czy zmanipulowanych przy pomocy AI materiałów o potrąceniu przez Kamalę Harris 13-latki. Materiały te były podawane dalej w mediach społecznościowych przez bliskich Trumpowi działaczy, w tym kandydata na wiceprezydenta J.D. Vance'a.
Kto pomagał kandydatom?
Biuro Dyrektora Wywiadu Narodowego (ODNI) podawało w raportach, że działania Rosji miały na celu pomoc Donaldowi Trumpowi, Iranu - Kamali Harris, zaś Chiny skupiają się na podsycaniu podziałów i wyborach do Kongresu. Służby oceniały też, że Iran miał zamiar przeprowadzić zamach na Trumpa, a irańscy hakerzy wykradli emaile sztabu Trumpa. W przeciwieństwie do 2016 r., media głównego nurtu nie opublikowały wówczas treści wykradzionych materiałów, a sprawa nie wzbudziła takiego zainteresowania, jak e-maile Hillary Clinton.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
osk/ sp/ know/