Taylor Swift zagrała prywatny koncert dla chorej na raka żony słynnego wrestlera
Jeff Jarrett, legenda wrestlingu, i Taylor Swift – co łączy te dwie postaci? Więcej niż można by przypuszczać. Okazuje się, że ich przyjaźń trwa od lat. W rozmowie z TMZ Sports Jarrett wspomina poruszający moment z 2006 roku, kiedy to 17-letnia Taylor, tuż po wydaniu swojego debiutanckiego albumu, zagrała prywatny koncert dla jego chorej na raka żony.
Jeff Jarrett cofnął się wspomnieniami do świąt Bożego Narodzenia 2006 roku. To właśnie wtedy doszło do prywatnego koncertu, jaki dla jego bliskich zagrała Taylor Swift. Artystka w październiku tego samego roku wydała swoją pierwszą płytę zatytułowaną po prostu „Taylor Swift”. Wówczas mieszkała w jego rodzinnym mieście Hendersonville w stanie Tennessee. Jak opowiedział Jarrett, jego żona Jill była już wtedy bardzo chora (miała raka piersi) i zmarła pięć miesięcy później.
Zaśpiewanie dla żony Jarretta, która niewiele wcześniej usłyszała diagnozę, zasugerował piosenkarce przyjaciel. Pojawiała się więc w domu sportowca, ale musiała pobiec jeszcze na chwilę do siebie, aby przynieść gitarę. To córki Jarretta poprosiły ją o to, by zaśpiewała z jej akompaniamentem. Coś, co miało być niewielkim, prywatnym wydarzeniem, przekształciło się w koncert, któremu przysłuchiwało się około 45 osób.
„Było to wspaniałe doświadczenie. Zaczęła po południu, a finalnie grała około trzech godzin” – opowiedział Jarrett. Znał Swift już dużo wcześniej - wokalistka opiekowała się jego córkami. Teraz, gdy Taylor jest gwiazdą światowego formatu, dalej utrzymuje kontakt z Jarrettami, co wiele znaczy dla jego córek, które nawiązały z nią szczególnie bliską więź po śmierci mamy.
Na koncie Jeffa Jarretta jest ponad 80 tytułów mistrzowskich zdobytych w trakcie występów w różnych amerykańskich federacjach wrestlingu. Od 2018 roku jest członkiem prestiżowej WWE Hall of Fame, a w sierpniu 2022 roku dołączył do federacji AEW, gdzie nie tylko walczy, ale też pełni funkcję dyrektorską. (PAP Life)
kal/ag/ep/