Ekspert: Trump pytał Zełenskiego, jakie ma karty - Ukraina właśnie je odkrywa
W niedzielę Ukraińcy zaatakowali bazy lotnicze w głębi Rosji, a w środę mieli się włamać do systemów biura projektowego Tupolewa i zdobyć dane osób pracujących nad samolotami strategicznymi. Zdaniem Macieja Milczanowskiego, eksperta Fundacji Pułaskiego, dane te wykorzystają na kilka sposobów.
W środę serwis Ukraińska Prawda - powołując się na źródła w ukraińskim wywiadzie wojskowym - poinformował, że służby tego kraju włamały się do systemów biura projektowego Zjednoczonej Kompanii Lotniczej Tupolew, jednej z najważniejszych rosyjskich firm zajmujących się produkcją samolotów strategicznych. Wykradziono dokumenty dotyczące zamówień publicznych, protokoły z zamkniętych spotkań oraz dane umożliwiające identyfikację osób bezpośrednio zaangażowanych w obsługę rosyjskich samolotów strategicznych.
Eksperci, z którymi rozmawiała PAP, są zgodni, że skradzione dane osobowe posłużą do zastraszenia pracowników, a w konsekwencji – próby sparaliżowania pracy Tupolewa.
Gen. Roman Polko, były dowódca Grom, zaznaczył, że gdy pełnił służbę, w jego realizacjach jedynie wykorzystywano „produkty” udostępnione przez służby specjalne. Jednak rozmawiał z uczestnikami II wojny światowej - cichociemnymi, żołnierzami Kedywu, a nawet człowiekiem, który wykonywał wyroki śmierci w imieniu Armii Krajowej. „To brudna gra i od II wojny jej zasady się nie zmieniły. Już sama świadomość, że ukraińskie służby mają tych ludzi na widelcu, może sparaliżować prace tej części przemysłu zbrojeniowego” – podkreślił.
Dr Maciej Milczanowski, ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego również wskazał, że pozyskanie tych danych pozwoli ukraińskim służbom zastraszyć ludzi, którzy budują rosyjski potencjał. „Zresztą nie tylko ich. Udowadniając, że mogą dosięgnąć w zasadzie każdego, ukraińskie służby wpływają na świadomość każdego uczestnika rosyjskiego systemu” – dodał rozmówca PAP.
Ekspert zwrócił uwagę, że te informacje Ukraina będzie chciała wykorzystać także na innych poziomach.
W jego ocenie, to wysłanie w świat sygnału, że służby ukraińskie są w stanie przeprowadzić taką akcję. Niezależnie od tego, ile i jakich danych rzeczywiście udało się wykraść, to z pewnością bardzo wartościowe informacje. „Z tego samego powodu przeprowadzili w niedzielę uderzenia m.in. w bazy w głębokiej Azji – żeby pokazać, że są do tego zdolni” – zauważył Milczanowski.
Zwrócił również uwagę, że Ukraina prawdopodobnie spróbuje tymi danymi handlować. Na jednej szali postawi swoje interesy, a na drugiej – potencjalne zyski USA i dla Europy, która też jest zainteresowana hamowaniem wzrostu rosyjskiego potencjału wojskowego.
W ocenie Milczanowskiego, administracja Donalda Trumpa nie może już nie dostrzegać, jak cenna dla USA jest Ukraina. Uszkodzenie samolotów strategicznych czy też zaburzenie działań biura, w którym się je projektuje, to nie tylko kwestia wojny rosyjsko-ukraińskiej, to wydatne osłabienie rosyjskich możliwości w potencjalnej konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi. Obie te akcje są ze sobą ściśle powiązane. „W Białym Domu Trump pytał Zełenskiego, jakie ma karty. No to Ukraina teraz je odkrywa” – podsumował Maciej Milczanowski.
Tadeusz Iwański, kierownik zespołu ukraińskiego Ośrodka Studiów Wschodnich, zalecił ostrożność w snuciu rozważań, co Ukraina zrobi z wykradzionymi danymi, aż efekty tej akcji zostaną potwierdzone przez inne źródła.
„Ukraińskie służby również są elementem wojny informacyjnej. A w tym przypadku mamy jedno źródło i kontrolowany przeciek do Ukraińskiej Prawdy. Na razie to za mało” – zaznaczył i przypomniał, że w niedzielę ukraińskie służby donosiły o zniszczeniu 41 rosyjskich samolotów, a okazało się, że łączna liczba zniszczonych i uszkodzonych maszyn to 13.
W czwartek wiceszef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Riabkow, odpowiadający w resorcie m.in. za kontrolę nad zbrojeniami, powiedział agencji TASS, że „sprzęt, o którym mowa, jak również stwierdzili przedstawiciele Ministerstwa Obrony, nie został zniszczony, ale uszkodzony. Zostanie odrestaurowany”. (PAP)
gru/ lm/ grg/