Ekspertka: Ukraińcy wypełniają luki na rynku, zatrudniając się tam, gdzie brakuje pracowników
W marcu w polskim internecie nasiliły się antyukraińskie narracje, w tym niezgodne z prawdą twierdzenie, że Ukraińcy odbierają Polakom pracę. Eksperci z którymi rozmawiała PAP wskazują, że Ukraińcy minimalizują problemy na rynku pracy, zatrudniając się w sektorach, gdzie brakuje pracowników.
Z badania Data House Res Futura i SentiOne, opartego na 325 mln publikacji w polskojęzycznych mediach społecznościowych wynika, że antyukraińska retoryka w marcu osiągnęła skalę niespotykaną od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę. W 21 proc. zbadanych publikacji powielana jest fałszywa teza o wypieraniu Polaków przez Ukraińców z rynku pracy.
"Pod koniec ubiegłego roku w ZUS było ubezpieczonych 727 tys. obywateli Ukrainy. Oznacza to, że funkcjonują w naszym systemie emerytalnym i rentowym, a więc płacą wszelkie niezbędne składki. Większość z nich to osoby zatrudnione na etacie i wykonujące pracę na zlecenie. 5 proc. to osoby prowadzące własną pozarolniczą działalność gospodarczą. Od wybuchu wojny Ukraińcy w Polsce zarejestrowali 77,7 tys. jednoosobowych firm. To 12 proc. zakładanych w Polsce jednoosobowych działalności gospodarczych. Wskaźnik aktywności zawodowej dotyczy 70 proc. Ukraińców – zarówno tych, którzy przybyli do Polski po rosyjskiej agresji, jak i wcześniej – w celach zarobkowych" – wymieniła w rozmowie z PAP Katarzyna Dębkowska, kierowniczka zespołu foresightu gospodarczego w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Jak przekonywała ekspertka, mamy niską stopę bezrobocia, więc trudno mówić, że Ukraińcy zabierają Polakom pracę. "Przy tak niskiej stopie zapotrzebowanie na pracowników wciąż jest znaczne".
W jakich zawodach są zatrudnieni Ukraińcy w Polsce?
Rozmówczyni PAP wskazała, że Ukraińcy pracują głównie w zawodach wymagających niższych kwalifikacji. Ze względu na barierę językową czy nieuznawalność dyplomów w Polsce, nie mogą wykonywać pracy zgodnej ze swoimi kompetencjami. Często więc pracują poniżej swoich kwalifikacji. Głównie w przetwórstwie przemysłowym (30 proc.), transporcie i w magazynach (18 proc.), usługach, jak na przykład sprzątanie oraz w budownictwie.
"Z przeprowadzonych przez nas na początku tego miesiąca badań wynika, że właśnie budownictwo oraz transport-spedycja-logistyka to sektory, w których poszukuje się pracowników, ale chętnych za bardzo nie ma" – tłumaczyła PAP Katarzyna Dębkowska i dodała: "pamiętajmy, że przed wybuchem wojny (pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 r. - PAP) budownictwo było sektorem głównie zaopatrywanym przez Ukraińców. Po jej rozpoczęciu to się zmieniło, bo część mężczyzn narodowości ukraińskiej wyjechała z Polski, a trudno, żeby kobiety odnajdowały się w tej branży".
W jej ocenie na rynku pracy nie ma konkurencji między Polakami a Ukraińcami. Ci ostatni po prostu znajdują pracę w branżach, w których pojawia się zapotrzebowanie na pracowników. Polscy pracownicy, jej zdaniem, nie są też wypierani przez Ukraińców w zawodach wymagających wysokich kwalifikacji: "jeśli chodzi o pracowników wykwalifikowanych i zawody deficytowe, to cudzoziemcy nam tego nie zapełniają. Obecnie zaledwie 3 proc. pozwoleń na legalną pracę w Polsce dotyczy zawodów wymagających wysokich kwalifikacji" – podkreśliła ekspertka.
Jaki jest deficyt zatrudnienia w Polsce?
Podobne obserwacje ma Jurij Grigorenko, główny analityk międzynarodowej agencji zatrudnienia Gremi Personal: "jako człowiekowi, który zawodowo zajmuje się rynkiem pracy, zarzut, że 'Ukraińcy zabierają Polakom pracę', wydaje mi się śmieszny. Przecież już nie starczy Ukraińców, żeby wypełnić luki w poszczególnych sektorach. Świadczy o tym stale rosnąca liczba osób z Azji czy Ameryki Południowej znajdujących zatrudnienie w Polsce".
Jak tłumaczył Grigorenko, deficyt zatrudnienia nie jest zauważany wszędzie i po równo. Głównie dotyczy lokalizacji oddalonych od większych ośrodków miejskich oraz zajęć o charakterze sezonowym. "Sektor agrarny po rozpoczęciu wojny mocno ucierpiał, bo Ukraińcy, którzy przyjeżdżali do Polski jako pracownicy sezonowi, przekwalifikowali się i podjęli pracę o charakterze całorocznym. Branża potrzebowała trochę czasu, żeby się przestawić na pracowników z Azji, głównie Nepalu i Bangladeszu. Zanim to nastąpiło, miała poważny problem" – zauważył.
Czy Ukraińcy zarabiają mniej od Polaków?
Oboje rozmówcy PAP są zgodni, że nieprawdziwe jest również przekonanie, jakoby polscy przedsiębiorcy chętniej zatrudniali Ukraińców, ponieważ mogą im płacić mniej.
Jak zauważyła Dębkowska, z danych rzeczywiście wynika, że mediana wynagrodzeń Ukraińców oscyluje w granicach naszego wynagrodzenia minimalnego – tak wynika z kwot na wnioskach legalizujących zatrudnienie. Jednak należy pamiętać, że na tych wnioskach wskazywana jest stawka minimalna, a w rzeczywistości pracodawca może płacić pracownikom z Ukrainy wyższe wynagrodzenia. "Z przeprowadzonych przez nas badań odnośnie do zatrudnienia cudzoziemców wynika, że pracodawcy jednoznacznie stwierdzają, że chcą zatrudniać takiego pracownika, który ma wystarczające kompetencje, żeby pracować w danym zawodzie; narodowość dla większości z nich nie miała znaczenia" – wyjaśniła ekspert PIE i zaznaczyła, że nie ma badań, z których wynikałoby, że zarobki obywateli Ukrainy są znacząco niższe niż Polaków. Poza tym stawka minimalna jest jednakowa dla wszystkich.
Jurij Grigorenko przekonywał, że sytuacja, w której pracodawcy mogli płacić Ukraińcom mniej, minęła już kilka lat temu. „Ukraińcy żyjący w Polsce mają takie same koszty życia jak Polacy, a większość z nich wynajmuje mieszkania. Każdy pracodawca ma określony budżet płacowy na dane stanowisko, który ustala tak, aby zachęcić pracownika o odpowiednich kwalifikacjach, a zrazem zbytnio nie przepłacić" – zauważył rozmówca PAP, dodając, że wielokrotnie przekonał się, iż gdyby polski przedsiębiorca miał do wyboru dwóch pracowników o identycznych kwalifikacjach – jednego Polaka, a drugiego obcokrajowca – wybierze Polaka.
Jaka będzie przyszłość rynku pracy w Polsce?
Eksperci nie żywią również obaw o to, że problem ten wystąpi w przyszłości.
"Kolizja na rynku pracy nam nie grozi. Wskazuje na to choćby sytuacja demograficzna. Jest nas coraz mniej, coraz większą część społeczeństwa stanowią osoby w wieku poprodukcyjnym. W tej sytuacji cudzoziemcy mogą być naszym wsparciem, a nie zagrożeniem. Dotyczy to również zawodów wymagających wysokich kwalifikacji. Zamiast obawiać się konkurencji obcokrajowców, warto zastanowić się, w jaki sposób sprawić, żeby wysoko wykwalifikowani pracownicy byli skłonni podjąć pracę u nas, a nie w innych krajach zachodnich. Tamtejszy rynek pracy w dużej mierze korzysta z zasobów z państw spoza UE. Na przykład szczególnie pożądani są pracownicy w sektorze usług medycznych, co ma ścisły związek ze starzeniem się społeczeństwa" – przekonywała Katarzyna Dębkowska.
Bardzo podobnie postrzegał to Jurij Grigorenko: "co roku z rynku pracy w Polsce znika 200 tys. zatrudnionych. Jednocześnie liczba ofert pracy rośnie. W pewnym stopniu wolumen tych potrzeb jest ograniczany przez postępującą cyfryzację i automatyzację. Ale wciąż w poszczególnych sektorach po prostu brakuje ludzi do pracy. Te luki wypełniają obcokrajowcy". (PAP)
gru/ bst/ mhr/ grg/