Kamilla Baar chciałaby uczyć młodych adeptów aktorstwa: czuję, że mam do tego serce
Cieszę się z nagród dla „Ministrantów”, bo to znakomity film. Niedługo będzie miał premierę w kinach, zachęcam wszystkich, żeby go zobaczyli. Syna będę zawsze wspierać, czy w tematach życiowych ambicji czy rozprawki z języka polskiego – mówi PAP Life aktorka Kamilla Baar, której syn Bruno Błach-Baar zagrał jedną z głównych ról w nagrodzonym Złotymi Lwami filmie Piotra Domalewskiego „Ministranci”. Aktorka nie ukrywa, że w przyszłości chciałaby dzielić się swoją wiedzą z innymi, by podobnie jak jej mama i babcia, uczyć.
PAP Life: Kiedy jakiś czas temu zadzwoniłam do ciebie z propozycją wywiadu, powiedziałaś, że to nie jest dobry moment na rozmowę, bo przygotowujesz się do premiery w Teatrze Polonia. To była wyjątkowo trudna rola czy po prostu zawsze, kiedy intensywnie pracujesz, wszystkie inne rzeczy odkładasz na potem?
Kamilla Baar: Kiedy pracuję nad rolą, to na ostatniej prostej żyję tylko tym. Zanurzam się w postaci i w zadaniach. Moi bliscy są już do tego przyzwyczajeni i mnie w tym wspierają. Rola Suzi z „Extasy Show” w Polonii wymagała ode mnie rzeczy, które na scenie robiłam po raz pierwszy. I było to fascynujące. Gram showmankę, śpiewam, tańczę i muszę być jednocześnie w stałym kontakcie z publicznością. A wszystko w bardzo przewrotnej formie, bo sztuka opowiada o decydowaniu o czyimś życiu lub śmierci.
PAP Life: Wyobrażasz sobie, że mogłabyś naprawdę poprowadzić telewizyjne show? Wielu aktorów to robi.
K.B.: Robienie „show” to jest - jak mówią Amerykanie – „entertainment” (rozrywka), a „entertainment” to nie jest „art” (sztuka), do której należy moje serce. W życiu nigdy nie mogłabym stać się nawet namiastką Suzi. A w „Extasy Show” w reż. Tomasza Mana to „art” o tym, jak działa „enterteinment” w przyszłości. Rola Suzi wymagała ode mnie dużej kreatywności i jestem z niej dumna. Pracowałam nad nią nie tylko z reżyserem, ale też z charakteryzatorem, kostiumografką i wybitnym krawcem.
PAP Life: „Extasy Show” napisała austriacka neurolożka, która przez wiele lat pracowała ze starszymi ludźmi. Sztuka wybiega w przyszłość, czwórka ludzi w podeszłym wieku na oczach widzów musi poddać się testowi, który zadecyduje o ich losach. Tekst ma wiele warstw, dla mnie jest też o lęku przed starością, którą wielu ludzi uważa za coś nieatrakcyjnego, wręcz wstydliwego.
K.B.: Zawsze było mi blisko do starszych ludzi, szukałam ich towarzystwa, lubiłam z nimi rozmawiać, czerpać z ich doświadczenia. Dla mnie starsi ludzie są autorytetami, ekspertami w dziedzinie życia. Dobrze jest mieć świadomość, że życie podzielone jest na różne etapy. Ignorowanie starości, ukrywanie jej, jest czymś niepoważnym, wręcz głupim. Starość była, jest i będzie, i lepiej się z nią ułożyć, dogadać, żeby życie było pełniejsze. Jestem optymistką i zawsze myślę tylko o tym, co dziś mogę dać z siebie najlepszego. A starość? Chcę być babcią, która jeździ z wnukami na rowerze, kąpie się zimą w jeziorze i szaleje na nartach czy gra w tenisa.
PAP Life: Rozumiem, że patrzysz w lustro i nie tropisz nowych zmarszczek?
K.B.: Niewiele spędzam czasu przed tak zwanym lustrem. Wiem, że ono nie odbija prawdy o nas. Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu - to jedno z moich ulubionych zdań w literaturze. Tropię te wewnętrzne zmarszczki czy te wewnętrzne uśmiechy w ciągu dnia, kiedy jestem z ludźmi, pracuję, ćwiczę, czytam, odpoczywam. Wtedy czuję od wewnątrz, jak wyglądam. To co zobaczymy w lustrze, w dużej mierze zależy od tego, jakie mamy do siebie nastawienie. Lustro sprzyja zakładaniu maski. A zmarszczki są przepiękną mapą życia. To jest moja historia.
PAP Life: Powiedziałaś, że nie zastanawiasz się, co będzie za kilka czy kilkanaście lat. A czy nie przeraża cię rozwój sztucznej inteligencji? Niektórzy zaczynają dzień od rozmowy z AI, która zastępuje im znajomych, psychoterapeutę.
K.B.: Bardziej mnie to smuci niż przeraża. Jeśli ktoś budzi się rano i nie ma potrzeby porozmawiania nawet z samym sobą, tylko sięga po telefon i pisze ze sztuczną inteligencją, to jest to przenikliwie smutne. Warto uświadomić sobie, że każdego dnia mamy wybór. Czy chcemy być sterowani przez AI, czy sami decydować o sobie? Martwi mnie, że dziś dzieci niemal od urodzenia dorastają z telefonem. Rosną całe pokolenia, którym AI podpowiada, jak żyć, co jeść, jak pracować, jak wyglądać, dokąd podróżować. Ten rodzaj unifikacji to jest coś, co jest wbrew naturze ludzkiej, która przecież zawsze dążyła do indywidualizowania się, niezależności. To nas napędzało, a teraz AI nas usypia.
PAP Life: Ale AI jest wygodna. W kilka chwil udzieli odpowiedzi na każde pytanie, rozwieje wątpliwości, podpowie.
K.B.: Nie mam obsesji znajdowania natychmiast odpowiedzi na każde pytanie. Czasami trzeba na coś poczekać, skonsultować, czegoś więcej się dowiedzieć. Nawet powiem więcej. Wolę stwierdzenie „nie wiem” niż „wiem”. Nie jestem przeciwna wykorzystywaniu AI przez twórców, to naturalne, że sięgają po nowe narzędzia, które są do dyspozycji. Ale kiedy mówimy o codziennym funkcjonowaniu, to warto się zastanowić, gdzie są granice.
PAP Life: Niedawno miał premierę film „Vinci 2” Juliusza Machulskiego. Dwadzieścia lat po pierwszej części, w której debiutowałaś, spotkałaś się ponownie na planie filmowym z Robertem Więckiewiczem, Borysem Szycem, Marcinem Dorocińskim, Łukaszem Simlatem. To było wzruszające spotkanie?
K.B.: Tak, to był wspaniały prezent od życia. Ale chyba najbardziej wzruszyło mnie spotkanie z Julkiem i Ewą (Ewa Machulska, żona Juliusza Machulskiego, kostiumografka). Z Borysem niedawno zrobiliśmy serial „Forst”, w którym grałam panią prokurator. To on zaprosił mnie do tego projektu, bo był jego współproducentem. Miałam też kontakt z Robertem, Łukaszem. Natomiast przez te wszystkie lata nie widywałam się zbyt często z Ewą i Julkiem, a niezwykle ich lubię i szanuję. Są dla mnie wzorem pary, oboje mają niesamowite poczucie humoru, cudowny zmysł estetyczny. Julek często używa określenia, które sobie przysposobiłam, bo bardzo mi się podoba: „wspaniale jest czuć, że znalazło się ludzi o tym samym DNA, co nasze”. Kiedy zobaczyliśmy się na planie po dwudziestu latach, okazało się, że jesteśmy tacy, jak dawniej. To samo DNA. Wyjątkowo miłe było jeszcze to, że mojego filmowego syna zagrał Teoś, wnuk Julka i Ewy, syn Marysi Machulskiej, wybitnej rysowniczki.
PAP Life: Wyobrażasz sobie, że zagrałabyś z własnym synem?
K.B.: Potrafię sobie dużo wyobrazić. Moja wyobraźnia jest wręcz nieograniczona.
PAP Life: Bruno zagrał niedawno dużą rolę w filmie Piotra Domalewskiego „Ministranci”. Film został nagrodzony Złotymi Lwami na ostatnim Festiwalu w Gdyni.
K.B.: Bruno przeżył niezwykłą przygodę i bardzo mu tego gratuluję. Cieszę się z nagród dla „Ministrantów”, bo to znakomity film. Niedługo będzie miał premierę w kinach, zachęcam wszystkich, żeby go zobaczyli. Syna będę zawsze wspierać, czy w tematach życiowych ambicji czy rozprawki z języka polskiego.
PAP Life: Udzielałaś mu zawodowych rad?
K.B.: Udzielałam raczej rad matczynych.
PAP Life: Zapytałam cię o to, bo podobno marzysz, żeby uczyć w szkole teatralnej.
K.B.: To prawda. Darzę zawód nauczyciela ogromnym szacunkiem. Swoim nauczycielom zawdzięczam bardzo wiele. Pochodzę też z nauczycielskiej rodziny, bo zarówno moja mama, jak i babcia były nauczycielkami. Mama nadal uczy, babcia już nie żyje, ale przez całe życie była polonistką w szkole w Wągrowcu. Wyobraź sobie, że w zeszłym roku, kiedy wracałam pociągiem z Berlina, podchodzi do mnie kontroler i prosi: „Bileciki poproszę”. Podaję mu bilety, on przygląda mi się uważnie i nagle pyta: „Przepraszam, czy pani jest wnuczką pani Marii Baar?". Odpowiadam: „Tak, babcia już nie żyje, ale jestem jej wnuczką". A on wtedy mówi: „Pani Kamilo, ja pani babci zawdzięczam całe moje życie. Ona mnie uczyła języka polskiego, zawsze we mnie wierzyła, pomogła mi się przygotować do matury i dzięki niej skończyłem historię na KUL-u. Jestem nauczycielem, teraz dorabiam sobie jako kontroler". Wiele razy przydarzyły mi się podobne sytuacje. Ale wracając do twojego pytania, to bardzo chciałabym się kiedyś sprawdzić w roli uczącej, bo czuję, że mam do tego serce. Zależy mi na losie młodych ludzi i chciałabym, żeby w Polsce aktorzy byli jak najlepsi.
PAP Life: Niedawno na swoim Instagramie napisałaś: „kocham swoją pracę".
K.B.: Bo to jest prawda. Lubię metamorfozy, a to jest możliwe chyba tylko w aktorstwie. W „Seksie dla opornych” w Teatrze Małym w Tychach gram kobietę z nadwagą, która ma problem z samoakceptacją, co powoduje kryzys w jej związku. W „Terapii dla par” - to pierwszy spektakl, z którym jeżdżę po Polsce – gram konkretną adwokatkę. We wspomnianym „Extasy Show” jestem wiecznie młodą showmanką, znowu w „Matce i dziecku” w warszawskim Teatrze Warsawy narcystyczną matką dorosłego syna. To fantastyczne postaci, a dla mnie jako aktorki wyzwanie i radość. Dostałam w ostatnim roku tyle dowodów na to, że publiczność docenia to, co im proponuję i jestem za to wdzięczna. Uważam swój zawód za jeden z najpiękniejszych na świecie. Kocham artystów i bez sztuki, nie tylko aktorskiej, ale bez malarstwa, bez rzeźby czy bez muzyki, po prostu nie funkcjonuję. Wszystko to, co jest formą, ekspresją, tworzeniem jest mi bardzo bliskie.
PAP Life: Nie żałujesz, że przez kilka lat nie pracowałaś w zawodzie?
K.B.: Taki sposób myślenia w ogóle nie leży w mojej naturze. Nie pracowałam przez jakiś czas, ale spełniałam się w innych sferach życia, zdobywałam nowe doświadczenia. Uważam, że dzięki temu jestem dziś lepszą aktorką. Ostatnio robiliśmy z Dawidem Ogrodnikiem słuchowisko radiowe „Miłości” na podstawie tekstu Tomasza Mana i w jego reżyserii. 40 minutowy monolog porzuconej kobiety o utracie i sensie przeżywania miłości. To było dla mnie ogromne przeżycie, sam na sam z partnerem i z mikrofonem. Szukam w życiu olśnień, magii, piękna, prawdy. A ten zawód daje nieprawdopodobne możliwości, żeby to przeżyć. To mnie uszczęśliwia.
PAP Life: Niedawno skończyłaś 46 lat. Urodziny to moment, który skłania do różnych refleksji.
K.B.: Z jednej strony wydaje się, że to dużo, już wiem, że jestem w tej drugiej połowie swojego życia. A z drugiej mam wrażenie, że mój umysł jest dużo bardziej chłonny, ciekawski, dziecięcy, szalony, ale też bardziej ogarnięty niż kiedykolwiek wcześniej. Staram się mieć dystans, luz, każdego dnia dziękuję za to co mam. Myślę, że to jest jakiś klucz do szczęścia. Wcześniej porównywałam się do innych, więcej od siebie wymagałam, bo chciałam spełnić oczekiwania innych. Aktualnie jestem dla siebie życzliwa, otwarta. Jestem dla siebie najbliższą przyjaciółką.
Rozmawiała Iza Komendołowicz
ikl/mdn/
Kamilla Baar ukończyła warszawską Akademię Teatralną w 2002 roku. Od 2005 roku do 2018 była aktorką Teatru Narodowego w Warszawie. W kinie debiutowała w 2004 rolą w „Vincim” Juliusza Machulskiego. Zagrała w wielu filmach i serialach (m.in. „Na dobre i na złe”, „Służby specjalne”, „Uwikłani”). W 2018 roku zdecydowała się zrobić przerwę zawodową, wróciła do aktorstwa w 2023 roku. Wystąpiła m.in. w serialu „Forst” i filmie „Vinci 2”. Mama 14-letniego Bruna (ze związku z aktorem Wojciechem Błachem), który ostatnio zagrał w jednej z głównych ról w filmie „Ministranci” Piotra Domalewskiego. Ma 46 lat.