Maja Ostaszewska i Eryk Kulm: od "Teściów" do "Chopina" [WYWIAD]
Maja Ostaszewska i Eryk Kulm znów na jednym ekranie. Po tym, jak zagrali kochanków w "Teściach 2", teraz wcielają się w matkę i syna w filmie „Chopin, Chopin!”. „To jest bardzo ciekawy moment dla mnie jako aktorki, kiedy jestem w takim wieku, takiej świadomości i w niezłej formie, że mogę grać i to, i to” - mówi PAP Life Maja Ostaszewska. „Chopin, Chopin!” zadebiutuje na ekranach kin 10 października.
PAP Life: W trakcie kręcenia filmu „Chopin, Chopin!” powiedziałaś, że kiedy po raz pierwszy spotkałaś się z Erykiem Kulmem na planie, wysłałaś do znajomego SMS-a: „Słuchaj, przyszedł Chopin i siadł koło mnie”.
Maja Ostaszewska: Oczywiście to był żartobliwy SMS, bo nie jestem aż tak egzaltowana. Ale rzeczywiście Eryk wszedł z niesamowitą energią, skupieniem i bardzo tajemniczym, melancholijnym spojrzeniem. To był tak naprawdę początek kręcenia filmu. Nie pamiętam teraz dokładnie, ale chyba tydzień czy dwa od rozpoczęcia zdjęć. Więc też trudny moment, kiedy chwytasz postać – ale już wtedy wydał się gotowy na ten wielki skok. Kilka dni temu po raz pierwszy obejrzałam film i muszę powiedzieć, że bardzo mnie poruszył. Uważam, że wyszedł wspaniale. Ma w sobie dużo smutku, ale ma też żart, przewrotność. Rola Eryka jest fenomenalna. Podoba mi się decyzja Michała Kwiecińskiego (reżyser filmu „Chopin, Chopin!” – red.), że jest tak dużo muzyki Chopina. Ale nagle wchodzą zupełnie współczesne nuty i ten Chopin jest też taki bardzo ludzki. Cieszę się ze swojego udziału w tym projekcie i ze spotkania z Erykiem, dla mnie ponownym.
PAP Life: W „Chopin, Chopin!” zagrałaś matkę kompozytora, a jakiś czas temu spotkaliście się z Erykiem Kulmem w „Teściach 2”, gdzie on wcielił się w młodego kochanka Małgorzaty, twojej bohaterki. Zaskakująca zmiana w relacjach.
M.O. Śmieję się, że szybko poszło. To jest bardzo ciekawy moment dla mnie jako aktorki, kiedy jestem w takim wieku, takiej świadomości i w niezłej formie, że mogę grać i to, i to. Tak się zresztą ułożyły zdjęcia, że z planu „Chopina” jeździłam na plan trzeciej części „Teściów”. Taka radykalna zmiana konwencji była wyzwaniem.
PAP Life: W „Teściach” jesteś jedną z głównych bohaterek. W „Chopinie” występujesz właściwie tylko w jednej, choć bardzo ważnej scenie. Fryderyk przyjeżdża z Paryża spotkać się ze swoją rodziną. Rozmowa między nim a matką jest niezwykle współczesna. Wyobrażam sobie, że dzisiaj podobna mogłaby się odbyć pomiędzy rodzicem a dorosłym dzieckiem.
M.O.: Zdecydowanie! Ale pamiętajmy, że w tych czasach dochodziła dodatkowa trudność w kontaktach. I to jest dla mnie bardzo poruszające i tragiczne. A mianowicie: odległość. Kiedy Fryderyk wyjechał na emigrację, to nie było szansy, żeby się spotkali. On swoją rodzinę odwiedził tylko raz, gdy przyjechali do Karlsbadu, czyli dzisiejszych Karlowych Warów. I to spotkanie oglądamy w filmie. A poza tym, komunikowali się listownie. Kiedy jesteśmy na tyle empatyczni albo mamy doświadczenie macierzyństwa - ja mam 18-letniego syna i 16-letnią córkę - i wyobrazimy sobie, jak bardzo za sobą tęsknimy i nie możemy się spotkać, to jest to dodatkowo przejmujące. Dzisiaj te kontakty są dużo prostsze, więc myślę, że troska matki Chopina, żeby nie był sam w Paryżu, bo ona przeczuwała, że jest chory, była jeszcze większa i jeszcze bardziej zasadna. Mówi do niego: „Widzę, że jesteś samotny. I nie oszukuj: oboje wiemy, że jesteś”.
PAP Life: Pyta też, czy syn woli mężczyzn, a kiedy słyszy, że nie, doradza mu założenie rodziny. Ale robi to bardzo delikatnie. Nie udziela rad, nie narzuca własnej wizji, nie ocenia. A przecież wiele współczesnych matek ma z tym problem. Twoja Małgorzata z „Teściów” jest inteligentna, dobrze wykształcona, sprawia wrażenie tolerancyjnej, a próbuje sprawować nad dorosłym synem kontrolę. Chce, żeby żył tak, jak ona sobie wyobraża, bo tak będzie dla niego lepiej.
M.O.: To prawda, ale daleka jestem od oceniania. Sama wiem, jakie to jest trudne. Bo kiedy kogoś bardzo kochamy i jesteśmy przyzwyczajeni, że w tej relacji byliśmy tą osobą, która chroni i wspiera, to w końcu przychodzi moment, gdy powinniśmy powiedzieć: „Koniec! Będę dalej cię wspierać, to jest moja rola, ale już nie ochronię przed całym światem”. Bo też przesadna próba chronienia, tak naprawdę, osłabia nasze dzieci i sprawia, że otrzymują komunikat, że same sobie nie poradzą. A przecież nie przeżyjemy życia za nich. Musimy pozwolić naszym dorastającym dzieciom iść swoją drogą, popełniać własne błędy, bo wtedy wysyłamy sygnał, że w nie wierzymy. Dziecko ma szansę poczuć się odpowiedzialne, samodzielne, a nie mieć zakodowaną kliszę, że bez rodziców nie da sobie rady.
PAP Life: Wracając do twojej roli w „Chopinie”. Kiedy przeczytałaś scenariusz, nie byłaś trochę rozczarowana, że tak niewiele masz do grania?
M.O.: Nie dzielę ról na te bardziej i mniej ważne, ze względu na objętość materiału, jaki dostaję. Bardzo się ucieszyłam, że ten film powstaje. Zresztą, tam nie ma drugiej pierwszoplanowej roli. Nawet George Sand, która z kobiecych postaci jest największa, w kontekście obecności Eryka na planie, jest drugoplanowa. Uważam, że to była bardzo dobra decyzja, żeby opowiadać historię Chopina z perspektywy tylko jednej postaci, czyli samego Chopina. Znamy wiele spojrzeń na Chopina, mieliśmy dwa filmy fabularne, mieliśmy Teatry Telewizji. Ale wydaje mi się, że takiego spojrzenia jeszcze nie było.
Chopin, jego muzyka, jest częścią naszej kultury, naszej tożsamości. Każdy ma jakieś własne wyobrażenie tej wybitnej postaci. Na ogół przychodzą nam na myśl koncerty w Żelazowej Woli albo lato w Nohant (francuska miejscowość, gdzie był dom Sand – red.) i namiętny artysta, kochanek, miłość, George Sand, tragedie, Solange, która się kocha w Chopinie, itd. A w tym filmie mamy pokazane wszystko to, co jest poza Nohant. Pokazujemy też jego wielką samotność i to, że nie był zdolny do nawiązywania głębszych i dłuższych relacji. I też jest to ciekawe, że to nie jest takie czarno-białe. Nie będę spoilerować, co mówi tam George Sand. Ale być może było tak, że choroba zabrała szansę na bliskość. A może choroba była przykrywką, która usprawiedliwiała jego brak zaangażowania.
PAP Life: Może to cena za geniusz? Ludzie wybitni często są samotni.
M.O.: Często wybitni artyści są najszczęśliwsi wtedy, gdy tworzą, w tym wypadku muzykę. Dotyczy to wszystkich dziedzin sztuki, poetów, malarzy i tak dalej. Artyści, zwłaszcza ci genialni potrzebują być uwielbiani i nawet jak udają - również sami przed sobą - że to nieprawda, to tego potrzebują. I to zresztą mówią Chopinowi kobiety, które go otaczają. Zauważ, że w tym filmie wszystkie są inteligentne, charakterne. Nie są dodatkiem, ładnym tłem. Zresztą Justyna Chopin była także świetnie wykształcona, z ojcem Fryderyka, Mikołajem, poznali się, kiedy u Skarbków w Żelazowej Woli pracowała jako guwernantka. Wiedziała, jak ważna jest edukacja i bardzo wspierała wszystkie swoje dzieci, bo oprócz Fryderyka, miała trzy córki, w spełnianiu marzeń i w edukacji. To była naprawdę wspaniała, można powiedzieć: szalenie nowoczesna rodzina.
Ale czy geniusz w ogóle ma szansę nie być samotny? Czy nie jest też tak, że kiedy czuje się więcej, widzi więcej, potrafi więcej, to w jakiś sposób to dystansuje od innych? Można wyciągnąć takie wnioski.
PAP Life: Słuchasz muzyki Chopina?
M.O.: Od dziecka. Myślę, że chyba nie ma nikogo w Polsce, kto sam zajmuje się sztuką i powiedziałby, że dla niego muzyka Chopina nie jest ważna. Oczywiście można mieć ukochanych innych kompozytorów. U mnie w domu, ponieważ mój tata (Jacek Ostaszewski, założyciel grupy Osjan - red.) jest muzykiem, mój brat jest po Akademii Muzycznej, zawsze było bardzo dużo muzyki. Choć, jak wspominam, może najwięcej było Bacha, ale Chopin też był zawsze. Mam do utworów Chopina wyjątkowy stosunek. Ta muzyka bardzo mocno na mnie działa. Zawsze wyczekuję czasu Konkursu Chopinowskiego. Często słucham Chopina, kiedy potrzebuję skupienia przed spektaklem lub wracam z teatru do domu i chcę zanurzyć się w jego brzmieniu, odreagować. Ostatnio odkryłam Radio Chopin, które gra muzykę klasyczną i oczywiście przede wszystkim dużo Chopina.
PAP Life: Niektórzy uważają, że to smutna muzyka.
M.O.: Ale ja mam w sobie też jakiś rodzaj melancholii. Może dlatego jest mi tak bliska. To, że potrafimy się wygłupiać, żartować, lubimy rozśmieszać ludzi, nie znaczy, że nie mamy w sobie smutku. Takie spojrzenie na człowieka jest bardzo prawdziwe. I takie jest w tym filmie. (PAP Life)
Rozmawiała Iza Komendołowicz
ikl/ag/moc/
Maja Ostaszewska – aktorka teatralna i filmowa oraz działaczka społeczna. Dwukrotna laureatka Orłów za pierwszoplanowe role w "Jacku Strongu” i „Body/Ciało”. W Gdyni nagrodzono ją za kreacje w filmach "Patrzę na ciebie, Marysiu", "Prymas. Trzy lata z tysiąca" i "Przystań". Zadebiutowała przed kamerą w 1993 roku w "Liście Schindlera" Spielberga. Od 2008 roku jest w zespole Nowego Teatru w Warszawie. Zagrała we wszystkich trzech częściach filmu "Teściowie", którego najnowsza odsłona weszła do kin 12 września. W "Chopin, Chopin!" (premiera 10 października) wcieliła się w matkę kompozytora, Justynę. Prywatnie związana z operatorem Michałem Englertem, z którym ma dwoje dzieci. Wyznaje buddyzm. Ma 53 lata.