Łukaszenka: uratowałem Cichanouską, a ona "płakała z wdzięczności"
Alaksandr Łukaszenka zarzucił w piątek byłej kandydatce na prezydenta Białorusi Swiatłanie Cichaouskiej, że zapomniała, iż to „prezydent Białorusi ją uratował”. Powiedział też, że "płakała z wdzięczności" i że wyjechała na Litwę z własnej woli.
Według Łukaszenki na początku ulicznych protestów demonstrantom brakowało „ofiary sakralnej” i „mogła się nią stać była kandydatka na prezydenta Cichanouska”, ale „na jej prośbę” zdążono ją wywieźć.
Jak oznajmił, „był zamysł: podpalić sztab i obwinić o to władze”, ale w akcję zapobieżenia przestępstwu zaangażowano 120 funkcjonariuszy resortów siłowych. Następnego dnia Cichanouska – wedle jego słów - zwróciła się do niego z prośbą o wyjazd z kraju.
„Dałem rozkaz: pod ochroną, na jej własną prośbę, z ludźmi, o których poprosiła, jako eskortą, wywieźliśmy ją na Litwę do dzieci. A kiedy powiedziała, że nie ma pieniędzy, żeby tam przeżyć, zarządziłem, żeby wziąć z firmy państwowej 15 tys. dol. i jej dać. +Bardzo panu dziękuję+ - płakała z wdzięczności” – powiedział Łukaszenka.
Jednocześnie – jak oświadczył – białoruskiej ambasadzie na Litwie polecono pomóc Cichanouskiej w przejeździe i znalezieniumieszkania.
Dwa dni po wyborach prezydenckich na Białorusi z 9 sierpnia minister spraw zagranicznych Litwy Linas Linkeviczius powiedział, że Cichanouska znajduje się na Litwie. Opozycjonistka powiedziała, że sama podjęła decyzję o wyjeździe z kraju. Dodała jednak: "Nie daj Boże, by ktoś stanął przed takim wyborem, przed jakim stanęłam ja". Linkeviczius ocenił, że Cichanouska została prawdopodobnie poddana silnym naciskom i nie miała innej możliwości, niż wyjechać. (PAP)