Rumunia a wybory w Polsce - na południu wygrał kandydat antysystemowy, ale nie rewolucjonista [WIDEO]
Wybory w Polsce i w Rumunii nie tylko zbiegły się w czasie, ale były też podobne pod względem politycznym. W obu krajach cykl wyborczy cechował się wzrostem nastrojów antysystemowych i popularności radykalnej prawicy. W Rumunii wygrał ostatecznie kandydat spoza mainstreamu, ale nie rewolucjonista.
Podobieństw pomiędzy Rumunią i Polską jest wiele, a na różnych etapach procesu wyborczego w Polsce mówiono nawet o "scenariuszu rumuńskim". Najpierw część opozycji straszyła, że nad Wisłą może powtórzyć się odwołanie wyborów, jeśli "systemowi" nie spodoba się wynik wyborów. Właśnie w taki sposób, w ślad za radykalną prawicą rumuńską, część komentatorów interpretowała wydarzenia w Bukareszcie oraz decyzję o unieważnieniu wyborów i zarzuty pod adresem skrajnie prawicowego Calina Georgescu.
Teraz znowu pojawia się pytanie, czy wydarzenia w Polsce mogą potoczyć się "tak jak w Rumunii". Po długiej, ciągnącej się ponad pół roku wyborczej epopei, pełnej dramatycznych zwrotów i kontrowersji wokół odwołania pierwszego cyklu wyborczego, wygrał tam polityk spoza kręgu "starych elit", ale nie rewolucjonista. Na ostatniej prostej Nicusor Dan pokonał antysystemowego populistę, radykalnie prawicowego George Simiona, który zgarnął większość w pierwszej turze powtórzonych wyborów i pewnie zmierzał do sukcesu w drugiej.
Wybory w Rumunii. Starcie Dana z Simionem
Zwycięzca rumuńskich wyborów, burmistrz stolicy Nicusor Dan, zapowiadał, że chce odnowić państwo, walcząc z korupcją i układami, ale jednocześnie utrzymując dotychczasowe sojusze, bliską współpracę z UE i obecność kraju w NATO, a także – pomoc dla napadniętej przez Rosję Ukrainy. W kampanii pomógł mu, paradoksalnie, radykalizm faworyta wyścigu. George Simion, zajadle krytykując system, odrzucał oskarżenia o prorosyjskość i antyzachodniość, choć był przeciwny pomaganiu Kijowowi. Wzywał do reformy UE w duchu Europy Ojczyzn, a także do ścisłego sojuszu z USA Donalda Trumpa i ruchem MAGA.
Jako wiceprzewodniczący europejskiej rodziny EKR (Europejskich Konserwatystów i Reformatorów) Simion podkreślał rolę współpracy ideowej z polskim PiS, popierając jego kandydata Karola Nawrockiego i ciesząc się dużym wsparciem ze strony polskich polityków tej formacji. Jako wzór rządów wskazywał włoską premier Giorgię Meloni.
Jednocześnie, choć długo dbał o to, by jawić się jako polityk bardziej umiarkowany niż kontrowersyjny Calin Georgescu, swoim głównym postulatem uczynił postawienie właśnie jego "na czele państwa", by "przywrócić sprawiedliwość". Na ostatniej prostej kampanii Simion chwalił Viktora Orbana, a jedno z ostatnich spotkań przeprowadził z Marion Marechal, polityczką francuskiej skrajnej prawicy.
Według analityków to właśnie obawy wyborców i nieprzewidywalność Simiona przyczyniły się do rekordowej mobilizacji w II turze wyborów i ostatecznego zwycięstwa Nicusora Dana. Nawet wśród diaspory, postrzeganej jako bastion radykalnej prawicy, Simion zdobył procentowo (56 proc.) mniejsze poparcie niż w pierwszej turze (61 proc. głosów), chociaż zagłosowało na niego o 300 tys. rodaków więcej. Poza granicami Rumunii zagłosowało w II turze aż 1,6 mln obywateli (w pierwszej - 900 tys.) Nicusor Dan zdobył w I turze niecałe 250 tys. głosów, a w kolejnej - ponad 720 tys.
Dan, kompletne przeciwieństwo Simiona w warstwie wizerunkowej, postawił na narrację w treści prozachodnią, a w formie - wyważoną i racjonalną, bez krzyków i emocji. Krytycy, w dość wulgarny sposób, wytykali mu brak charyzmy, nazywając go nawet "autystykiem". Dan ma temperament raczej wykładowcy akademickiego niż ludowego trybuna. "Jednak wydaje się, że to właśnie skromność i poczciwość, cechy mało popularne we współczesnej polityce, pomogły mu wygrać" – zauważył w rozmowie z PAP Jakub Bielamowicz, analityk ds. rumuńskich z Instytutu Nowej Europy.
"Moim zdaniem game changerem była autentyczność przekazu, konsekwencja poglądów, bycie sobą i posiadanie realnych sukcesów na stanowisku burmistrza Bukaresztu, a także w okresie działalności w ruchach miejskich i antykorupcyjnych" – ocenia Bielamowicz.
Tuż po zakończeniu pierwszej tury, w której uzyskał o połowę mniej głosów niż prowadzący w wyścigu Simion, Nicusor Dan powiedział wprost w rozmowie ze stacją Digi24: "Będzie to spór między kandydatem prozachodnim a kandydatem antyzachodnim. Uważam, że na tym właśnie powinna polegać kampania - na zachowaniu zachodniego kierunku Rumunii, co oznacza członkostwo w Unii Europejskiej, czyli członkostwo, które oznacza dobrobyt, a także członkostwo w NATO".
Oczekiwanie zmiany, spowodowane rozczarowaniem dotychczasowymi rządami i elitami, to najsilniejsza emocja, która zaważyła zarówno w pierwszych wyborach w listopadzie ubiegłego roku, a następnie – po ich odwołaniu – w powtórzonych wyborach 4 maja. W obu elekcjach kandydaci reprezentujący tradycyjne siły polityczne w Rumunii dostali "czerwoną kartkę" - nie zdołali przejść do drugiej tury.
W listopadzie pierwsze miejsce zajął skrajnie prawicowy Calin Georgescu, a po wykluczeniu go z wyborów pozycję tę przejął George Simion. Polityk ten oparł się na narracji antysystemowej i zapowiadał "przywrócenie porządku konstytucyjnego", a także obronę "pokrzywdzonego przez system Georgescu". Nicusor Dan również odpowiedział na potrzebę zmiany, ale nie sięgając po populizm. I wygrał. W rumuńskiej układance politycznej znalazł się kandydat, który nie kojarzył się ze źle ocenianymi rządzącymi od trzech dekad elitami, ale jednocześnie nie proponował jako rozwiązanie zwykłego "wywrócenia stolika".
Według Bielamowicza Dan wygrał, bo "skoncentrował się na mobilizowaniu swojego elektoratu, a nie na nieudolnych próbach zagarnięcia wyborców oponentów poprzez wchodzenie na ich pole".
Burmistrz Bukaresztu nie zdecydował się na zagrywanie populistycznymi narracjami, nie próbował rywalizować z Simionem w krytykowaniu Unii Europejskiej i przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen, a także granie dość powszechną w Rumunii nieufnością wobec Ukraińców, ponieważ wiedział, że wiele w ten sposób nie ugra.
Justyna Prus (PAP)
just/ szm/ mhr/ grg/