Politolog: mamy renesans debat, ale nie mają one dużego wpływu na wybory
Mamy w Polsce renesans debat - ocenił w rozmowie w Studiu PAP politolog z Uniwersytetu Warszawskiego dr hab. Bartłomiej Biskup. Jego zdaniem debaty nie mają jednak dużego wpływu na wybory, choć "kilka punktów procentowych można na nich zyskać".
Politolog komentował poniedziałkową debatę prezydencką, współorganizowaną przez TVP, TVN i Polsat. Ocenił, że "kandydaci byli raczej dobrze przygotowani, nie było jakichś większych wpadek".
"Ten długi czas (trwania debaty - PAP) też nie sprzyjał ani koncentracji widza, ale też kandydatów. Część z nich była wyraźnie zmęczona. To już była też późna pora" - powiedział politolog.
Jego zdaniem, "ci, którzy są sprawni zwykle w debatach, cały czas pozostali sprawni". "Można wyróżnić na plus oczywiście Szymona Hołownię, który jest zawsze bardzo sprawny w debatach i jeżeli chodzi o swoje opinie, i o riposty. No i Sławomir Mentzen miał dobre tutaj wystąpienie" - dodał.
Zdaniem Biskupa, Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki "mówili głównie do siebie, ale też sprawnie sobie poradzili". W jego ocenie dobrze wypadł też np. Adrian Zandberg, choć "trochę poniżej oczekiwań", bo w poprzednich debatach - w ocenie eksperta - zwykł wypadać lepiej. Zwrócił uwagę na "koloryt" wprowadzony przez Krzysztofa Stanowskiego i ciekawe wypowiedzi Artura Bartoszewicza czy Marka Wocha.
Poniedziałkowa debata była ostatnim spośród wydarzeń tego typu zaplanowanych przed pierwszą turą wyborów - wcześniej ogólnopolskie redakcje przeprowadziły ich siedem. Zdaniem Bartłomieja Biskupa, "te debaty to jest taka trochę nowa jakość w polskiej polityce".
"Zupełnie zmieniła się ich formuła - chyba przez to, że ich było tak dużo. Poszczególne redakcje prześcigały się w tym, żeby coś jeszcze bardziej zrobić. To nie są te debaty, co kiedyś" - stwierdził politolog. Przypomniał debaty z ostatnich 30 lat, gdy dyskutowali m.in. Alfred Miodowicz z Lechem Wałęsą, czy Lech Wałęsa z Aleksandrem Kwaśniewskim. "One miały większą oglądalność, większe oczywiście znaczenie, i później nastąpiła taka "posucha" - ocenił.
Zdaniem politologa, obecnie debaty przeżywają renesans. Ich wpływ na zachowania wyborców jest jednak - jak ocenił - nieduży.
"Ja zawsze to porównuję do rozdawania ulotek z pizzą. No po co to rozdawać, jak większość ludzi wyrzuca? Ano dlatego, że w ulotkach między 2 a 4 proc. ludzi odpowiada na nie, czyli kupuje tę pizzę. A czy to jest dużo, czy mało? Ano właśnie - jak rozdamy 2 tys. ulotek, to ileś tam pizzy sprzedamy. Tak samo tutaj. Czyli ma wpływ na niewielką część wyborców, ale być może ta część wyborców będzie potrzebna do czegoś, na przykład do osiągnięcia dobrego wyniku, do wejścia do drugiej tury"
Politolog został też poproszony o odniesienie do komentarzy mówiących o końcu duopolu PO-PiS. Ocenił, że "chyba się jeszcze nie kończy". Zwrócił jednak uwagę na "odpływ wyborców" od głównych kandydatów, co dzieje się przez "dobre wyniki, na przykład kandydatów lewicy".
"Ci dwaj kandydaci (Trzaskowski i Nawrocki - przyp. red.), oni są osłabieni, ale do skali poparcia dla ich partii politycznych, tego stałego elektoratu. No a ten stały elektorat tym się charakteryzuje, że raczej będzie popierał tego kandydata, można powiedzieć, w ciemno, nawet jeżeli różne rysy na jego wizerunku się pojawią" - powiedział.
Politolog zwrócił przy tym uwagę, że na początku kampanii dwaj główni kandydaci mogli liczyć łącznie na do 70 proc. głosów, obecnie jest to ok. 55 proc. "To by była ewentualnie szansa gdzieś tam, jakaś jaskółka, ale proszę zauważyć, że w drugiej turze wrócimy do tej polaryzacji" - zaznaczył.
"Ten czas na odejście od polaryzacji, na rzecz pewnie jakiejś innej polaryzacji, może się gdzieś tam ziścić, bo tu będą nowe zjawiska w ogóle się kształtować po całych wyborach. Po 1 czerwca na nowo moim zdaniem troszeczkę się będzie kształtować scena polityczna, już przygotowując się do wyborów parlamentarnych w 2027 roku"
Pierwsza tura wyborów prezydenckich odbędzie się 18 maja, ewentualna druga tura zostanie zorganizowana 1 czerwca.(PAP)